Koterski: Imponował mi świat przestępczy. Gangsterzy, bandziory

Koterski: Imponował mi świat przestępczy. Gangsterzy, bandziory

Dodano:   /  Zmieniono: 
Michał Koterski (fot. PIOTR TWARDYSKO / newspix.pl) Źródło: Newspix.pl
– Zachar, prawa ręka Nikosia, brał mnie na żagle i uczył szantów. Nie wiedziałem, że był takim okrutnym człowiekiem, jak się potem okazało – Michał Koterski opowiada, jak wygłosił mowę na pogrzebie gangstera.

Lubisz kino?

No a jak, wiadomo.

A co cię w nim najbardziej pociąga?

To, że jest inne od rzeczywistości. Było częścią mojego życia od dziecka, pozwalało mi uciec od codzienności, z którą sobie nie radziłem.

Z zawodu jesteś?

Trudno to nazwać.

Ale gdybyś był wezwany do sądu, musiałbyś nazwać. Co byś wtedy powiedział? Aktor, prezenter telewizyjny, satyryk?

Miłośnik kina. Mam też maturę i parę niedokończonych szkół.

Dlaczego?

Bo czasami w życiu zapominałem, co jest naprawdę ważne.

Kino było ucieczką?

Przed samym sobą. Od dziecka czułem strach przed zmierzeniem się z rzeczywistością. Gdy wychodziłem do szkoły, nasłuchiwałem na klatce, aż mama pójdzie do pracy, i wracałem. Czekałem, aż otworzą wypożyczalnię kaset wideo, wypożyczałem coś, zasłaniałem zasłony i oglądałem. Na koniec roku miałem 70 proc. nieobecności!

Nie lubiłeś szkoły?

Bałem się. Miałem strach przed ocenianiem, przed nauczycielami, przed rówieśnikami. Całe życie się bałem.

Wszędzie jesteś przedstawiany jako syn znanego reżysera. Nie wkurza cię to?

Kiedyś myślałem, że to ciężar. Teraz staje się to dla mnie motorem napędowym, takim że wszystko, co wykonuję, chcę zrobić jak najlepiej. Po prostu wiem, jakiego mam ojca i że zawsze będę z nim porównywany. Teraz to mnie mobilizuje, pozwala przełamywać strach. Nie miałem łatwego dzieciństwa, normalnej rodziny. Kiedy rodzice mieszkali razem, bałem się wracać do domu. Jednak były też chwile niesamowite. Przychodzę, a tu przy pomidorowej siedzi mój ojciec z Panem Kleksem. Bo dla mnie Fronczewski to był Pan Kleks. I nagle mój ojciec stawał się kimś wyjątkowym, czarnoksiężnikiem, który potrafi sprowadzić ludzi, którzy są z innego, lepszego świata.

Rozmawiałeś z Kleksem?

Mama podała knedle, z nerwów jadłem je bardzo szybko. Tak się zestresowałem, że patrząc na Kleksa, zwymiotowałem. To były chwile, kiedy ten bajkowy świat, w który uciekałem, stawał się dotykalny. Mogłem też poznać Franza Maurera.

To dla mnie ważne, co mówisz. Mam troje dzieci, każde z inną kobietą, trochę podobny klimat jak u ciebie. Uzmysłowiłem sobie, że być może w jakiś sposób naznaczyłem swoje dzieci nazwiskiem, tym wszystkim, co robię.

No tak, ale ja sobie właśnie myślę, że to nie do końca tak…

…po latach tak mówisz, wcześniej płaciłeś cenę.

Ale to naznaczenie jest też pewnego rodzaju darem. Okay, każdy rodzic chciałby, żeby jego dziecko nie odczuwało cierpienia. Tylko tak naprawdę bez cierpienia nie ma życia. Bez błędów, bez upadków i podnoszenia się. Ja w sumie jestem wdzięczny ojcu za to, że mnie naznaczył.

Kilka lat temu żałowałeś, że wszedłeś do show-biznesu jako maskotka.

Wiesz, ja się ciągle czuję człowiekiem niedojrzałym, uciekającym, nie do końca konfrontującym się z rzeczywistością. Wchodząc w świat telewizji i kina, miałem takie dziecięce spojrzenie. Dla mnie to było coś wyjątkowego, poczucie, że złapałem Pana Boga za nogi. I nagle, poznając ten świat od wewnątrz, z jego układami i zawiścią, zrozumiałem, że życie jest jeszcze gorsze, niż myślałem.

Powiedziałeś teraz coś bardzo mocnego, że show-biznes pozbawił cię wiary w dobro człowieka.

Tak. Kiedy zaczynałem pracę w telewizji, wydawało mi się, że ludzie mnie lubią. Spotykałem się na ulicy z sympatią, czułem się akceptowany, bezpieczny. I nagle, czytając te wszystkie komentarze w internecie, nie mogłem ich zrozumieć. Dlaczego np. jakiś człowiek życzy mi śmierci? Wiesz, te wszystkie teksty typu „niech zdechnie ten gnój”. To zaczęło mnie rujnować, obdzierało mnie z wszystkiego, w co wierzyłem.

Nękali cię paparazzi.

To była jakaś wściekła moda, te gazety posuwały się do naprawdę skrajnych rzeczy. Siedziałem sobie z dziewczyną w restauracji na placu Trzech Krzyży, paparazzi siada przy stoliku, a ja, jak wiesz, jestem dość wybuchowy. I wiesz, siada koło mnie ten facet z aparatem i zaczyna nam robić zdjęcia. Mówię do niego: „Posłuchaj, zrób te zdjęcia i odejdź”. I akurat na nieszczęście babka podaje pierogi, które zamówiłem wcześniej. On mówi do mnie: „Słuchaj, zjedz pierożka!”. Nie wytrzymałem. Dałem mu do zrozumienia, że mu przypierdolę. Myślę, że nikt by tego nie wytrzymał, bo to było upokarzające, jeszcze przy kobiecie. Na szczęście jeden z bramkarzy, który mnie zna, podszedł i wyprowadził tego paparazzi. Akurat piłem herbatę z miodem, ten paparazzi zdążył to sfotografować i na pierwszej stronie gazety poszło: „Koterski to ćpun”. Ta herbata to miała być niby marihuana! Nie mogłem w to uwierzyć. Wszyscy nagle zaczęli dzwonić do mojej matki, to było coś strasznego. Po kilku takich historiach przyszedł moment kompletnego zwątpienia. Nagle jakby runął mój cały świat, jakby ktoś mi odebrał sens życia.

Posypałeś się.

Do tego akurat się rozstawałem z kobietą, którą bardzo kochałem. Przyszedłem wtedy do Niny Terentiew, byłem kompletnym wrakiem. Ona mi powiedziała: „Michał, możesz teraz mnie znienawidzić, ale musisz odpocząć rok. Jeśli ja cię wpuszczę na antenę, to cała ta sytuacja może cię zabić. W tej chwili możesz tego nie zrozumieć…”.

Zrozumiałeś?

Nie. Myślałem sobie: Boże, nie dość, że mnie zostawia dziewczyna, to jeszcze kobieta, na którą liczyłem, zadaje mi cios w serce. Teraz wiem, że to było najlepsze, co Nina mogła dla mnie zrobić. Z tamtego okresu pamiętam jeszcze rozmowę z ojcem. Powiedziałem mu, że to koniec mojego życia, że już nic mnie w nim nie spotka. On mi wtedy odpowiedział: „Słuchaj, Michał, w życiu wszystko jest po coś. O charakterze człowieka świadczy to, jak potrafi się podnieść z upadku”.

Też nie rozumiałeś.

Ani trochę. Byłem wkurzony, myślałem: co on mi tu będzie pierdolił, jak ma wszystko, czego chce. Ale w sumie cała ta lekcja była mi potrzebna. Jakoś poczułem się bardziej mężczyzną.

To znaczy?

Podniosłem się po jakichś dwóch latach. Teraz spokojnie, już z pewnym dystansem, mogę się bronić przed tym, żeby inni mnie nie skrzywdzili. I cieszyć się z tego, co robię. Postanowiłem sobie, że na razie dam sobie spokój z telewizją, w sensie prowadzenia jakichś programów. Skupię się po prostu na graniu. Teraz czuję, że wszystko jeszcze przede mną, że jeszcze np. zagram role, o których zawsze marzyłem.

Jesteś po trzydziestce, to początek starzenia się dla aktora. Rozmawiałem o tobie z Niną, wydawałeś mi się osobą, która się zachłysnęła tym światem, i to tak bardzo, że przebiłeś głową sufit. Zastanawiam się, czy kiedyś znowu nie dopadnie cię ten stan przyzwyczajenia do bycia top gwiazdą. Czy jeśli kiedyś znów znajdziesz się na szczycie, będziesz umiał z niego zejść.

Wiesz, mój dzban próżności jakby się wypełnił, bardziej staram się do tego zdystansować. Inaczej poruszam się po tym świecie. W czasie mojego kryzysu ojciec mi powiedział, że sukces jest czasami trudniejszy do uniesienia niż brak sukcesu. Ja się już o tym przekonałem i to wiem. Kiedy teraz przyglądam się niektórym w show-biznesie i widzę, jak oni histerycznie potrzebują sukcesu, to myślę sobie, że mam szczęście, mając to już za sobą.

A jak odreagowujesz dzisiejszy dzień?

To wszystko polega na jakimś przełamywaniu siebie. Np. bałem się tego wywiadu z tobą, miałem jeża w żołądku. Nawet teraz, jak siedzimy, to mi się ręce trzęsą. Ale w sumie już czuję się swobodnie. Kiedyś uciekałem, potrafiłem nie przyjść na wywiad albo na nagranie. Wszyscy myśleli, że olewam, a tak naprawdę zżerał mnie stres. Teraz wiem, że życie polega na pokonywaniu lęków, barier i to później dodaje skrzydeł.

W pracy czy w życiu?

Stres na planie filmowym jest inny, nie paraliżuje. Oczywiście jest, ale taki, że ja nie wiem, jak ci go opisać. Takie uczucie, które bardziej nakręca, niż tłamsi. To najfajniejsza część mojego życia. Jak mówi moja mama, mniej sobie radzę z prozą życia. Z tym, że trzeba rano wstać, ale też np. z miłością.

Filmy o miłości oglądasz?

Lubię nawet komedie romantyczne! Podoba mi się w nich to, że tam, nawet jak przychodzi kryzys, na koniec jest happy end. Żyli długo i szczęśliwie. Tyle że nikt nie robi filmu o tym, co jest dalej. Jak ci zakochani potem żyją codziennie z sobą. Jak się budzisz obok kobiety, a ona jest rozczochrana albo ma brzydki zapach z buzi. Albo ty z kolei masz zły dzień, jesteś wkurwiony i robisz jej awanturę, że pasta do zębów jest niedokręcona. To jest właśnie proza życia i z tym sobie rzeczywiście jeszcze w pełni nie radzę. Tak naprawdę te drobne rzeczy to jest największe wyzwanie. Że trzeba wstać, umyć się, zrobić śniadanie, wyprowadzić psa. Codzienna walka. Oglądałem kiedyś te filmy całymi dniami albo uciekałem w sen, właśnie dlatego że nie chciałem zaczynać dnia.

A teraz?

Przynajmniej wiem, że nie mam wyboru. I mimo że nie chce mi się rano, kurwa, nic robić, żyć ani umyć, powolutku się przełamuję. I w końcu jakoś ten dzień rusza i jeszcze się okazuje, że jest piękny. Kiedy człowiek zrobił to, co trzeba, przychodzi fajne samopoczucie. Mój ojciec też tak ma. Do dwunastej w ogóle nie można się do niego odzywać, bo jest tak wkurwiony na świat, że po prostu… Ale potem machina rusza.

Zamierzasz mieć żonę, dzieci?

Oczywiście, zamierzam. To jest moje największe marzenie. Ale nie wszystko naraz. Jeszcze dużo muszę się nauczyć siebie, żeby je spełnić. Zresztą jestem człowiekiem, mam prawo do błędu, nie muszę wszystkiego wiedzieć, potrafić. Ta świadomość pozwala mi iść do przodu, akceptować siebie z tymi niedoskonałościami. Nie jestem na tyle dojrzały, żeby stworzyć dom, o jakim marzę. Miłość to nie jest uczucie, którym nas karmią w literaturze romantycznej, miłość to jest ciężka praca. Nieustanne dawanie siebie, wyzbywanie się egoizmu.

Strasznie dojrzale mówisz teraz.

Ja od 17. roku życia mieszkałem z kobietą. Mój ojciec akurat pracował w Warszawie, moja matka dużo pracowała, ja byłem kompletnie odpalony. Ta kobieta to była moja pierwsza miłość i pierwsza partnerka seksualna. Tylko że to było trochę chore uczucie. Z jednej strony do 24. roku życia nie miałem innej kobiety, ani uczuciowo, ani seksualnie. A z drugiej wyciskałem ją jak cytrynę, swoim egoizmem ją zabijałem. W dodatku to był taki czas, że mi imponował świat przestępczy, gangsterzy, bandziory. Miałem poczucie, że czuję się przy nich bezpiecznie.

Kogo poznałeś?

Nie wiem, czy mówić.

Mów.

Poznałem Zachara, prawą rękę Nikosia Skotarczaka. Nawet byłem na jego pogrzebie. To też był duży stres, bo jego gwardia to nie są przesadnie inteligentni ludzie.

Wielu ludzi z show-biznesu było na tym pogrzebie.

Nie wiedziałem, że był takim okrutnym człowiekiem, jak się potem okazało. Dla mnie był to facet, który brał mnie na żagle i uczył szantów. To było coś, czego w domu nie miałem.

Bo twój ojciec…

Nie do końca się sprawdzał w roli ojca. Jest świetnym twórcą i uważam go za geniusza, ale z wychowania mnie w latach młodzieńczych postawiłbym mu ocenę niedostateczną. Wrócę do pogrzebu: była tam śmieszna sytuacja, jeden z tych ochroniarzy podchodzi, a tam pełno tych bandziorów, takie mordy, że zawału można dostać. Jeden podchodzi do mnie i mówi: „Michał, bo wiesz, ty jesteś artystą, może byś mowę pożegnalną powiedział?”. Odpowiadam: „No człowieku, ty chyba jesteś nienormalny, co mam powiedzieć tym bandytom?”.

Ale powiedziałeś.

Ojciec uczył mnie, żeby iść w prawdę i w uczucie. Więc powiedziałem to, co czułem. Że dla mnie na tym etapie mojego życia był dobrym człowiekiem, który nauczył mnie różnych rzeczy. Dzięki niemu poznałem Mazury, żeglowanie. Zaskoczyło mnie, że ci ludzie, którzy, wydawałoby się, są półinteligentami, tak naprawdę mają w sobie wielką wrażliwość. Oni stanęli i było z dziesięć minut ciszy po tym moim przemówieniu. Widziałem, że naprawdę ci ludzie to czują. W każdym z nich jest człowieczeństwo, jakaś wrażliwość, niestety wybrali taki, a nie inny zawód i zbłądzili.

I w tych środowiskach szukałeś autorytetu, tak?

Dziwisz się? Na tamte czasy to byli ludzie, którzy mieli pieniądze. A u nas zawsze ich brakowało, bida straszna była. Wszystkim się wydawało, że jak mój ojciec jest panem reżyserem, to mamy nie wiadomo co. A ja pamiętam, że mieliśmy w domu tak biednie, że wstydziłem się zapraszać kolegów. Matka dbała, żeby to jakoś mi wynagrodzić, żebym miał np. lewisy, fajne buty czy coś. Ale na więcej nie było jej stać. Nienawidziłem wtedy ojca, że taki mam dom. Dopiero po latach zrozumiałem, że był on bardzo chorym człowiekiem. I to, jak straszliwy jest nałóg i jak wiele może sprawić krzywdy.

Dziś nie masz pretensji?

Nie mam. Teraz jestem nawet z niego dumny, nie pije już kilkanaście lat, ożenił się nawet kilka lat temu, byłem świadkiem na jego ślubie. Fajnie na to patrzeć, bo życie osobiste było dla niego zawsze koszmarem. Z jednej strony spełniał się zawodowo, z drugiej strasznie z sobą cierpiał, męczył się, miał jakąś pustkę. Teraz wygląda rewelacyjnie, jest w świetnej formie, jeździ na rowerku, przeżywa drugą młodość. Cieszę się, że tak sobie poukładał życie.

Zrezygnował z picia, gdy był na dnie.

Ratowałem go wtedy. Opowiadał mi po czasie, że jak patrzył na mnie, kiedy siedziałem z nim przez parę dni, to zrozumiał, że jak będzie dalej pił, umrze. A jeśli umrze, to ja nigdy w życiu w nic nie uwierzę. Teraz z życia osobistego mogę mu wystawić ocenę bardzo dobrą.

Oglądasz filmy, w których grałeś?

Oglądam, bo jestem na premierach.

A poza premierami?

Nie jestem fanem oglądania siebie, ale mi się coraz częściej zdarza. Wcześniej nie mogłem na siebie patrzeć, miałem wrażenie, że mogłem zagrać lepiej. Teraz ogląda mi się moje filmy dużo lepiej. Chyba już nie mam w sobie panicznego strachu, potrafię spokojnie na siebie spojrzeć.

Rozmowa przeprowadzona na planie programu „Granice kariery”, Polsat Play. Można ją obejrzeć na ipla.tv

Tekst ukazał się w numerze 10/2014 tygodnika "Wprost".

Najnowszy numer "Wprost" będzie dostępny w formie e-wydania .  
Najnowszy "Wprost" będzie   także dostępny na Facebooku .  
"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchani a.