Matthew Tyrmand: Polskie twarde lądowanie

Matthew Tyrmand: Polskie twarde lądowanie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Matthew Tyrmand, fot. Facebook 
O zbliżającą się do Polski recesję trzeba obwiniać polityczną korupcję panującej kleptokracji.
Ostatnio polski inwestor dostarczający kapitału wysokiego ryzyka zapytał mnie, co sądzę o możliwości wystąpienia recesji w polskiej gospodarce, oraz kiedy ewentualnie mogłaby ona wystąpić i jak głęboka by była. Oto, co sądzę na ten temat.

Krótka odpowiedź co do terminu recesji jest taka, że przewiduję jej wystąpienie zaraz po wyborach w 2015 r. Uważam jednak, że pęknięcia w gospodarce już zaczynają się ukazywać, a biorąc pod uwagę ostatnie cięcie stóp procentowych o 50 punków bazowych sądzę, że nomenklatura też to widzi i próbuje „założyć bandaż na ranę postrzałową” przed przyszłorocznymi wyborami. Miejmy nadzieję, że ta nadchodząca recesja potrwa co najwyżej od dwóch do trzech lat i że towarzyszyć jej będzie polityczna zmiana warty. Jeśli polska polityka podąży za trendem panującym w większości Europy - czyli trendem socjalizmu pod przywództwem Brukseli – to będzie to wyglądało raczej jak okres straconego pokolenia podobny temu, jakiego doświadczyła Japonia i w jaki teraz wchodzi USA i niektóre części UE. W tym przypadku nachodząca recesja będzie trwała prawdopodobnie raczej lat dziesięć niż dwa lub trzy. Polityka ma jednak znaczenie.

Dwie dekady wzrostu

Moje rozumowanie na temat recesji i jej głębokości opiera się głównie na fakcie panowania politycznej korupcji, która podkopała wolny rynek w Polsce. Aby zrozumieć, dlaczego następuje - lub zaraz nastąpi - odwrócenie pozytywnego trendu gospodarczego (które jednak jeszcze się nie rozpoczęło, jeśli wierzyć statystykom podawanym przez rząd), trzeba pojąć poprzednie pozytywne trendy. Silne wiatry sprzyjające Polsce – a były one naprawdę potężne - nie zagwarantują wiecznego wzrostu gospodarczego.

Polska ma za sobą ponad dwie dekady nieprzerwanego, sekwencyjnego wzrostu kwartalnego PKB bez ani jednego recesyjnego spadku. Wzrost w tak prostej linii występuje rzadko, więc Polska zdumiała świat długością jego trwania (który zawdzięcza Balcerowiczowi i noszącemu jego nazwisko planowi liberalizacji gospodarczej). Przypomina to przypadek Chin w ciągu ostatnich 20 lat, w tym sensie, że po roku 1989 w Polsce istniały wielkie pokłady nagromadzonej pierwotnej energii, gotowe do wypuszczenia na wolny rynek (wystarczy tylko spojrzeć na wybuch przedsiębiorczości, który nastąpił po uchwaleniu ustawy Wilczka w 1988 r.). Polska przeszła niedawny kryzys suchą nogą, gdyż odłączyła się od strefy Euro, w dużej mierze dzięki sile owego potężnego, dwudziestoletniego sprzyjającego wiatru. Krótko mówiąc, 40 mln ludzi żyjących pod władzą postsowieckiego reżimu w warunkach bliskich trzeciemu światu doświadczyło wzrostu gospodarczego, który przesunął ich naród w kierunku jakości życia na poziomie klasy średniej pierwszego świata – Europy Zachodniej, a wraz z tym, w kierunku znacznie silniejszych trendów konsumpcyjnych i potężniejszych rządów prawa w zakresie ochrony własności prywatnej. Było to powszechniejsze w Polsce niż w innych państwach satelickich ZSRR ze względu na lepszy system edukacyjny i obywatelskie nastawienie ludności. W społeczeństwie tym istniało zawsze, nawet przez ponure lata komunistycznej opresji, i istnieje nadal po dziś dzień, silne jądro moralne (pomimo obecności polityków) zakorzenione w Kościele Katolickim.

Oprócz tego, od wieków zaangażowanie polityczne grawitowało w kierunku nastawienia bardziej wolnościowego. W zachowaniu zdrowego bilansu w dziedzinie społecznej pomogła uwarunkowana kulturowo oszczędność, która doprowadziła do powstania państwa opiekuńczego o relatywnie mniejszej skali opieki społecznej. Nadmiernie rozdmuchane państwa opiekuńcze na kontynencie europejskim były w dużej części katalizatorami tendencji strefy Euro do niewypłacalności. Zachęciły one także do stworzenia programu bodźców dla imigrantów, który zwiększył ten drenaż gospodarczy. Chociaż Polska była już dojrzała do korekty w latach, które nastąpiły po kryzysie w Europie kontynentalnej i na świecie, wzrost gospodarczy Niemiec odbił się od dna wystarczająco, by wesprzeć konsumpcję polskiej produkcji przez Niemcy. Było to w dużej mierze zasługą „pomocnego” wspierania płynności Europejskiego Banku Centralnego w postaci zakupów obligacji oraz linii kredytowych LTRO (Long Term Refinancing Operations – długoterminowych operacji refinansowania - podobnego do Quantitative Easing [QE], które dało tak niewiele Japonii i USA) – co finansowało konsumpcję niemieckich towarów i usług w całej Europie. Ponieważ bilanse krajów europejskich obciążone były rujnującymi kwotami długów, dla Keynesowskich ministrów gospodarki w Europie rozwiązaniem tego dylematu było dołożenie jeszcze więcej zadłużenia. (Genialne, prawda?) Trwająca relatywna siła niemieckiej gospodarki była katalizatorem przypływu globalnego kapitału do Polski po 2009 r. ze względu na jej stosunkową atrakcyjność dla zagranicznych inwestorów, którzy utknęli w gospodarkach o zerowym wzroście, dojrzałych, dotkniętych stagnacją, o za dużym finansowaniu. To opóźniło rozliczenie błędów.

Koniec balu

Sygnał, że niedługo w Polsce skończy się bal i że będziemy świadkiem ciągłego odpływu kapitałów, a w końcu przeceny aktywów z powodu perspektywy zmniejszonego wzrostu, dali politycy. Wszyscy reformatorzy z własnego nadania z czasów czterech - pięciu lat wstecz zachęcali inwestorów swoją retoryką. Dzięki tej retoryce, zachodnia prasa nadal mówi o PO jako o partii centroprawicowej (i to pomimo działań tej partii – wystarczy przypomnieć natychmiastowe podniesienie przez Tuska podatku VAT po zwycięstwie wyborczym w 2010 r. pomimo obietnic, że tak się nie stanie). Moim zdaniem, jedyną prawicową cechą ludzi z PO jest strona drogi, po jakiej wożą ich szoferzy. Ich działania zaprzeczyły obietnicom. Zastali oni zwalniającą gospodarkę o niebezpiecznie niskim wzroście i zaszkodzili jej na wiele sposobów. Dla przykładu, pomimo obietnic, że tak się nie stanie, wprowadzono więcej biurokracji, uchwalono więcej przepisów i ustaw, ustanowiono nowe organy nadzoru i wyższe podatki, zwiększono udział rządu w całej jego znienawidzonej postaci oraz wrogość wobec tych, którzy chcieliby tworzyć miejsca pracy, zachowano skorumpowany, niesprawny i arbitralny system sądowniczy, itp. Rynki kapitałowe także stały się bardziej wymagające, co jest wyjątkowo niekorzystne dla fundamentów rozwijającej się gospodarki, kiedy to banki nie pożyczają pieniędzy potencjalnym twórcom miejsc pracy po dostępnych dla nich stopach procentowych.

Dla mnie wszystko przepadło, gdy gangsterzy z obecnego rządu zrobili krok nie do pomyślenia i znacjonalizowali fundusze emerytalne OFE, aby pomóc sfinansować kupno/kradzież nadchodzących wyborów ogólnokrajowych w 2015 r. Jak napisałem na Onecie w końcu listopada 2013 r., globalni inwestorzy nie idą tam, gdzie nacjonalizuje się aktywa. Dotyczy to szczególnie aktywów finansowych – gdyż jest to zawsze zwiastunem dalszego złego postępowania ze względu na obecną łatwość okradania wolnych ludzi z kapitału: jedno dotknięcie klawisza klawiatury komputerowej i po sprawie - nie jest wymagana żadna specjalna procedura. Takie działania podjęły w ostatnich 20 latach Argentyna, Węgry, Wenezuela i inne państwa – i nie są to gospodarki, w które chciałoby się potem inwestować. Przyznaję, że dla Polski istnieje wciąż jakaś nadzieja, że recesja może być płytka, jeśli nastąpi polityczny zwrot i odejście od rządów socjalistycznej PO. Ale najpierw musi nastąpić nieuchronna recesja, gdyż konieczna ona będzie jako katalizator takiego politycznego zwrotu. Jak napomknąłem wcześniej, wierzę, że gospodarka może w rzeczywistości być już w stanie recesji, zaś podawane cyfry znacznie zawyżają wzrost gospodarczy. To nie jest coś, do czego obecny rząd byłby niezdolny, szczególnie po nacjonalizacji OFE i ujawnieniu afery Belki w czerwcu - zwłaszcza biorąc pod uwagę nadchodzące wybory, podczas których będzie on walczyć o utrzymanie władzy. Pomagają mu oczywiście, będące w zmowie z rządem, media tak zwanego głównego nurtu, które aktywnie neutralizują krytykę, usprawiedliwiają błędy rządu i angażują się w prorządową kampanię propagandową (pamiętajmy, to Belka okazał się być ofiarą!). Czy można się dziwić, że ten właśnie rząd zasilił kapitałem podatników Agorę i jest obecnie właścicielem 17,5 proc. tej firmy oraz dostarcza mniej więcej trzecią część wpływów Gazety Wyborczej z reklam i prenumeraty? To jeszcze jedno przestępstwo kolesiostwa popełnione przez klasę przestępczą na koszt bezradnego podatnika.

Głównym wynikiem nacjonalizacji OFE było uświadomienie inteligentnym globalnym inwestorom dużej skali oraz korporacjom wielonarodowym ryzyka robienia interesów w naszym kraju. Uczestnicy polskiego rynku byli jednymi z najlepszych twórców przejściowych miejsc pracy podczas migracji z gospodarki na poziomie krajów rozwijających się do standardu zachodnioeuropejskiego. Jednym z rezultatów nacjonalizacji OFE jest to, że prowadzi ona do obniżenia płynności dostępnej dla średniej wielkości przedsiębiorstw, które byłyby gotowe do agresywnego wzrostu aż do dużych przedsiębiorstw, gdyby tylko mogły wejść na giełdę. Zmniejszy się też prawdopodobieństwo lokowania przez międzynarodowych inwestorów pieniędzy w emisje na GPW, która przez kilka lat była flagową giełdą dla koncernów środkowo i wschodnioeuropejskich. Ponadto, nawet krajowi inwestorzy (menedżerowie portfela inwestycyjnego) będą mieli mniej kapitału do inwestowania w rynki publiczne, gdy inwestycje rezerw OFE w kapitał własny zmniejszą się w ostatnich latach przed odejściem przyszłych emerytów na emeryturę.

Jest także prawdopodobne, że jeśli aktualnym urzędnikom rządowym uda się utrzymać przy władzy przez kolejny cykl wyborczy, to znacjonalizują oni również w następnych latach części planów emerytalnych złożone z kapitału własnego. To smutne, gdyż GPW była bardzo ważnym fundamentem polskiego wzrostu. Kapitał własny jest zdrowszą metodą zasilania kapitałowego gospodarki niż zadłużenie. Nie bez przyczyny jest on zwany kapitałem podwyższonego ryzyka, a akcje – „aktywami obciążonymi ryzykiem”. Gdy inwestorzy chcą zaryzykować swój kapitał przez zainwestowanie go w gospodarkę, jest to sygnałem wiary w jej przyszły wzrost. To zaufanie teraz słabnie, a być może nawet całkiem zniknęło. Rząd postanowił, wbrew wszelkim praktycznym przykładom empirycznej ekonomii, zredukować stosunek kapitału własnego do długu w bilansie społecznym. Jest to kolejny sygnał ostrzegawczy dla „inteligentnych” pieniędzy (takich, jak globalne fundusze hedgingowe, w których pracowałem w przeszłości).

Krótkowzroczność, chciwość i łapówkarstwo

Jednocześnie z powyższymi finansowymi sztuczkami, międzynarodowe zintegrowane koncerny energetyczne pokazały, że nie są one zainteresowane robieniem interesów w Polsce ze względu na oczywiste ryzyko, jakie wprowadzili politycy. Odstraszyła je polityczna krótkowzroczność, chciwość i łapówkarstwo. Eksploracja gazu łupkowego mogła stworzyć dziesiątki tysięcy miejsc pracy w kilku następnych latach, zarówno bezpośrednio (wiercenia, produkcja i dystrybucja sprzętu, itp.), jak i pośrednio (dostawcy towarów i usług działający w regionach eksploracji). ExxonMobil, Marathon, Eni S.A. i inni pożegnali się po tym, jak poproszono ich o zbyt wiele łapówek oraz o zainwestowanie całego kapitału z góry, przy jednoczesnej rezygnacji z ogromnej większości nadwyżki przychodów, jakie mogą stworzyć, w postaci 75 proc. opłat na rzecz państwa. Poproszono ich także o zakup drogich, krótkoterminowych licencji bez żadnej gwarancji, że w przypadku odkrycia złóż będą mogli je eksploatować. Uzasadnienie dla inwestycji zostało w dużym stopniu podważone z powodu braku zapisów gwarantujących, że korporacje wielonarodowe będą mogły odzyskać te wielkie nakłady kapitałów, jeśli inwestycje w rozwój zawiodą.

Sposób, w jaki politycy starają się wydrzeć pieniądze firmom energetycznym, zmniejszyłby dla każdego operatora atrakcyjność inwestycji w eksplorację. Dla tego typu przedsiębiorstw nie jest to nigdy kwestia decyzji emocjonalnej, ale jedynie racjonalnej, dostosowanej do prawdopodobieństwa zysku i przezornej z ekonomicznego punktu widzenia. Wszystkie te czynniki w połączeniu z optyką wynikającą z bycia świadkiem nacjonalizacji emerytur (biorąc po uwagę, że majątek wielu z tych korporacji wielonarodowych znacjonalizowano w przeszłości w Afryce i Ameryce Łacińskiej) zmusiły je do odejścia przed rozpoczęciem poszukiwań i utworzeniem nowych miejsc pracy.

Aby skomplikować sprawy jeszcze bardziej, w Polsce wyszło ostatnio na jaw jeszcze więcej przypadków korupcji. W czerwcu Marek Belka (szef banku centralnego – Narodowego Banku Polskiego – który w myśl konstytucji powinien być NIEZALEŻNY) został nagrany, gdy oświadczył ministrowi spraw wewnętrznych panu Sienkiewiczowi, że zaangażowałby się w agresywne obniżenie stóp procentowych (plan ten wydaje się nadal aktualny, o czym świadczy ostatnie cięcie stóp o 50 punków bazowych) oraz w drukowanie pieniędzy, aby pomóc swoim kumplom sprawić, że gospodarka będzie wyglądała na zdrowszą, niż naprawdę jest.

Poprzez stworzenie tej krótkoterminowej nadmiarowej płynności, która zostałaby pożyczona i wydana tam, gdzie można kupić najwięcej głosów, można byłoby stworzyć pozór ożywienia gospodarczego. Oczywiście, strategia ta nie zadziałała jeszcze w Japonii (przez dekady) i na pewno nie pomaga dziś w USA ani w UE. Belka i Sienkiewicz wyrazili jasno swoją motywację: kupić nadchodzące wybory powszechne przy pomocy dodrukowanych pieniędzy. Nacjonalizacja OFE dała im to „pole do manewru”, gdy stosunek długu do PKB osiągnął swój konstytucyjny limit (55 proc.). Aby rozwiązać ten problem, zmienili pasywa - pieniądze winne emerytom w postaci obligacji rządowych - w aktywa poprzez znacjonalizowanie wspomnianych funduszy obligacyjnych. Skutkiem tego było zmniejszenie stosunku długu do PKB do 48 proc. (co optycznie zredukowało dług netto) i umożliwienie rządowi ponownego uruchomienia praktyki pożyczania i zwiększania długu. To dodatkowe pożyczanie powoduje dalsze rozwodnienie (obniżenie siły nabywczej) złotego. Akt ten odpowiada po prostu okradzeniu 40 mln Polaków i każdego inwestora, który zainwestował w budowę nieruchomości/fabrykę /sprzęt lub dokonał inwestycji w aktywa denominowane w złotych po stałej wartości. Jest to następna przyczyna, dla której inwestorzy odchodzą z Polski.

Kurki na dachu

Tym, co czyni recesję naprawdę nieuniknioną (nawet przy potencjalnym przesunięciu politycznym, Polska nie uniknie, przynajmniej w pewnym stopniu, rozliczenia z podejmowania złych decyzji i klimatu wrogiego biznesowi) jest fakt, że Niemcy znajdują się teraz w stanie dekoniunktury. Tych, którzy w to nie wierzą, gdyż rząd niemiecki tonuje zniżkowy obraz gospodarki w skali makro i nie ujawnia, że sprawy przyjęły podobny bieg, jak w Europie południowej, zachęcam do zapoznania się z najświeższymi kwartalnymi raportami firm Siemens i BASF. Te dwa kurki na dachu wykazują na malejący wzrost przychodów i zysków, a w nadchodzącym kwartale mogą nawet wykazać spadki zarówno w górnych, jak i dolnych pozycjach bilansu. Obie firmy tną też miejsca pracy. Przepowiadam, że banki niemieckie i firmy finansowe o dużym kapitale, takie, jak Allianz i Munich RE, będą następnym ujemnym wskaźnikiem potężnych zagrożeń dla gospodarki Niemiec.

Większość polskich ekonomistów twierdzi, że Polska uniknie recesji, gdyż jest narodem sklepikarzy, którzy tworzą 70 proc. PKB. Bez względu na to, jak prawdziwe może być takie rozbicie wartości PKB, martwi mnie właśnie te pozostałe 30 proc. To nie owi sklepikarze zapewnili ~40 proc. wzrostu PKB od 2000 roku. W przyroście pomogła im trochę globalna efektywność, ale - podobnie jak w przypadku polskich płac, które w przeważającej większości nie zmieniły się przez ostatnie pokolenie - efekt stopniowego spływania pieniędzy ku dołowi nigdy istotnie się nie utrwalił. Przyczyną tego jest fakt, że rząd w zasadzie ukradł ten wzrost polskiemu pracownikowi (sklepikarzowi lub osobie pracującej za pensję), bo rósł sam i podnosił podatki, by nakarmić się kosztem zwykłych Polaków. Liczba pracowników i podwykonawców zatrudnianych przez rząd - zarówno łączna, jak i na głowę ludności – jest obecnie większa niż w czasach PRL. Wzrost PKB napędzany był głównie inwestycjami międzynarodowymi oraz ewolucją na dużą skalę na rynku towarów i usług w wielu sektorach gospodarki, od detalu - dóbr luksusowych i podstawowych (Tesco/Zara/H&M/Biedronka/itp.) do segmentu usług przemysłowych, komercyjnych i biznesowych (IBM/Accenture/itp.). Polska jest niestety podłączona do Niemiec, a w mniejszym stopniu do reszty Europy, która znajduje się w okropnym stanie. Francja, gospodarka numer dwa w strefie Euro, znajduje się w stanie depresji, która bez wątpienia przyśpieszy i na którą ten kraj zasłużył. Wynika ona z socjalizmu, praktyk w dziedzinie zatrudnienia wrogich dla przedsiębiorców, coraz wyższych podatków (wprowadzony przez Hollande’a podatek dochodowy 80% od osób o dużych dochodach i twórców miejsc pracy zyskał duży rozgłos, jako zmuszający klasę produkcyjną do ucieczki), jak również społecznego załamania się rządów prawa, w czym niemały udział ma XXI-wieczna krucjata Islamu. Polska naśladuje Francję pod wszystkimi tymi względami (na szczęście, poza ostatnim) w czasie, gdy sama Francja próbuje (bez powodzenia) odwrócić zasady polityki utrwalone od pokoleń.

Trzeba do tego dodać nową niestabilność geopolityczną napędzaną przez rosyjską agresję i machanie szabelką. Wojna, zagrożenie wojną oraz niebezpieczna sytuacja na granicach państw – wszystko to jest zabójcze dla PKB. Kto obecnie chce inwestować w regiony wschodnie przy powstałym długoterminowym potencjale dalszej niestabilności w Ukrainie i współmiernym do niego potencjalnym ryzyku dla Polski? Co więcej, Rosja stara się już zaangażować w niszczenie PKB jako metodę manipulowania polityką europejską. Moim zdaniem, nie ma zbyt wielkich wątpliwości co do tego, czy Putin użyje zależności energetycznej kontynentu europejskiego od rosyjskich paliw, aby uderzyć w swoich ideologicznych wrogów, nawet gdyby miało to w efekcie zaszkodzić rosyjskiej gospodarce. To, co obecnie dzieje się na Ukrainie (rozpad umowy energetycznej przed nastaniem zimy) to moim zdaniem tylko początek, a gospodarkę UE ogółem dotknie wiele szkód. Jest to oczywiście kolejny przeciwny wiatr dla polskiej ekonomii. Jest to również kolejny dowód strat, jakie polityczna krótkowzroczność wyrządziła przyszłym perspektywom gospodarczym Polski z powodu zniszczenia branży gazu łupkowego i potencjalnej niezależności energetycznej, do której mogła ona doprowadzić, jak również potencjalnego łącznego wpływu na eksport.

Polska doczeka się w końcu korekty. Prawdziwe jest ogólne twierdzenie ekonomiczne, że nic nie może ciągle iść źle – więc nie pójdzie. Czy Polska mogła uniknąć twardego lądowania i uczynić je miękkim? Prawdopodobnie tak. Takie działania jak obniżanie podatków, dalsze zachęcanie nowych inwestorów (jak choćby energetyczne korporacje międzynarodowe), deregulacja i nieprzeszkadzanie innowatorom (którzy jak jeden mąż starają się teraz założyć nową firmę w Wielkiej Brytanii lub w USA, jeśli tylko ich pomysły się sprawdziły), nieodprowadzanie pieniędzy z każdej transakcji biznesowej w ramach kultury łapówkarstwa i korupcji, oraz nieposiadanie takich kumpli, jak Rostowski i Belka, którzy gotowi są zniszczyć walutę kraju (OFE, czerwcowe taśmy) i okraść każdego ciułacza złotówek, aby uczynić to, co jest najlepsze na krótką metę dla nich samych i ich przyjaciół, kosztem wszystkich obywateli i inwestorów – to wszystko zmniejszyłoby nadchodzącą recesję i uczyniłoby ją krótszą i płytszą.

Mogę wam powiedzieć, na podstawie obserwacji globalnych przepływów kapitału, że w krótszej perspektywie czasowej jestem niestety bliski pesymistycznemu poglądowi na temat Polskiej gospodarki. Na dłuższą metę jestem optymistą i staram się inwestować kapitał, aby wykorzystać zaburzenia rynku i zgromadzić udziały w średniej wielkości firmach oraz stabilne aktywa wytwarzające przepływy pieniężne, kupując je po niskich cenach. Sądzę jednak, że niedługo kurs USD/PLN dojdzie do 4 zł., co mnie martwi, gdyż już zacząłem inwestować podmioty (i twórców miejsc pracy), którzy robią interesy w polskich złotych. Im bardziej przybliżam się do Polski, tym bardziej chciałbym utrzymać polski kapitał w granicach tego kraju, a nie wyprowadzać go do Stanów Zjednoczonych (argumenty na ten temat wymagałyby oddzielnego eseju, o wiele dłuższego niż obecny). Słaba waluta odzwierciedla słabą i zagrożoną gospodarkę, a ja zawsze wierzyłem w mocną walutę (w przeciwieństwie do wielu ekonomistów takich, jak Belka). Niestety, złotówka, a co za tym idzie polska gospodarka, jest zagrożona, bo świat inwestorów stracił wiarę w uczciwość polskiego rynku, banku centralnego i rządów prawa. Jest to bardzo zasmucające.

Jednym promykiem nadziei jest fakt, że recesja nie zmieni tożsamości Polaków jako narodu, a więc także silnych polskich wartości kultury, które umożliwiły temu krajowi przeżycie wielu trudnych okresów w historii. Wierzę w Polaków, którzy mają naturalne umiłowanie wolności, wolnego rynku i przedsiębiorczości pomimo, że są kuszeni i zmuszani do czego innego przez statyczne, socjalistyczne i kumoterskie siły polskiej klasy politycznej. Polacy zażądają w końcu zmiany status quo i, jak wszystko inne w życiu, to też będzie zjawisko cykliczne. Sposób, w jaki Polacy zareagują na recesję wybierając przywódców politycznych i filozofię gospodarczą na przyszłość określi głębokość recesji. Nie tracę nadziei, że naród polski dokona w końcu właściwego wyboru i wypędzi tych, którzy wciąż szkodzą polskiemu rynkowi, służąc swoim własnym skorumpowanym i łapówkarskim interesom.

Matthew Tyrmand, syn dwudziestowiecznego pisarza i antykomunisty Leopolda Tyrmanda, jest inwestorem i ekonomistą mieszkającym w Nowym Jorku. Należy do kierownictwa organizacji pozarządowej z siedzibą w Chicago, której celem jest wprowadzenie zasady przejrzystości wydatków rządowych (www.openthebooks.com). Obecnie, po uzyskaniu polskiego obywatelstwa, ma on nadzieję wprowadzić tę zasadę w Polsce.