Skandynawskie strachy. "Granice między pokojem, kryzysem i wojną topnieją"

Skandynawskie strachy. "Granice między pokojem, kryzysem i wojną topnieją"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Żołnierze na śniegu (fot.Tylinek/Fotolia.pl)
Agresywna polityka Rosji przyniosła efekt przeciwny do spodziewanego. Finowie, Szwedzi i Norwegowie uświadomili sobie, że nie są pacyfistyczną oazą spokoju.

Od początku maja wszyscy Finowie w wieku od 18 do 60 lat otrzymują listy od Sztabu Generalnego armii. Trafią one do 900 tys. potencjalnych rezerwistów. Na ćwiczenia wezwanych zostanie jednak tylko 30 tys. z nich, pozostali mają jedynie zostać poinformowani i „uczuleni” na sytuację. Wojsko chce przypomnieć obywatelom, że "pobór jest podstawą zdolności obronnych Finlandii”, i powiadomić ich, co powinni robić w naprawdę kryzysowej sytuacji. Rzecznik resortu obrony Mika Kalliomaa wyjaśnia, że to tylko "rutynowe działanie”. Tyle że w takiej skali swojego społeczeństwa nie "uczulał” w Europie nikt od drugiej wojny światowej. Gdyby na podobną akcję zdecydowało się polskie Ministerstwo Obrony, to musiałoby do potencjalnych rezerwistów wysłać ponad 6,5 mln listów.

INTRUZI NA WODZIE I W POWIETRZU


Czytający gazety i śledzący wydarzenia Finowie od roku dowiadują się o dziesiątkach prowokacji, których dopuszczają się obce lotnictwo czy okręty. Oficjalnie są one "niezidentyfikowane”, ale wszyscy widzą czerwone gwiazdy na skrzydłach sfotografowanych intruzów. Rosjanie specjalnie się nie kryją. Wręcz przeciwnie – zdaniem znawcy problemów bezpieczeństwa europejskiego prof. Andrew Michty – ich celem jest systematyczne budzenie niepewności i zastraszanie Skandynawów i Bałtów. Tak, by przestali wierzyć w skuteczność NATO na północnej flance, a przede wszystkim by zniechęcić Finów i Szwedów do planów przyłączenia się do paktu.

To dlatego "obce” okręty podwodne wynurzają się czasem, by dać się zauważyć, a potem znikają, bawiąc się w chowanego z okrętami ochrony wybrzeża. W zeszłym roku Szwedzi naliczyli ponad 20 takich przypadków, choć szeroko nagłośniony został tylko jeden, gdy intruz w październiku krył się przez tydzień wśród wysp niedaleko Sztokholmu. Niezidentyfikowany – przynajmniej według fińskiego ministra obrony Carla Haglunda – był też okręt podwodny, który 28 kwietnia „zabłądził” na Bałtyku opodal Helsinek. Komandor Olavi Jantunen z fińskiej marynarki wojennej potwierdził, że jego ludzie nie bawili się w kotka i myszkę (jak w podobnej sytuacji Szwedzi), tylko po prostu wrzucili do wody dwie nieduże bomby głębinowe. Nie chodziło o zatopienie intruza, ale o wyraźne danie do zrozumienia nieproszonym gościom: wiemy, że tam jesteście, i wynocha z naszych wód.

Był to już kolejny gest Finów, którzy jeszcze jesienią zeszłego roku podnieśli gotowość bojową sił powietrznych, a fińskie hornety F/A-18 rozpoczęły nad Laponią symulacje walk powietrznych, zresztą w towarzystwie zaproszonych szwedzkich gripenów JAS-39. Fińscy dowódcy wojskowi odzywają się rzadko, ale mówią wprost, tak jak naczelny dowódca armii gen. Jarmo Lindberg: "Granice między pokojem, kryzysem i wojną topnieją w rodzaj obszaru szarej niestabilności”. Prawdziwymi adresatami tych słów są politycy, zwłaszcza ci, którzy będą tworzyć nowy rząd w Helsinkach po wyborach wygranych przez centroprawicową Partię Centrum (premierem ma zostać już wkrótce jej przewodniczący Juha Sipilä). Zarówno Centrum, jak i partia Prawdziwi Finowie, która ma zostać jej partnerem koalicyjnym, opowiadają się za wzmocnieniem zdolności obronnych Finlandii, więc armia chce ich uczulić na spełnienie wyborczych obietnic.

Tekst ukazał się w 20/2015 numerze tygodnika "Wprost", dostępnym w formie e-wydania na www.ewydanie.wprost.pl i w kioskach oraz salonach prasowych na terenie całego kraju.

"Wprost" jest dostępny również w wersji do słuchania.
Tygodnik "Wprost" można zakupić także za pośrednictwem E-kiosku
Oraz na  AppleStore GooglePlay

Galeria:
Skandynawia zbrojna