Polowanie na markety. Podatek proponowany przez PiS może uderzyć w rodzinne sklepy

Polowanie na markety. Podatek proponowany przez PiS może uderzyć w rodzinne sklepy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zdjęcie ilustracyjne (fot.sxc.hu)
Likwidacja rodzinnych sklepów, podwyżka cen produktów pierwszej potrzeby i wywieranie presji na polskich dostawców żywności – takie mogą być efekty wprowadzenia podatku od marketów, który forsują posłowie PiS. Trzeba się jednak zastanowić nad tym, że zachodnie sieci marketów nie płacą w Polsce podatków.

Jeszcze kilka miesięcy temu prezydent Andrzej Duda straszył Polaków Bronko-Marketem. Na ulicy Pięknej w Warszawie otworzył sklep z sensacyjnymi cenami, które mieliby płacić Polacy, gdybyśmy złotówkę zamienili na euro. Dzisiaj powtórkę Bronko-Marketu, już nawet bez groźby wprowadzenia euro, mogą nam zafundować posłowie PiS. W pierwsze sto dni nowego rządu planują przegłosować ustawę o podatku od handlu wielkopowierzchniowego. Każdy sklep, który przekracza 250 mkw., miałby płacić 2 proc. podatku od wszystkiego, co uda mu się sprzedać. Eksperci biją na alarm: za pomysły nowego rządu zapłacą klienci i polscy przedsiębiorcy.

Markety dodatkowy podatek będą chciały sobie cichcem odbić nie tylko na dostawcach, ale przede wszystkim na klientach. Trzeba pamiętać, że handel wielkopowierzchniowy pracuje na bardzo niskich marżach. A najniższe marże są nakładane na artykuły pierwszej potrzeby: chleb, cukier, mąkę, olej. To te produkty budują tzw. wizerunek cenowy danego marketu.

W programie PiS czytamy, że podatek od hipermarketów to ,"szansa konkurowania z nimi dla małych, najczęściej rodzinnych, firm handlowych”. Czy to prawda? Według projektu ustawy sklep wielkopowierzchniowy to obiekt handlowy powyżej 250 mkw. Dlaczego akurat taka powierzchnia? Na to pytanie nie potrafił odpowiedzieć nawet współautor ustawy, poseł PiS Henryk Kowalczyk. – Wcześniej myśleliśmy o 400 mkw., ale stanęło na 250 mkw. i z taką propozycją idziemy do Sejmu – mówi. Powierzchnia jest co najmniej dziwna, jeśli się weźmie pod uwagę, że działające u nas supermarkety są przynajmniej kilka razy większe. Średniej wielkości Lidl ma powierzchnię 1000 mkw., a Biedronka 640 mkw.

– Nikt rozsądny sklepu o powierzchni 250 mkw. nie nazwie wielkopowierzchniowym. Zakładam, że to celowe uproszczenie, które niestety może być szkodliwe, bo uderzy w wiele polskich firm rodzinnych, które prowadzą małe markety w różnych częściach Polski – ostrzega Marzena Gradecka, twórczyni takich polskich sieci handlowych, jak: Rabat, Jasmin, Aligator czy EKO. Posłowie PiS mogą więc przy okazji zatrzymania ekspansji zagranicznych marketów zatrzymać też rozwój polskich sklepów, gdzie zakupy pakuje się do plastikowego koszyka.

Cały tekst przeczytasz w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost”, który trafił do kiosków w poniedziałek, 9 listopada 2015 r. "Wprost" można zakupić także  w wersji do słuchania oraz na  AppleStore GooglePlay.