Wstrząsająca relacja 20-latka z Chersonia. „Rosjanie nie zabili ich, oni ich rozerwali”

Wstrząsająca relacja 20-latka z Chersonia. „Rosjanie nie zabili ich, oni ich rozerwali”

Rosyjscy poborowi podczas szkolenia, zdjęcie ilustracyjne
Rosyjscy poborowi podczas szkolenia, zdjęcie ilustracyjne Źródło:PAP / EPA/Arkady Budnitsky
– Zauważyłem, jak szybko zmieniło się moje myślenie, jak szybko zacząłem zapominać o swoim poprzednim życiu. Wolałbym martwić się, czy wszyscy studenci dostaną stypendium niż tym, ilu facetów z sił bezpieczeństwa zostanie rozerwanych w parku mojej dzielnicy – mówi w rozmowie z „Wprost” Mykoła. 20-latek wyjechał z Chersonia na początku lipca, a teraz mieszka w zachodniej części Ukrainy. Opowiedział, jakie emocje mu towarzyszyły, gdy zdał sobie sprawę z tego, że 24 lutego rozpoczęła się wojna na pełną skalę.

Anastasiia Bohdan, „Wprost”: W jaki sposób zapamiętałeś wybuch wojny?

Mykoła, 20-latek z Chersonia*: 24 lutego obudziłem się o godz. 5:00. Usłyszałem głuchy dźwięk, który przypominał eksplozję. Wsłuchiwałem się przez kilka minut. Wciąż dochodziły do mnie podobne dźwięki, tylko cichsze. Kiedy zorientowałem się, że moja rodzina też nie śpi, poszedłem do nich.

Ojciec powiedział, że rozpoczęła się wojna. Na początku nie chciałem w to uwierzyć. Łudziłem się, że to nie musi być prawda, a te odgłosy to tylko dźwięki z portu. Wkrótce jednak dotarło do nas, że  rozpoczął tzw. „specjalną operację”. Zaczęła się inwazja na pełną skalę.

Jakie były twoje pierwsze myśli?

Wyobraźnia od razu namalowała najgorszy obraz, podobny do tych z filmów o wojnie: zniszczone miasta, zabici i okaleczeni ludzie, krew na ulicach. Wyobrażałem też sobie, jak będę walczył. Później obserwowaliśmy to wszystko, co działo się w Mariupolu. Chersoń jakimś cudem uniknął tragedii, choć zobaczymy, jak potoczy się kontrofensywa Sił Zbrojnych Ukrainy.

Na kilka minut ogarnęła mnie panika, moje serce zaczęło mocno bić. To był skok adrenaliny. Potem się trochę uspokoiłem.

Co robiłeś w pierwszych tygodniach wojny?

Byłem jednym z tych, którzy dostarczali pomoc humanitarną do szpitali i pieczywo do sklepów. W ten sposób chcieliśmy zagwarantować ludziom namiastkę spokoju i zapewnić, że dostawy żywności będą kontynuowane.

Uczę się też być programistą. W czasie wojny zaangażowałem się w inicjatywy, w ramach których grupami namierzamy konkretne adresy IP i atakujemy te cele. Każdego ranka o godz. 9:00 była publikowana nowa lista celów. Sprawdzałem, adresy faktycznie należały do Rosjan. Uruchamiałem skrypty, które atakowały te cele.

Współpracowałeś z Siłami Zbrojnymi Ukrainy?

Tak, zbierałem informacje o lokalizacji okupantów i przekazywałem je żołnierzom Sił Zbrojnych.

Jak mijały kolejne dni wojny? Czy były jakieś problemy z dostępem do produktów spożywczych?

Nigdy nie było problemów z wodą. Produkty spożywcze podrożały 2-4 razy, a asortyment w sklepach znacznie się zawęził. Pozostał tylko ten towar, który był produkowany na terytorium obwodów chersońskiego i zaporoskiego. Kiedy wyjechałem z terenu, który kontrolują okupanci, prawdziwym szaleństwem było dla mnie, gdy zobaczyłem pełne półki w supermarketach i ludzi, którzy wieczorem chodzili po ulicach.

Zauważyłem, jak szybko zmieniło się moje myślenie, jak szybko zacząłem zapominać o swoim poprzednim życiu. Wolałbym martwić się, czy wszyscy studenci dostaną stypendium niż tym, ilu facetów z sił bezpieczeństwa zostanie rozerwanych w parku mojej dzielnicy. Rosjanie nie zabili ich, oni ich rozerwali. Sądząc po szczątkach, wielu zostało trafionych karabinami maszynowymi, a nawet armatami.

To bardzo nieprzyjemne uczucie, kiedy zdaję sobie sprawę z tego, że jeszcze wczoraj jeździłem z moimi kolegami tym samym samochodem i dostarczaliśmy różne materiały, a dziś w mojej okolicy są ich ciała bez kończyn lub z połową czaszki. A gdybym został przyjęty do Sił Obrony Terytorialnej, to może leżałbym teraz obok nich…

Czy wśród twoich znajomych z Chersonia są kolaboranci, którzy wspierają rosyjskich najeźdźców?

Tak, pojawiła się jedna zdrajczyni. Zaczęła aktywnie krytykować Zachód i bronić Rosję. Zapisuję wszystkie jej wypowiedzi, które publikuje na portalach społecznościowych, aby później odpowiedziała przed sądem za zdradę stanu. Kolaboranci są jeszcze gorsi od Rosjan, bo tych ostatnich można od razu rozpoznać. Ogólnie rzecz biorąc, bolesne jest to, że ludzie, z którymi kiedyś rozmawiałem, okazują się zdrajcami.

Czy mieszkańcy Chersonia stawiali opór? Sprzeciwiali się działaniom okupantów?

Akcje odbywały się na Placu Wolności, co jest dość symboliczne. Największy wiec został zorganizowany 13 marca, w rocznicę wyzwolenia Chersonia od nazistowskich najeźdźców. Wtedy Rosjanie bardzo się bali, nie wiedzieli, co robić. Nie mogli pojąć, dlaczego ludzie nie uciekali przed seriami strzałów, które okupanci kierowali w powietrze. Później Rosjanie zaczęli włączać głośną muzykę, aby zagłuszyć odgłosy protestu. To z kolei było bardzo śmieszne, bo pojawiły się dźwięki z sowieckich kreskówek.

W pewnym momencie zaczęli strzelać mieszkańcom Chersonia w nogi i po tym dniu protesty ustały. Pozostał tylko podziemny opór: ignorowanie, odmawianie współpracy, śledzenie i przekazywanie Siłom Zbrojnym Ukrainy informacji o miejscu zamieszkania okupantów, sprzęcie i składach amunicji. Opór partyzancki funkcjonuje w Chersoniu do dziś.

Wspomniałeś, że proukraińska postawa mieszkańców wywołała u Rosjan strach.

Byli przestraszeni. Strzelali w powietrze z karabinów maszynowych, ale nie przerażało nas to. Nie wiem dlaczego i nie potrafię tego wytłumaczyć, ale wśród mieszkańców nie było wtedy strachu. Jechaliśmy dalej, nie zmieniając nawet kierunku.

Jak okupanci traktowali cywilów?

Początkowo nie krzywdzili miejscowych. Potem zaczęli ostrzej tłumić protesty. Po każdym proteście ludzie znikali. O ile w okresie przedwojennym informacje o osobach zaginionych pojawiały się raz na kilka tygodni, to w okresie okupacji – codziennie.

Ludzie często znikali w biały dzień. Często zabierano ich po prostu z domów. Myślę, że wszyscy już wiedzą o piwnicach i izbach tortur, które Rosjanie zorganizowali w Chersoniu. Z tego co wiem, okupanci bili i razili prądem Ukraińców.

A w ciągu dnia? Wtedy Rosjanie zachowywali się bardzo uprzejmie, rozdzielali pomoc humanitarną, choć jej jakość była fatalna, nawet psy karmiliśmy lepiej. Ich uprzejmość i hipokryzja były obrzydliwe. Generalnie wytworzyły się dwie grupy okupantów: ci, którzy czuli się bardzo spokojni i zrelaksowani oraz tacy, którzy bali się, którzy ani na sekundę nie zdejmowali palca ze spustu.

Masz znajomych, którzy nie mogli opuścić miasta?

Tak, niektórzy moi znajomi pozostali w Chersoniu.

Wierzycie w zwycięstwo Ukrainy?

Już nie możemy się doczekać powrotu Sił Zbrojnych Ukrainy i wyzwolenia miasta.

*Imię zostało zmienione ze względów bezpieczeństwa.

Czytaj też:
Kijów zaatakowany dronami kamikadze. Świadkowie relacjonują furię Rosji. „Będę się modlić”
Czytaj też:
Gen. Skrzypczak dla „Wprost”: To nie koniec niespodzianek. Rosjanie mają się czego obawiać