Dwulatek, który w środę wypadł z okna kamienicy w Chorzowie znajduje się w ciężkim stanie w szpitalu. Przed wypadkiem dziecko wołało matkę o pomoc, lecz ta, jak powiedziała policji, spała – podaje TVN 24.
Dziecko przebywa obecnie na oddziale anestezjologii i intensywnej terapii w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach. - Chłopiec ma obrażenia głowy, klatki piersiowej i kończyn. Jest nieprzytomny, jego stan jest ciężki, ale od momentu przyjęcia uległ nieznacznej poprawie – mówi Beata Wojciechowska–Musik z katowickiego szpitala. Dziecko czeka teraz długotrwała hospitalizacja i proces leczenia.
Dzieci krzyczały „mamo”
O zajściu policję poinformował świadek, który tuż przed północą w środę usłyszał krzyki dzieci. - Mężczyzna słyszał jak dwóch chłopców stojąc w oknie, krzyczy "mamo, mamo". Kiedy zbiegł na dół, jeden z nich spadł na ziemię - mówiła Justyna Dziedzic, z chorzowskiej policji.
Matka spała
23-letnia matka dzieci przebywała w tym czasie w domu. Podczas przesłuchania powiedziała policjantom, że spała i nie słyszała krzyków dzieci. Dziś zostanie doprowadzona do prokuratury, gdzie usłyszy zarzut narażenia dziecka na niebezpieczeństwo. Grozi jej za to nawet 5 lat więzienia.
W domu odnotowano wcześniej już kilkanaście interwencji policji. - Dotyczyły one awantur wszczynanych przez zazwyczaj pijanego męża kobiety. Obecnie przebywa on w areszcie śledczym za pobicie innego mężczyzny - mówi Dziedzic. Rodzina jest objęta opieką MOPS i ma założoną niebieską kartę - dokument zakładany rodzinom, w których policja stwierdzi nadużywanie przemocy.
Pg/tvn24.pl
Dzieci krzyczały „mamo”
O zajściu policję poinformował świadek, który tuż przed północą w środę usłyszał krzyki dzieci. - Mężczyzna słyszał jak dwóch chłopców stojąc w oknie, krzyczy "mamo, mamo". Kiedy zbiegł na dół, jeden z nich spadł na ziemię - mówiła Justyna Dziedzic, z chorzowskiej policji.
Matka spała
23-letnia matka dzieci przebywała w tym czasie w domu. Podczas przesłuchania powiedziała policjantom, że spała i nie słyszała krzyków dzieci. Dziś zostanie doprowadzona do prokuratury, gdzie usłyszy zarzut narażenia dziecka na niebezpieczeństwo. Grozi jej za to nawet 5 lat więzienia.
W domu odnotowano wcześniej już kilkanaście interwencji policji. - Dotyczyły one awantur wszczynanych przez zazwyczaj pijanego męża kobiety. Obecnie przebywa on w areszcie śledczym za pobicie innego mężczyzny - mówi Dziedzic. Rodzina jest objęta opieką MOPS i ma założoną niebieską kartę - dokument zakładany rodzinom, w których policja stwierdzi nadużywanie przemocy.
Pg/tvn24.pl