Polacy - Adam Małysz, Mateusz Rutkowski, Wojciech Skupień i Robert Mateja - z notą 1386,8 pkt zajęli ósmą pozycję.
Od początku zmagań było jasne, że o złoty medal walczyć będą tylko Norwegowie i Finowie. Wszyscy reprezentanci tych krajów znaleźli się w czołowej "dziewiątce" turnieju indywidualnego, a w niedzielę niemal w każdym skoku uzyskiwali odległości większe niż 210 m.
Po pierwszej serii ekipa trenera Miki Kojonkoskiego miała 11,3 pkt przewagi nad Finami. Gdy w drugiej kolejce rundy finałowej Bjoern Einar Romoeren szybując na odległość 227 metrów uzyskał najlepszy wynik w tym roku, wydawało się, że nic nie może Norwegom odebrać złotego medalu.
Jednak w następnej kolejce Tommy Ingebrigtsen skoczył +tylko+ 208,5 m, a rywalizację z bezpośrednim rywalem z Finlandii przegrał o pięć metrów i Norwegowie spadli na drugą pozycję (tracili do Finów tylko 3,7 pkt).
O losach tytułu mistrzowskiego zdecydowała ostatnia kolejka skoków i rywalizacja Roara Ljoekelsoeya z Janne Ahonenem. Norweg wylądował na 225. metrze i wspólnie z kolegami zaczął się cieszyć ze zwycięstwa, jakby przypuszczając, że Ahonen, który w Planicy skakał równo, lecz bez błysku, nie jest w stanie powtórzyć jego wyniku. I miał rację. Srebrny medalista konkursu indywidualnego uzyskał 217,5 m i Finowie o 7,7 pkt przegrali rywalizację o złoty medal.
Mniej porywająca była walka o miejsce na najniższym stopniu podium - Austriacy o 14,4 pkt wyprzedzili Niemców. Ekipę trenera Wolfganga Steierta można uznać za największych przegranych zawodów w Planicy - prowadzący na półmetku konkursu indywidualnego Georg Spaeth zajął ostatecznie czwartą lokatę, podobnie jak drużyna.
Polacy spisali się w turnieju drużynowym na miarę możliwości. Największe brawa należą się Mateuszowi Rutkowskiemu, który w Planicy oddał pierwsze skoki na mamuciej skoczni. W pierwszej próbie mistrz świata juniorów ze Strynu poszybował na odległość 201,5 m i został trzecim w historii Polakiem, który przekroczył granicę 200 m. Wcześniej dokonali tego tylko Adam Małysz i Robert Mateja, który w niedzielę był jednak najsłabszym ogniwem polskiej drużyny. Po jego pierwszym skoku, w którym uzyskał zaledwie 153,5 m, "biało- czerwoni" zajmowali dziewiątą pozycję i niewiele brakowało, aby nie zakwalifikowali się do finałowej "ósemki". O wykonanie planu minimum zadbał dopiero Adam Małysz, który skoczył 207,5, dzięki czemu Polacy zdołali wyprzedzić Czechów.
W serii finałowej podopieczni Apoloniusza Tajnera skakali nieco lepiej, ale nie zdołali wyprzedzić zajmujących siódme miejsce Rosjan.
Za tydzień skoczkowie narciarscy wznowią rywalizację w Pucharze Świata. Najbliższe zawody odbędą się w sobotę i niedzielę na olimpijskiej skoczni w Salt Lake City.
em, pap