Brąz Gruchały

Dodano:   /  Zmieniono: 
Sylwia Gruchała zdobyła brązowy medal olimpijski w turnieju florecistek.
Sylwia Gruchała, po zwycięstwach nad Niemką Simone Bauer 15:9, Rumunką Laurą Carlescu Badeą 15:7, porażce z  Włoszką Valentiną Vezzali 13:15 i wreszcie wygranej z Węgierką Aidą Mohamed 15:9, zdobyła brązowy medal turnieju olimpijskiego florecistek w Atenach.

To pierwszy indywidualny medal polskiego szermierza w igrzyskach od 16 lat, kiedy w Seulu w 1988 roku szablista Janusz Olech był drugi. Gruchała została drugą, po Barbarze Wysoczańskiej (brązowy medal w 1980 roku w Moskwie), polską florecistką, która stanęła na  olimpijskim podium.

Pierwszą rywalką niespełna 23-letniej gdańszczanki była doświadczona Niemka Sabine Bauer. Po wyrównanym początku Polka objęła prowadzenie 6:2 i od tego momentu kontrolowała wydarzenia na planszy, by wygrać 15:9. "Szczególnie na początku walki Sylwia miała nieco kłopotów - ocenił trener kadry florecistek, Tadeusz Pagiński. - Wynikało to m.in. z tego, że była spięta, nie znała jeszcze hali, atmosfery panującej w niej, a rywalka stoczyła już jeden pojedynek i była lepiej rozgrzana. Pod względem taktycznym nie była to dobra walka. Ale dzięki uporowi i ambicji Sylwia sobie poradziła".

W ćwierćfinale Gruchała spotkała się 34-letnią Rumunką Laurą Carlescu Badeą. To mistrzyni olimpijska z Atlanty i mistrzyni świata z 1995 roku. W tym roku triumfowała w dwóch zawodach Pucharu Świata. Pierwsze akcje wskazywały, że Polkę czeka trudna przeprawa, bo 4:1 prowadziła rywalka. Gruchała rozkręcała się jednak z minuty na minutę - od stanu 1:4 zdobyła sześć punktów z  rzędu, by ostatecznie zwyciężyć 15:7. "Kilka akcji Sylwii było największej klasy - podkreślił po pojedynku fechmistrz Pagiński. -  W drugiej części walki oglądaliśmy Sylwię, którą zawsze chcielibyśmy widzieć. Akcje miały tempo, trafiała precyzyjnie, praktycznie się nie myliła".

Polkę głośnym dopingiem wspierała ok. 30-osobowa grupa rodaków. Jednak nie zawsze prawidłowo reagowali oni na wydarzenia na  planszy i wprowadzali w błąd Gruchałę. Prezes Polskiego Związku Szermierczego Adam Lisewski kilkakrotnie prosił ich, by z  entuzjastyczną reakcję wstrzymali się do decyzji arbitra.

"Musimy zachować spokój - przyznał Pagiński po walce ćwierćfinałowej. - Jest dobrze, ale szermierka to sport, w którym szybko wszystko może się zmienić. Jedziemy teraz do wioski olimpijskiej. Sylwia musi odpocząć i zachować koncentrację. Jestem dobrej myśli".

Półfinałową przeciwniczką Gruchały była najlepsza florecistka ostatnich lat, mistrzyni olimpijska z Sydney, trzykrotna indywidualna mistrzyni świata, Włoszka Valentina Vezzali. Jej wszystkich triumfów, zwycięstw nie sposób wymienić. Najlepiej świadczy o tym fakt, że organizatorzy przygotowując sylwetki uczestników igrzysk przy jej nazwisku napisali: "Ze względu na  szczególnie dużą liczbę sukcesów wszystkie nie zostały wymienione".

Począwszy od półfinałów walki toczyły się na jednej planszy, którą z jednej strony otaczała trybuna dla dziennikarzy i VIP-ów, a z drugiej zasiedli kibice. W hali było ich ponad 500, ale można było odnieść wrażenie, że tylko z Włoch i Polski. Doping obu grup był ogłuszający - śpiewy, trąbki, gwizdki, tupanie nogami.

Gruchała i Vezzali wyglądały na bardzo spięte. Szybciej nerwy opanowała Włoszka i objęła prowadzenie 3:0. Po pierwszej z trzech trzyminutowych rund Vezzali prowadziła 6:4. Polka co chwila niwelowała różnicę do jednego punktu, ale nie potrafiła doprowadzić do remisu. W końcu udało się złamać mistrzynię olimpijską i Gruchała objęła prowadzenie 10:9, później 11:10, 12:11. Doświadczona rywalka potrafiła jednak odwrócić losy pojedynku i wygrała 15:13. Było to pierwsze w tym roku zwycięstwo Vezzali z Gruchałą. Wcześniej w zawodach Pucharu Świata dwukrotnie lepsza była Polka. Włoscy kibice oszaleli z radości, a polscy, choć smutni, gorąco podziękowali Sylwii za dzielną postawę.

"Momentami Sylwia za bardzo chciała, walczyła za szybko, a cwana Włoszka wykorzystywała jej błędy. Zabrakło jej wyrachowania i  cierpliwości" - powiedział prezes PZS Adam Lisewski.

Zamiast walczyć o złoto, najlepszą polską florecistkę ostatnich lat czekał pojedynek o brązowy medal z Węgierką Aidą Mohamed. Gruchała, wychodząc na planszę, pozdrowiła polskich kibiców, ale  widać było, że jest podłamana. Zaczęła jednak dobrze, objęła kilkupunktowe prowadzenie (7:4), ale trener Pagiński obawiał się o  kondycję zawodniczki. W pewnym momencie krzyknął do niej: "Zmęczona jesteś, nie śpiesz się". Zawodniczka Sietom AZS AWFiS Gdańsk realizowała polecenia szkoleniowca i punktowała Węgierkę. Było 10:6, 12:7, 14:8. Po chwili Gruchała zadała ostatnie trafienie i uniosła do góry floret w geście triumfu. 15:9 i  brązowy medal dla Polki. Radość mieszała się ze smutkiem. Finał był bardzo blisko.

"Szkoda tego półfinału, ale taki jest sport - stwierdził trener Pagiński. - Mimo, że była mała przerwa przed pojedynkiem o brązowy medal, to szybko ustaliliśmy z Sylwią, co powinna robić, jak walczyć. Ona jest młodą, inteligentną dziewczyną i założenia te  potrafiła doskonale zrealizować. To wielki sukces polskiego floretu, polskiej szermierki".

ss, pap