Prostytucja? Porozmawiajmy o niej

Prostytucja? Porozmawiajmy o niej

Dodano:   /  Zmieniono: 
Z taką propozycją luksemburska minister ds. równych szans pani Françoise Hetto-Gaasch zwróciła się kilka dni temu do swoich obywateli. Zrobiła badania i wyszło jej, że prostytucja kwitnie i staje się – jak rynek – globalna, ale ciągle jest tematem tabu, ignorancji i stereotypów. Trzeba więc rozmawiać! Zwłaszcza że 73 proc. obywateli Luksemburga uważa, że prostytucja powinna być poddana kontroli, a nie represjonowana. 28 czerwca Luksemburczycy będą więc dyskutować o zdrowiu prostytutek, ich bezpieczeństwie, prewencji oraz o tym, jak zmniejszyć zakres zjawiska (z badań wynika, że obywatele i obywatelki Luksemburga stawiają raczej na edukację seksualną i politykę równości kobiet i mężczyzn niż na represjonowanie klientów).

Z rozmarzeniem przeczytałam e-mail o konferencji, przede wszystkim dlatego, że znalazł się w nim zwrot: „Debata będzie oparta na podstawach racjonalnych”. Racjonalnie o prostytutkach?! W Polsce to chyba niemożliwe. Cóż my wiemy o prostytutkach? Głównie to, że „zgwałcić ich nie można”… I że mamy w kraju przede wszystkim ich przeciwników. Jacyś klienci? Jakieś agencje? Boże broń! Ale tradycję mamy, a jakże!

W bogobojnej Polsce, i to w czasach narodowych powstań i walk wyzwoleńczych, istniał bardzo dobrze rozwinięty system burdeli, domów schadzek, nocnych lokali rozrywkowych. Nie wiadomo, jaki procent patriotów, głów rodzin i powstańców z nich korzystał, ale wiadomo, że w samej Warszawie – podobnie jak w Berlinie czy Paryżu – było kilkadziesiąt tysięcy prostytutek. W XIX w., a więc w czasach umacniania się polskich narodowych mitów, prostytucja przeszła szybką drogę rozwoju: od „manufaktury” do globalnego biznesu polegającego na zorganizowanym międzynarodowym handlu kobietami (pisze o tym J. Sikorska-Kulesza w książce „Zło tolerowane. Prostytucja w Królestwie Polskim w XIX wieku”, Warszawa 2004).

Mimo głębokiej i powszechnej religijności prostytutki cieszyły się wzięciem wprost proporcjonalnym do tradycyjnego przywiązania do wartości rodzinnych. Zależność tę dostrzegło w całej Europie wielu historyków: im głośniej trąbi się o świętości rodziny, im bardziej rygorystyczne i pruderyjne reguły się jej wyznacza, tym bardziej rozrasta się prostytucja i tym więcej przybywa domów publicznych w miastach.

Nieobecność problemu prostytucji w dzisiejszej debacie publicznej to jednak też wina samych prostytutek. Bo nie wiadomo, kim są. Przez setki lat sądzono, że w ogóle nie są kobietami. Kobieta bowiem – od czasów Arystotelesa, św. Tomasza, przez Freuda, aż do Jana Pawła II – to istota pozbawiona seksualności, histeryczna, której powołaniem jest pełne poświęcenia rodzenie i wychowywanie potomstwa. Kim jest więc prostytutka, a więc osoba, której życie obraca się wokół seksu? Trzecią płcią.

W XIX w. robiono badania, by udowodnić, że fizjologia prostytutek daleko odbiega od fizjologii normalnej kobiety. Otóż prostytutki w przeciwieństwie do „normalnych kobiet” mają nienaturalnie duże waginy, takież łechtaczki oraz – czego dowodził słynny Lombroso – są niedorozwinięte psychicznie. Dlaczego? Bo mają niskie czoło, zbytnio rozwinięte szczęki i ponadprzeciętne owłosienie łonowe. Niemiecki naukowiec Lippert dostrzegł u prostytutek „inną budowę oka”, bo wskutek wyszukiwania klientów napinają one mięśnie oczu, co deformuje ich kształt, oraz „rozwinięte ponad miarę organy przeżuwania” (skutek „nadmiernego całowania”). Mówiło się również o wielkiej skłonności do łysienia, co tłumaczono ulicznym trybem życia prostytutek… (Czyż rezultaty i powaga tych badań nie przypominają wiedzy ministra Gowina na temat gender? Panu ministrowi gender kojarzy się z homoseksualizmem, dokładnie tak, jak uczonemu Lippertowi prostytucja z łysieniem).

W dzisiejszej Polsce prostytutki mają jeszcze inną, równie dziwną cechę. Są niewidoczne, milczące, nie ma ich, nie mają swojej reprezentacji, głosu, praw, można z nimi robić, co się chce. Nawet udawać, że ich nie ma. Nie znamy skali tego zjawiska, nie wiemy, jak z nim walczyć, ani nawet – czy trzeba z nim walczyć. Czy nie lepiej legalizować? Polepszy to zapewne los prostytutek, a przy okazji obniży ogromny poziom hipokryzji (siostry przyrodniej konserwatyzmu obyczajowego). Trzeba więc rozmawiać. Racjonalnie. To ważny temat, i to z jaką tradycją! A ta ma przecież w Polsce wielu obrońców.
Więcej możesz przeczytać w 26/2012 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.