Lider Wolnych Konopi: najpierw mnie zatrzymali, potem sprawdzali za co

Lider Wolnych Konopi: najpierw mnie zatrzymali, potem sprawdzali za co

Dodano:   /  Zmieniono: 
Andrzej Dołecki (fot. http://wolnekonopie.org)
– Po czterech miesiącach od mojego zatrzymania dostałem informację z prokuratury, że susz jaki miałem rzekomo sprzedawać jest rzeczywiście substancją zakazaną – śmieje się Andrzej Dołecki, lider Wolnych Konopi, który wyszedł niedawno z aresztu, do którego trafił na trzy miesiące. – Czyli jak zostałem zatrzymany prokuratura nie miała takiej wiedzy. Więc skąd moje zatrzymanie? – pyta.
Dlaczego ustalanie charakteru substancji o której rozpowszechnianie został oskarżony Dołecki trwało tak długo? – Takie badanie powinno się przeprowadzić niezwłocznie, czyli możliwie szybko – mówi w rozmowie z Wprost.pl Zbigniew Ćwiąkalski, były minister sprawiedliwości. – By stwierdzić jaka jest to substancja robi się badania fizykochemiczne. A gdy już wiadomo co to za środek, to sprawdzenie czy on się znajduje na liście substancji zakazanych zajmuje jeden dzień. A dlaczego to trwało cztery miesiące? To już nie do mnie pytanie – dodaje.

Dołeckiego zatrzymano 1 maja, tuż przed Kongresem Ruchu Palikota, którego miał być honorowym gościem. – O 13 miałem mieć wystąpienie, ale na kongres nie dotarłem, bo o 6 rano zostałem wyciągnięty z łóżka i wsadzony do aresztu – relacjonuje. – Cała otoczka wskazuje na to, że nie było to rutynowe zatrzymanie – ocenia Dołecki.

Prokuratura poinformowała, że sprawa zatrzymania lidera Wolnych Konopi wiązała się z odkryciem przez policjantów z wydziału narkotykowego Komendy Stołecznej dwóch małych plantacji marihuany w podwarszawskich Kajetanach. Pierwszą z nich prowadził Łukasz W. u którego zabezpieczono 66 krzewów. U drugiego – Grzegorza T. – policja znalazła 154 krzewy. Po usłyszeniu zarzutów mężczyźni zeznali, że marihuanę kupował u nich właśnie Dołecki. W listopadzie 2011 r. od Łukasza W. miał nabyć 2 kg suszu za 6 tys. zł, a od października 2011 do marca 2012 r. od Grzegorza T. – 1 kg za 4 tys. zł. – I to jest najbardziej ciekawe, bo skoro śledczy wiedzieli, że popełniam przestępstwa od listopada do marca to dlaczego aresztowali mnie dopiero w maju? – pyta Dołecki. 

Zdaniem lidera Wolnych Konopii całe zatrzymanie miało charakter czysto polityczny. Dołecki zwraca uwagę na fakt, że jego aresztowanie odbyło się wyłącznie na podstawie zeznań dwóch zatrzymanych wcześniej osób. Dodatkowo - jak się teraz okazuje - zeznania okazały się wątpliwe. –  Chłopak zeznał, że zadzwonił do mnie na podany na stronie internetowej Wolnych Konopi numer telefonu – mówi Dołecki. – Wystąpiliśmy o bilingi telefoniczne i właśnie próbujemy udowodnić śledczym, że to nie jest prawda – dodaje.

Co ciekawe, osoby, które oskarżyły Dołeckiego zeznały również, że ten miał sprzedać im nasiona marihuany, by po niecałym miesiącu wrócić i kupić od nich susz. – Wszystko wskazuje na to, że chłopaki nie posadzili marihuany tylko magiczną fasolę, bo nie jest możliwe, by po miesiącu marihuana wyrosła na tyle, by być gotową na sprzedaż – dodaje.

Dołecki po opuszczeniu aresztu jest – jak sam mówi - osobą wolną. Sąd nie zastosował wobec niego żadnej sankcji. – Jeżeli sąd nie zastosował żadnego środka zapobiegawczego uchylając areszt tymczasowy to sytuacja jest zastanawiająca. Takie sytuacje zdarzają się bardzo rzadko – przyznaje Ćwiąkalski.