Liczba fiolek może być większa, bo badania trwają - powiedział "Wyborczej" zastępca prokuratora generalnego Jerzy Engelking nadzorujący śledztwo w sprawie corhydronu.
Odkrycie kolejnych kilkudziesięciu pomylonych ampułek oznacza przełom w śledztwie. Wskazuje na złamanie procedur w Jelfie. Wszystkie ampułki wyprodukowano, zanim skarb państwa sprzedał swoje udziały w zakładzie litewskiemu Sanitasowi.
- To zapewne nie była przypadkowa zamiana fiolek, bo za dużo tu przypadków, sądzi Engelking. Prokurator wyklucza, że to konkurencja lek podrobiła i pod marką Jelfy wprowadziła do obrotu - wszystkie etykiety są oryginalne. Mało prawdopodobna jest też hipoteza zanieczyszczenia linii produkcyjnej - leki nie są ze sobą przemieszane: w 25 fiolkach corhydronu jest 100-procentowa scolina.
Zamiana fiolek, to albo był błąd, albo działanie szaleńca. W najbliższych dniach do pomocy trzem prokuratorom i informatykowi (nadzoruje automat do bezinwazyjnego badania leków) powołana ma być policyjna grupa dochodzeniowo-śledcza.
Czy ktoś po podaniu scoliny zamiast corhydronu umarł? - Nie możemy podać ani jednego pewnego przypadku zgonu po zażyciu corhydronu, czekamy na opinie biegłych, mówi Engelking.
pap, ss