Sposób na przejęcie władzy w Sejmie przez opozycję i zbuntowanych koalicjantów PiS jest banalnie prosty: to nie marszałek Ludwik Dorn, ale jego zastępcy mieliby ustalać porządek obrad. Oni też decydowaliby, jakimi projektami ustaw zajmą się posłowie, a które będą "leżakować" w oczekiwaniu na rozpatrzenie.
Do realizacji tego planu politycy przystąpią, jeśli nie dojdzie do samorozwiązania Sejmu ani nie powstanie nowy rząd bez Prawa i Sprawiedliwości. Projekt zmiany regulaminu Sejmu przygotowała kilka miesięcy temu Liga Polskich Rodzin. Jego przyjęcie było ceną, jakiej Roman Giertych zażądał od PiS w zamian za poparcie Ludwika Dorna na marszałka Sejmu. Teraz LPR przypomniała sobie o tamtej sprawie i zapowiada, że nie zrezygnuje z pomysłu na osłabienie pozycji marszałka.
Według Giertycha Ludwik Dorn musi wprowadzić tę propozycję do porządku obrad Sejmu najpóźniej w październiku. Lider LPR twierdzi, że wtedy wspólnie z opozycją uda się przegłosować te zmiany. - A to oznacza, że władza w Sejmie przejdzie w ręce prezydium, w którym PiS nie ma większości - mówi "Rzeczpospolitej" Giertych. W prezydium zasiada bowiem pięciu wicemarszałków (po jednym z PO, SLD, LPR, PSL i Samoobrony) oraz reprezentujący PiS marszałek Ludwik Dorn.