Brata zamordowali Niemcy, ona ratowała dzieci. Poruszająca opowieść 102-letniej sanitariuszki z Powstania Warszawskiego

Brata zamordowali Niemcy, ona ratowała dzieci. Poruszająca opowieść 102-letniej sanitariuszki z Powstania Warszawskiego

Hanna Zawistowska-Nowińska, sanitariuszka batalionu „Bończa” Zgrupowania „Róg”, ps. „Hanka Zerwicz”
Hanna Zawistowska-Nowińska, sanitariuszka batalionu „Bończa” Zgrupowania „Róg”, ps. „Hanka Zerwicz” 
Hanna Zawistowska-Nowińska, sanitariuszka batalionu „Bończa” zgrupowania „Róg”, jest żywym symbolem niezłomności i patriotyzmu. W wieku niemal 102 lat przyjechała z Krakowa do Warszawy, by w 81. rocznicę Powstania Warszawskiego uczcić pamięć tych, którzy walczyli o wolność Polski. Jej życie, naznaczone dramatem wojny i heroiczną służbą, jest świadectwem odwagi młodych ludzi, którzy, mimo świadomości nieuchronnej klęski, podjęli walkę z okupantem.

Lata okupacji w Warszawie były okresem wszechobecnego strachu, ale też rosnącej determinacji. Hanna Zawistowska-Nowińska, pseudonim „Hanka Zerwicz” w wywiadzie dla kanału YouTube „MomenTy” wspomina lata niemieckiej okupacji w Warszawie:

„Wyszedłeś z domu, a tu łapanka. Wywozili ludzi, stawiali pod murem, strzelali. Na ulicach wisiały afisze z nazwiskami pomordowanych, w tym moich kolegów”.

Życie codzienne toczyło się w cieniu represji, ale wśród młodzieży narastała chęć buntu. Młodziutka Hania, mieszkająca na Rynku Starego Miasta, widziała, jak jej brat Jerzy, zaangażowany w działania Armii Krajowej, przygotowywał młodych ludzi do walki. „Jurek przychodził do domu, słyszałam szczęk broni” – opowiada.

W końcu lipca 1944 roku, gdy plotki o rychłym powstaniu przybrały na sile, Warszawa była jak beczka prochu. Alarm próbny na Czerniakowie, w którym uczestniczył Jerzy, tylko podsycił napięcie. „Był zdenerwowany, puścił swoich chłopaków, a sam przenocował u ciotki” – wspomina pani Hanna.

Ostróg 1929 r. Rodzina Zawistowskich. (Ojciec ppłk. Dezyderiusz Jan Jerzy Zawistowski ps. „Zerwicz”, matka Leonarda Zawistowska z d. May, brat Jerzy Zawistowski, Hanna Zawistowska)

Ostatnie dni przed wybuchem Powstania. Brat przeczuwał śmierć

Ostatnie dni przed wybuchem Powstania były dla pani Hanny czasem osobistych dramatów. W rozmowie z Kubą Kucharskim wspomina pożegnanie z bratem Jerzym, który przeczuwał, że nie zobaczą się już więcej. „Przyszedł do mnie i poprosił o stary portfel po babci, który ojciec nosił na wojnie. Powiedział: 'Hanka, my się już nigdy nie zobaczymy'”.

Ich matka, nie do końca świadoma sytuacji, prosiła Jurka, by przyniósł ziemniaki od krewnych z Ursusa, na co on odparł: „Mamo, już za późno”. Jerzy, zaangażowany w działania konspiracyjne, znalazł się ostatecznie na placu Trzech Krzyży, gdzie zginął od niemieckiej kuli. Pani Hanna dowiedziała się o jego losie dopiero później, a ich ostatnie spotkanie na zawsze pozostało w jej pamięci.

„On wiedział, że idzie na śmierć, jak ojciec” – mówi z goryczą.

Józefów 1943 (od lewej; brat Jerzy Zawistowski, matka Leonarda Zawistowska z d. May, Hanna Zawistowska)

Wspomnienie uczestniczki Powstania. Umierali w straszliwych mękach

Kiedy wybuchło Powstanie pani Hanna zgłosiła się do Zgrupowania AK „Róg”, batalionu „Bończa”. Została skierowana do pracy jako sanitariuszka w lecznicy na rogu Rynku Starego Miasta i Krzywego Koła. Zaprzysiężona przez porucznika „Rawicza” (Józefa Dąbrowskiego), pracowała pod kierownictwem prof. Heleny Radlińskiej, opiekując się rannymi w prowizorycznie urządzonym szpitalu w kamienicy Książąt Mazowieckich. Warunki były ekstremalne: „Nosze były nieprzystosowane, chłopcy zsuwali się, a my musiałyśmy ich przenosić piwnicami” – wspomina. Piwnice, którymi przenoszono rannych, były zatłoczone cywilami ukrywającymi się przed bombardowaniami.

„Ludzie leżeli zmęczeni, a my musiałyśmy ich omijać, niosąc pacjentów” – opowiada pani Hanna.

„Hanka Zerwicz” nie zapominała o nikim. Wśród jej podopiecznych był „Bolek Lotnik”, powstaniec ranny w łokieć przez młodego chłopaka, który pomylił go z Niemcem z powodu przebrania. Dzięki operacji prof. Radlińskiej ręka Bolka została uratowana, choć przez całe Powstanie nosił ją na wyciągu. Pani Hanna opiekowała się Tomkiem Lubiczem, synem dowódcy, na prośbę porucznika „Rawicza”. „Siostro, proszę się nim specjalnie opiekować” – usłyszała, na co odparła: „Ja się wszystkimi troskliwie opiekuję”.

81. rocznica Powstania Warszawskiego. „Ulice były pełne krwi”

Tragiczne wydarzenia, takie jak wybuch czołgu-pułapki na ulicy Kilińskiego 13 sierpnia 1944 roku, zapisały się w jej pamięci na zawsze.

„Ulice były pełne krwi, szczątki ludzkie wisiały na murach i balkonach” – opisuje w pamiętnikach.

W tym czasie pani Hanna pracowała w izbie przyjęć szpitala na Długiej 7, gdzie stykała się z najcięższymi przypadkami: poparzonymi od bomb burząco-zapalających, pacjentami z odłamkami w ciele czy młodym chłopakiem, który cudem odzyskał wzrok po oczyszczeniu oczodołów z muszych larw. „Nie umieliśmy pomóc poparzonym. Umierali w straszliwych mękach” – wspomina.

Mimo wszechobecnego chaosu pani Hanna zachowywała zimną krew. Gdy bombardowania niszczyły lecznicę, a szyby i mury sypały się na pacjentów, organizowała przenosiny do nowych miejsc – najpierw na ulicę Freta, a później do piwnic przy klasztorze Dominikanów.

„Myślałam, że w kościele będzie bezpieczniej, ale było tak ciasno, że ludzie stali jak kwiatki w wazonie” – mówi.

W piwnicach brakowało wody, jedzenia i światła, a rany pacjentów ropiały. Pani Hanna i sanitariuszka Baśka wyruszyły na poszukiwanie pożywienia, zdobywając od Czwartaków Armii Ludowej krupnik i wino, które podniosły morale rannych.

Rewizje, grabieże i podpalanie domów przez Niemców były przerażające

Gdy Powstanie na Starówce chyliło się ku upadkowi, wielu powstańców ewakuowało się kanałami do Śródmieścia. Pani Hanna, mimo propozycji ucieczki, postanowiła zostać z ciężko rannymi. „Ktoś musi zostać przy tych pacjentach” – tłumaczyła. Pobiegła na Rynek Starego Miasta 18, by sprowadzić matkę do pomocy, ale zastała ją gaszącą płonący dom. Zmęczona, zasnęła w piwnicy, a gdy się obudziła, Niemcy wkroczyli na Starówkę. „Zdejmujemy opaski, palimy legitymacje, jesteśmy cywilami” – usłyszała od kolegi. Rewizje, grabieże i podpalanie domów przez Niemców były przerażające. „Przynieśli kanistry z benzyną – łatwiej spalić niż walczyć” – wspomina.

Prowadzona przez Niemców przez Plac Zamkowy i Bednarską, pani Hanna, wraz z matką i babcią, dotarły do obozu w Pruszkowie. Tam, dzięki sprytowi babci Ludwiki, która nawiązała kontakt z kobietą znającą jej syna, uniknęły wywózki do Niemiec.

„Babcia zapytała o dr. Józefa Maya, a ta pani przeniosła nas do baraku dla ciężko chorych” – opowiada pani Hanna.

Warunki w obozie były koszmarne: brak wody, jedzenia i higieny. Po kilku dniach cała rodzina dotarła do Komorowa, gdzie zamieszkały w domku letniskowym.

Życie po Powstaniu. „Zawsze trzeba o swoją ojczyznę walczyć”

Po wojnie pani Hanna osiedliła się w Krakowie, gdzie kontynuowała przerwane studia medyczne na Uniwersytecie Jagiellońskim, uzyskując w 1951 roku dyplom lekarza. Jako pediatra poświęciła się opiece nad dziećmi, pracując w szpitalach, przychodniach i sanatorium w Rabsztynie. „W Rabsztynie, wśród wspaniałych ludzi, doszłam do zdrowia psychicznie i fizycznie” – wspomina. Organizowała transporty sierot do Częstochowy i Krakowa, pomagając dzieciom zagubionym w Powstaniu odnaleźć nowy dom. Jej praca w szpitalach, m.in. na oddziale gruźliczym i zakaźnym, była kontynuacją powstańczej misji niesienia pomocy.

Hanna Zawistowska-Nowińska, dziś mająca niemal 102 lata, pozostaje aktywnym świadkiem historii. Jako członek Klubu Powstańców Warszawy Armii Krajowej w Krakowie uczestniczy w spotkaniach i pracach nad ekspozycjami upamiętniającymi Powstanie. W rozmowie na kanale YouTube „MomenTy” mówi o trosce o współczesną Polskę, ubolewa nad podziałami społecznymi: „Jak już ktoś jest nie z tej partii, to już jest wróg”. Jednak jej wiara w patriotyzm pozostaje niezachwiana: „Zawsze trzeba o swoją ojczyznę walczyć, czy ma się 20, czy 80 lat”.

Powstanie Warszawskie, choć skazane na klęskę, było dla pani Hanny i jej towarzyszy aktem desperackiej odwagi. „Mieliśmy dość” – mówi, wspominając łapanki, egzekucje i wszechobecny strach.

Dla niej i innych powstańców walka była nie tylko obowiązkiem, ale także wyrazem miłości do ojczyzny. Przybywając do Warszawy na obchody 81. rocznicy Powstania, Hanna Zawistowska-Nowińska przypomina, że patriotyzm to nie tylko walka zbrojna, ale także codzienne poświęcenie dla innych i niezłomna wiara w wolność.

Wywiad z Hanną Zawistowska-Nowińską, ps. Hanka Zerwicz możecie zobaczyć na kanale YouTube „MomenTy”: