Starzy znajomi u Obamy

Starzy znajomi u Obamy

Dodano:   /  Zmieniono: 
fot. Photos.com 
Kolejne nominacje na stanowiska w Białym Domu nie zaskakują. Barack Obama otacza się starymi współpracownikami, na których może polegać.
Nowym rzecznikiem Białego Domu zostanie Robert Gibbs, który pełnił podobną funkcję w sztabach wyborczych Johna Kerry’ego i Obamy. Gibbs, 37-latek z Alabamy i fan futbolu amerykańskiego, podczas tej kampanii zasłynął z bezkompromisowego podejścia do dziennikarzy. Zapraszany do studia kilkakrotnie przejmował rolę gospodarza, atakując prowadzących za - jego zdaniem - zbyt krytyczne stanowisko względem demokratycznego kandydata. Nie przebierał w słowach w rozmowach telefonicznych i mailach. Wreszcie odegrał główną rolę w odciągnięciu reporterów od spotkania Obamy z Hillary Clinton, które miało miejsce w czerwcu w Wirginii, po zakończeniu demokratycznych prawyborów. Gibbs rozesłał komunikat, że Obama będzie czekał na dziennikarzy w samolocie, mającym zabrać ich razem do Chicago. Tymczasem, gdy korespondenci znaleźli się na pokładzie, obsługa zablokowała wyjścia i poinformowała ich, że lecą bez przyszłego prezydenta. Poddany lawinie oskarżeń Gibbs bronił się, że podstęp miał na celu zachowanie prywatności spotkania dwojga niedawnych rywali. Historia bliskich kontaktów z Obamą będzie zapewne atutem nowego rzecznika, ale żeby utrzymać dobre relacje z prasą, musi popracować nad temperamentem.

Stanowisko zastępcy szefa sztabu Białego Domu, wspominanego już wcześniej Rahma Emanuela, obejmie natomiast Pete Rouse, obecny szef senackiego biura Obamy. Mający japońskie korzenie Rouse to wielki wielbiciel kotów. Pracuje na Kapitolu od ponad 30 lat i z uwagi na zakres nieformalnych wpływów określany jest mianem „101 senatora". Długo kierował biurem Toma Daschle’a, lidera demokratycznej większości w Senacie, a po jego niespodziewanej porażce w wyborach w 2004 r. został jednym z najbliższych doradców młodego senatora z Illinois. Zwerbowanie tego wyjadacza, znającego Waszyngton jak własną kieszeń, pozornie kłóci się ze stosowaną przez zwycięzcę wyborów retoryką zmiany, ale jest niezbędne – bez rad Rouse’a Obama nie osiągnąłby nawet części tego, co zdobył.