Jeszcze jeden wódz?

Jeszcze jeden wódz?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Minister obrony Bogdan Klich wystąpił z propozycją powołania nowego urzędu centralnego pod nazwą: szef obrony. Miałby on sprawować zwierzchnictwo nad siłami zbrojnymi RP, czyli podlegać miałyby mu siły lądowe, morskie i powietrzne, oraz wszelkie jednostki specjalne.
Pomysł zaskakujący. Sądząc z wypowiedzi ministra, szef obrony miałby pełnić funkcję, którą konstytucja RP rezerwuje dla prezydenta; zgodnie z ustawą zasadniczą, to prezydent jest zwierzchnikiem sił zbrojnych. Co więcej, szefa obrony miałby powoływać prezydent, w którego kompetencje on wkracza. Jak przyznał Klich, nikt tego projektu dotąd z prezydentem nie konsultował. Czyżby szef MON chciał stworzyć kolejne pole walki obozu premiera z prezydentem?

Utworzenie tego stanowiska to prosta droga do zbiurokratyzowania polskiej armii. - Za dużo wodzów, za mało Indian – skomentował na antenie RMF FM szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Władysław Stasiak. I trudno nie przyznać mu racji. Niezależnie bowiem od politycznych celów powołania nowego urzędu, przybędzie etatów, stanowisk, urzędników i biurokratów, ale nie przybędzie żołnierzy. Pieniądze pójdą na biura, sekretariaty, zamiast na szkolenie i sprzęt. Bezpieczeństwo Polsce gwarantują przecież nie urzędnicy tylko wprawni, wyszkoleni żołnierze, umiejący posługiwać się nowoczesnym sprzętem. A wyposażenie polskiej armii pozostawia wciąż wiele do życzenia.

W tej sytuacji, delikatnie mówiąc, niezbyt rozsądne jest wydawanie pieniędzy na nowy urząd ze sztabem ludzi. Urząd, który - powiedzmy to sobie szczerze - w kwestiach zasadniczych nie zmieni niczego, a jedynie zaostrzy już i tak złe stosunki na linii MON – prezydent.