Piskorski znów złapał stery SD

Piskorski znów złapał stery SD

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kiedy Paweł Piskorski obejmował stanowisko prezesa Stronnictwa Demokratycznego, sprawę stawiał jasno - jego zadaniem było wybudzenie partii z prawie dwudziestoletniego letargu i wprowadzenie jej znów na scenę polityczną. Aby to uczynić, potrzebne są po pierwsze pieniądze, po drugie - pieniądze, a po trzecie - program i ludzie. Bo gdyby tę gradację ważności odwrócić, to SD mogłoby dalej leżeć na katafalku własnej historii, a ludzie, nie mając "paliwa" sami szybko by się wypalili. Jak ważne jest zasilenie partii w środki obrotowe, pokazuje historia kilkudziesięciu, jeżeli nie kilkuset przedsięwzięć politycznych, które mając i idee i kadry poległo w walce z machinami partyjnymi, napędzanymi pieniędzmi z budżetu.
SD ma kapitał. Tym kapitałem jest zarówno to, że to partia ta w odpowiednim momencie wyszła z cienia PZPR i stanęła w roku 1989 po stronie solidarnościowej. Tego się nie zapomina i nawet piewca skrajnego liberalizmu i były członek SD, Janusz Korwin-Mikke, nie odżegnuje się od swojej partyjnej historii. Wymiernym kapitałem jest jednak majątek, zablokowany w nieruchomościach na terenie całego kraju. Partia i tak, ze względu na przepisy ustawy o partiach politycznych tych nieruchomości pozbyć się musi - i Paweł Piskorski, znany z przedsiębiorczości, spadł jak z nieba.

Rządy Pawła Piskorskiego nie wszystkim się podobają, czego przykładem była próba rewolty starych działaczy, pod przewodnictwem wiceszefa Rady Naczelnej SD, Krzysztofa Góralczyka. Podczas sobotniego posiedzenia Rady Naczelnej doszło do próby odwołania Piskorskiego ze stanowiska przewodniczącego. Ale Paweł Piskorski to zręczny i twardy polityk i szybko opanował ster partyjnego przywództwa. Dziś nadzwyczajne posiedzenie RN uznało decyzje i uchwały z 24 października za nieważne i zwołało na styczeń Kongres SD, który ma zakończyć konflikt wewnątrzpartyjny. Jak się można spodziewać, jak praktyka i pragmatyka polityczna pokazuje - będzie to "twarde" zakończenie konfliktu, poprzez przejęcie władzy nad strukturami Stronnictwa przez ekipę Piskorskiego. I wtedy partia znów wróci do procedur demokratycznych...oczywiście, pod silnym przewodnictwem demokratycznie wybranego Pawła Piskorskiego.

Rozłam w partii nie nastąpi. O rozłamie można mówić wtedy, kiedy z jednego ciała rodzą się dwa, lub kilka. Jeżeli Piskorskiemu uda się utrzymać "insygnia władzy", znak i nazwę - a do tego uda mu się spieniężyć nieruchomości (których wartość oceniana jest nawet na 100 mln złotych), to ci co odejdą, będą zwykłymi secesjonistami-renegatami. Tak właśnie kształtuje się pragmatyczne podejście do polityki.

I tylko w tym wszystkim, w tych działaniach i operacjach brakuje jednego - myśli stricte politycznej. Wprawdzie partner Pawła Piskorskiego, dr Andrzej Olechowski, porzucił zwyczaj wstawania koło południa i już więcej i energiczniej jeździ po Polsce na spotkania z wyborcami, ale dalej nie wiemy, czy zamierza startować w wyborach prezydenckich w roku przyszłym. Więcej - nie wiemy, czy zamierza to robić pod szyldem SD. A jego program prezydentury i program odnowy partyjnej dość słabo się sprzedaje i nie ma odzewu w mediach. W mediach i sondażach nie widać też SD.

Paweł Piskorski musi załagodzić albo zdusić konflikt wewnątrzpartyjny, jeżeli chce przygotować partię do wyborów samorządowych na wiosnę przyszłego roku i ewentualnych wyborów prezydenckich. Bo jeżeli mu się to nie uda, to negatywne publicity nigdy nie pozwoli mu na wyjście poza wartość błędu statystycznego w sondażach. A chyba nie o to chodziło, aby ten młody jeszcze polityk wylegiwał się na kolejnej politycznej kanapie.