2005

Dodano:   /  Zmieniono: 
"Lepiej robić małe coś niż wielkie nic" - mawiał Kisiel. Tegoroczni laureaci Nagród Kisiela, przyznawanych już po raz szesnasty, robili i robią raczej "wielkie coś". Przekorny duch Stefana Kisielewskiego unosił się, gdy przewodniczący kapituły Jan Krzysztof Bielecki uzasadniał, za co przyznano tegoroczne laury jego imienia. Lech Wałęsa otrzymał nagrodę za "25 lat zdrowego rozsądku z krótkimi tylko przerwami". Ryszard Krauze został doceniony, "bo zaryzykował swoje pieniądze", a Tomasz Lis za to, iż "nie zdradził dziennikarstwa" (była to czytelna aluzja do pojawiających się w ostatnim roku spekulacji o prezydenckich planach autora "Co z tą Polską?").

Obradująca jak zwykle w redakcji tygodnika "Wprost" kapituła nagrody w tym roku postawiła na prawdziwe celebrities polityki, biznesu i dziennikarstwa, co niektórzy uczestnicy obrad zinterpretowali jako przejaw przesadnej ostrożności, by nie powiedzieć politycznej poprawności. Żartowano, że niedługo z grona znanych polityków bez Nagrody Kisiela będą tylko Andrzej Lepper i Zygmunt Wrzodak. - Przynajmniej w wypadku Lecha Wałęsy o politycznej poprawności i ugrzecznieniu nie może być mowy - tłumaczył decyzję kapituły Jan Krzysztof Bielecki.

Najbardziej wpływowymi członkami kapituły okazali się, podobnie zresztą jak w ubiegłym roku, Leszek Balcerowicz oraz Tomasz Wołek. Każdy z nich nominował dwóch z trzech zwycięzców - prezes NBP w kategoriach "polityk" i "dziennikarz", a były naczelny "Życia" w kategoriach "polityk" i "biznesmen". Najtrudniej było wyłonić laureata wśród polityków - musiały się odbyć aż trzy głosowania. Z byłym prezydentem do ostatniej chwili konkurowali marszałek Senatu Bogdan Borusewicz oraz prezydent Gdyni Wojciech Szczurek.
Iskrzenie wokół Lisa

Gdy okazało się, że w kategorii "publicysta" wygrał Tomasz Lis, wzburzony tym werdyktem Janusz Korwin-Mikke demonstracyjnie opuścił salę. Wcześniej wygłosił kilka mało cenzuralnych opinii, a najłagodniejsze były słowa o przewracaniu się Kisiela w grobie. - Zachowanie Korwin-Mikkego to nieodłączny element fenomenu Nagród Kisiela - uspokajał wieloletni przewodniczący kapituły Jan Krzysztof Bielecki.
Wśród członków kapituły są tak różne indywidualności, często ekscentryczne, że musi iskrzyć - wyjaśniał. Tradycyjnie już niejako w ostatecznym głosowaniu w tej kategorii o włos przegrał publicysta "Wprost" Bronisław Wildstein, bodaj najczęściej nominowany do nagrody kandydat, który jednak lauru dotychczas nie dostał.
Tomasz Lis przyznaje, że kiedy w piątek zastanawiał się, kto zostanie laureatem Nagród Kisiela, przyszedł mu do głowy właśnie Bronisław Wildstein. Wyróżnienia dla siebie się nie spodziewał. - Mam nadzieję, że to nagroda przyznana za moje myślenie i pisanie o Polsce, a nie za częste pokazywanie się w telewizji. Tym bardziej jestem szczęśliwy - komentuje Tomasz Lis.
Legenda legendy

Bez kontrowersji nie obyło się w wypadku nominacji dla Lecha Wałęsy, któremu - jak twierdziła część członków kapituły - żadne laury nie są już potrzebne. Przekonała ich jednak Hanna Gronkiewicz-Waltz, która dowodziła, że uhonorowanie byłego prezydenta będzie hołdem złożonym ruchowi "Solidarność", który zakładał. - Jeśli nie zrobimy tego w tym roku, w 25. rocznicę Sierpnia, w przyszłości możemy już nie mieć lepszej okazji - dowodziła była prezes NBP, obecnie posłanka PO. Inni podkreślali, że w tym roku Lech Wałęsa w pozytywny sposób wrócił do wielkiej polityki, sprzeciwiając się populizmowi Radia Maryja i popierając w wyborach kandydata głoszącego liberalne poglądy, czyli jedyne do przyjęcia przez Kisiela.
W rozmowie z "Wprost" Lech Wałęsa przyznał, że nagrodę traktuje jako wynagrodzenie niewielkiej krzywdy, jaką kiedyś Kisiel mu wyrządził. - Odbieram to jako znak dany mi od niego z nieba. Na początku lat 80. spotkaliśmy się z Kisielem w Hotelu Morskim, w pokoju naszpikowanym podsłuchami. Gdy zeszliśmy na ekonomię, powiedziałem mu, że jako związkowca sprawy gospodarcze mnie nie interesują. Kisiel nie wychwycił, że mówiłem "pod bezpiekę". Później pisał o mnie: "Co to za przywódca, który nie ma pomysłu na ekonomię" - opowiada Lech Wałęsa.
Docenione ryzyko

Ryszard Krauze w drugiej turze głosowania konkurował z Krzysztofem Olszewskim, prezesem Solaris Bus & Coach. Prezes Prokomu wygrał głownie z powodu błyskotliwego sukcesu Biotonu - firmy, która wprowadziła na rynek polską insulinę, odnosząc przy tym sukces rynkowy na skalę międzynarodową. - Ta nagroda to dla mnie wielkie wyróżnienie i radość. Pamiętam o przesłaniu jej patrona Stefana Kisielewskiego, który zwykł mawiać, że nie ma poglądów politycznych, tylko ekonomiczne. Szczególną satysfakcję daje mi to, że kapituła doceniła inwestycję w polską naukę, a przecież wiązała się ona z ogromnym ryzykiem. A dziś? Mamy już fabrykę w Rosji, w najbliższych dniach jedziemy do Chin, zyskujemy światowy zasięg - mówi "Wprost" Ryszard Krauze.

Podczas obrad kapituły niektórzy jej członkowie zwracali uwagę na niebezpieczeństwo ugrzecznienia Nagród Kisiela, który grzeczny nigdy nie był. - Boję się, by nie owładnął nas duch politycznej poprawności. Zgodnie z duchem Kisiela nasi laureaci powinny być osobami idącymi pod prąd, kontrowersyjnymi, wytyczającymi nowe szlaki. Nagrody nie tylko mogą, ale wręcz powinny wywoływać lekki skandal, być swoistą prowokacją - zwracał uwagę prof. Rafał Krawczyk.

Nagrody Kisiela są przyznawane od 1990 r. Początkowo laureatów wskazywał sam Stefan Kisielewski. Po jego śmierci robi to kapituła złożona z laureatów z poprzednich lat. W obradach biorą też udział Jerzy Kisielewski (syn twórcy wyróżnienia) oraz Marek Król, redaktor naczelny "Wprost". W poprzednich latach nagrody otrzymali m.in.: Jan Nowak-Jeziorański, Jerzy Giedroyc, Józef Tischner, Jerzy Waldorff, Leszek Balcerowicz, Jan Krzysztof Bielecki, Władysław Bartoszewski, Jan Kułakowski, Jan Kulczyk, Hanna Gronkiewicz-Waltz, Donald Tusk, Jan Rokita i Roman Kluska.