Wieś polska - upadek i wzrost

Wieś polska - upadek i wzrost

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ponieważ wszyscy o Euro, to ja o sprawach innych, a mianowicie o  fałszywej, a powszechnie przyjmowanej wizji polskiej wsi i chłopów. Polska wieś jest OK i zarazem jest na dnie. Trzy cechy, jakie od lat miały określać polską wieś, są w stanie zaniku lub osłabienia: wiejska religijność, wiejska kultura i obyczajowość, wiejska specyficzna produkcja i udział w PKB (zwłaszcza dumnie broniona prywatna własność mało- i średniorolna).

Na wsi mieszka największa w Polsce liczba nierobów. I są ludzie, którzy pracują ciężej niż ktokolwiek. Na wsi mieszkają młodzi, z których nic nie będzie (bo najpierw podła szkoła, potem podłe piwo i wreszcie podła dorywcza praca). Na wsi żyją ludzie, którzy prowadzą wyspecjalizowane gospodarstwa, uczą się na ślusarzy czy specjalistów od budownictwa i  zarabiają lepiej ode mnie. Jeżdżą do Egiptu, a coraz częściej do Włoch, więc nasze przewodniki są w ciągłej pożyczce.

Na wsi mieszkają ludzie – delikatnie mówiąc – niemądrzy, którzy prawie dziesięć lat temu przepisali dzieciom gospodarstwa za wysoką (względnie) emeryturę, a za moment zostaną z niczym. Wielu spędza pół roku bez sensu, by harować przez w sumie dwa miesiące i ledwie się z tego utrzymać. Jednak coraz częściej porzuca się pracochłonne zajęcia i  marchewkę kupuje w sklepie. Polska wieś ulega dramatycznemu rozwarstwieniu, i to nie między starymi i młodymi, lecz między tymi, którzy mają chęć i odwagę, a tymi, którzy wolą tylko być i pić.

Na wsi nieprawdopodobna jest potęga samorządu. Dobry samorząd i wójt może zostawić wieś murowaną, marny samorząd i wójt – wieś zatopioną w  błocie. Samorządem gminnym, czyli także szkołą, rządzi klika. Może to  być klika modernizacyjna lub wsobna. Różnica jest kolosalna. Kilku sensownych ludzi czyni cuda, bez nich pojawia się ospałość, nepotyzm i  klęska.

Nie wiadomo, czy wieś jest w Polsce potrzebna, czy chłopi są potrzebni? Na pewno zmiany muszą być ewolucyjne, by nie zwiększyć nagle bezrobocia, ale co wieś daje? Nie indywidualnie, bo mam wiejskie, czyli prawdziwe, mleko i masło, ale Polsce? Sery kupujemy ze Spomleku, jednej z  największych w Polsce fabryk znakomitych odmian. Drób z Sedaru, hodowli wolno żyjących kur i indyków, a ryby z dużej hodowli wspaniałych pstrągów, sumów, sandaczy, jesiotrów. Nic z produktów wiejskich, takich prosto od chłopa. I tak powinno być, pod warunkiem że te wielkie przedsiębiorstwa trzymają jakość, a trzymają. Jak zatem może z nimi konkurować rolnik? Tylko dostarczając im materiał, czyli dobre mleko, dobre kaczki, dobre jagnięta. To jednak potrafi czynić najwyżej jedna dziesiąta mieszkańców wsi. Reszta, szczęśliwie dla kraju, ale może mniej dla nich, podlega naturalnej eliminacji.

Zmianie ulegają religijność i obyczaje. I znowu mamy podział na wieś czasu minionego i wieś czasu przyszłego. Przez krótki okres wiejscy nuworysze nie wiedzą, czy pić whisky z sokiem pomarańczowym, czy raczej wódkę z malinowym. Po kilku latach to już nie są nuworysze, lecz klasa średnio wyższa całą gębą. Dzieci w Warszawie lub na Harvardzie, dom –  pałac pilnie strzeżony, znajomi zupełnie nowi. Polityka raczej nie, chyba że są z niej korzyści, Kościół tak, ale tylko w święta i dla celów małżeńsko-chrzścielno-pogrzebowych.

Modernizującą się wieś trzeba ratować za wszelką cenę, byśmy nie  musieli, jak Grecy, na lepszą okazję kupować jagniąt w Bułgarii. Na  wsobną polską wieś najlepiej nie zwracać uwagi. Tu ani nie można pomóc, ani nie warto, oczywiście poza wspieraniem najbiedniejszych. Bo polska wieś jest w sytuacji duchowo-praktycznej jak niegdyś Ameryka. Kto potrafi, ten da sobie radę lepiej niż niejeden smutny miejski urzędnik. Kto nie chce lub nie potrafi, zginie. Do tej selekcji można się wtrącać, ale w bardzo ograniczonym stopniu. Oczywiście, wszyscy powiemy od razu –  edukacja, szkoła, ale jaki jest poziom wiejskiej szkoły, poziom nauczycieli, to także zależy od kliki i raczej bym na edukację łącznie z  gimnazjum nie liczył. Więc wtrącać się warto tylko tam, gdzie już rozumieją, że wtrącanie się z zewnątrz bywa przydatne, i wiedzą, jak je  wykorzystać. Resztę zostawmy w spokoju, jak stare drzewo, które jeszcze się zieleni, ale w środku jest spróchniałe.

Więc nie ma już odwrotu i moja nienawiść: „koko spoko" jest uzasadniona. Wieś zostanie tylko dla celów widokowych. Na polskiej wsi będzie OK, będzie spoko, ale pod warunkiem że krowy będą – jak w Niemczech – dla  ozdoby i dekoracji zielonych łąk i powoli płynących ruczajów.

Więcej możesz przeczytać w 24/2012 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.