Od wielu dni Allaye milczy. Nie odbiera telefonów, choć dzwonię do niego dwa albo trzy razy w tygodniu, nie oddzwania, nie odpowiada na SMS-y ani e-maile. A przecież wcześniej zarzucał mnie informacjami. A teraz nic. Cisza. Poznałem go dwa lata wcześniej w malijskim Dżenne. To tajemnicze miasto, położone w środkowym Mali, na półpustynnym Sahelu, przedpolu Sahary. Kiedyś odgrywało ważną rolę w handlu, bo zatrzymywały się tutaj karawany z Europy i północnej Afryki oraz te zmierzające na północ. Od tamtego czasu zmieniło się niewiele. Jak przed wiekami, buduje się tu z gliny, uliczki są wąskie i tajemnicze. Nocą miasteczko oświetlają ogniska płonące przed domami, od czasu do czasu w ciemności migocze kaganek na wozie ciągniętym przez osiołka, gdzieś przesuwają się cienie przemykających postaci. Trudno oprzeć się wrażeniu, że czas cofnął się o tysiąc lat i właśnie trwa średniowiecze.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.