SKANER

Dodano:   /  Zmieniono: 

NAGRODA

Nominacje do tytułu Człowiek Roku „Wprost”. Głosujcie z nami!

Szanowni Państwo! Sieć i nowoczesne technologie zmieniły relacje redakcji z Czytelnikami. Dziś nie tylko oceniacie Państwo naszą pracę swoimi pieniędzmi, co tydzień kupując „Wprost”, ale jesteście także stałymi recenzentami, komentatorami i kontrybutorami treści, jakie w coraz większym stopniu wspólnie wytwarzamy. Dlatego postanowiliśmy zmienić również formułę wyłaniania Człowieka Roku „Wprost”. Dając Państwu wpływ na to, kto Waszym zdaniem w minionym roku wywarł przemożny wpływ na życie społeczne, gospodarcze i polityczne. Oddajemy dziś do Państwa recenzji propozycje ludzi, którzy naszym zdaniem spełniają kryteria tej nagrody. Uprzejmie prosimy o głosowanie – od dzisiaj rusza na stronie www.wprost.pl specjalna zakładka, gdzie można to robić. Jesteśmy także otwarci na Państwa typy. Prosimy o oddawanie głosów do końca tego miesiąca. Z góry dziękujemy.

Redakcja „Wprost”

Krzysztof Kwiatkowski

Nowy prezes NIK, choć jest politykiem rządzącej PO, swoimi raportami i wystąpieniami pokontrolnymi udowadnia, że Izba nie podlega politycznej kontroli i służy uzdrawianiu państwa. Dowodzą tego m.in. głośne raporty o fatalnej kondycji służby zdrowia, bezsensownym dofinansowaniu koncertu Madonny, bałaganie w PKW czy przy budowie gazoportu. Kwiatkowski w latach 2009-2011 był ministrem sprawiedliwości, od lipca 2013 r. jest prezesem NIK.

Tomasz Siemoniak

Jako wicepremier nie tylko dba o to, by nasza armia się dozbrajała, ale chce także, by pieniądze, jakie mamy do wydania na ten cel, rozwijały naszą gospodarkę. To niezwykle ważne, bo przemysł zbrojeniowy rozwija innowacje, tworzy dobre jakościowo miejsca pracy. Siemoniak jest ministrem obrony narodowej od listopada 2011 r.

Cezary Kaźmierczak

Jego głośne listy, m.in. do premiera Donalda Tuska, w którym zarzucił PO, że jest „gorsza niż mafia”, wzbudzają w rządzących wręcz przerażenie. Kaźmierczak, szef Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, zbudował organizację, która skutecznie broni interesów soli naszej gospodarki – małych i średnich firm. To człowiek z piękną opozycyjną kartą. Wystarczy powiedzieć, że w 1981 r. był najmłodszym internowanym działaczem Solidarności.

Adam Kiciński

Sławi nie tylko polską myśl technologiczną, ale także polską literaturę. Prezes firmy CD Projekt, producenta przeboju rynku gier komputero wych „Wiedźmin”, wypłynął już na globalne wody w swojej branży. Pierwsza część gry ukazała się w 2007 r. i kosztowała więcej niż większość polskich produkcji filmowych. Sprzedała się w niemal 2 mln egzemplarzy na całym świecie, zdobyła ponad 100 nagród. Druga część gry – „Wiedźmin 2: Zabójcy królów” – powtórzyła sukces poprzedniczki.

Karolina i Tomasz Elbanowscy

Choć posłowie zdecydowali o tym, by kolejny raz zniszczyć 300 tys. podpisów obywateli, którzy poparli projekt dający rodzicom prawo do decyzji, czy wysłać do szkoły dziecko sześcio-, czy siedmioletnie, państwo Elbanowscy znowu udowodnili, że mają niezwykłą zdolność do mobilizacji Polaków. A to u nas towar deficytowy. Wcześniej, poprzez prowadzoną przez siebie Fundację „Rzecznik Praw Rodziców”, zebrali pod swoimi inicjatywami ponad 1,5 mln podpisów. Dzięki nim rząd musiał zmobilizować się w sprawie przygotowania szkół na przyjęcie sześciolatków. Elbanowscy łączą działalność na rzecz dobra wspólnego z wychowywaniem siedmiorga dzieci.

Ryszard Florek

Prezes firmy Fakro, producenta okien dachowych, który zrobił na świecie, jako jedna z nielicznych polskich firm, oszałamiającą karierę. Co piąte kupowane okno dachowe jest produkowane przez Fakro. Florek nie zamyka się w świecie swoich biznesów. Działa społecznie, założył Fundację „Pomyśl o przyszłości”, która stawia sobie za zadanie „propagowanie wiedzy obywatelskiej”. Florek jest jednym z najbogatszych Polaków, jego firma zatrudnia ponad 3,3 tys. osób, w jej skład wchodzi 12 spółek produkcyjnych oraz 15 dystrybucyjnych w Europie, Azji i Ameryce.

Joanna Krupska

Karta dużej rodziny, którą ma już blisko milion Polaków, czy zmiany w uldze w PIT dla rodzin, które obowiązują od stycznia. To zasługa kierowanego przez Joannę Krupską Związku Dużych Rodzin Trzy Plus. To on przekonał rząd do tych zmian. To niezwykły przykład tego, jak organizacja pozarządowa może wpływać na poprawę funkcjonowania państwa. Joanna Krupska jest psychologiem, matką siedmiorga dzieci, żoną zmarłego tragicznie w Smoleńsku Janusza Krupskiego, kierownika Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych, została odznaczona w 2014 r. Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

NIK O KBW

Państwo mądre, nie tylko tanie

W Krajowym Biurze Wyborczym zastaliśmy absolutny brak kultury organizacyjnej – uważa Krzysztof Kwiatkowski, szef NIK.

Rozmawiała ANNA GIELEWSKA

Wybory samorządowe nie zostały sfałszowane, ale mogłyby zostać, gdyby ktoś skorzystał z dziur w systemie informatycznym. Takie wnioski płyną z waszej kontroli.

Nie kontrolowaliśmy ani Państwowej Komisji Wyborczej, ani też procesu wyborczego, bo tu oceny może dokonywać wyłącznie niezawisły sąd. Nasza kontrola dotyczyła obsługi wyborów i pokazała nieprawidłowości w zarządzaniu przez KBW projektami informatycznymi i realizacją przetargów. Pod koniec 2013 r. ogłoszono przetarg na system informatyczny, który ma obsługiwać różne rodzaje wyborów. Przetarg unieważniono, bo zamówienie KBW przygotowało z wieloma błędami. Biuro ogłasza więc w pośpiechu osobne przetargi na system do wyborów do Parlamentu Europejskiego i odrębnie do wyborów samorządowych w 2014 r. W efekcie drugiego przetargu KBW otrzymuje zamówione oprogramowanie w październiku, czyli niecały miesiąc przed wyborami.

A potem jest już tylko gorzej.

Dyrektor z KBW przyjmuje ten system bez żadnego sprawdzenia. Biuro płaci, a dopiero potem zaczyna testy. Co się okazuje? Dwa kolejne testy kończą się niepowodzeniem. Ale KBW dopuszcza system do użytku. To są wszystko tak daleko idące nieprawidłowości, że skierowaliśmy w tej sprawie zawiadomienie do prokuratury.

Do systemu mogły się dostać niepowołane osoby?

KBW zamówiło audyt bezpieczeństwa kupionego systemu, ale na 13 dni przed wyborami. I druga, ważna część raportu audytorów nadeszła dopiero po wyborach. Powołani przez nas biegli wykryli luki w oprogramowaniu, które umożliwiały nieautoryzowany dostęp do danych, choć co bardzo ważne – nie stwierdziliśmy, aby doszło do tego rodzaju włamania. Ale KBW dopuściło do sytuacji, w której tak ważny dla demokratycznego państwa prawa system nie był właściwie zabezpieczony. Dlatego skierowaliśmy wniosek do ABW, odpowiedzialnej za cyberbezpieczeństwo.

Ile winy za kompromitację wyborczą ponosi firma przygotowująca system?

System nie zadziałał, o czym się wszyscy boleśnie przekonaliśmy. Pojawiły się narzekania na użytkowników systemu. Ale przecież byli szkoleni przed wyborami jedynie na zrzutach ekranowych. Zamiast ćwiczyć na oprogramowaniu, oglądali slajdy. Na ostatnią chwilę wprowadzano do systemu wzory dokumentów. Oprogramowanie zmieniano do ostatniej chwili. Nic dziwnego, że w czasie wyborów wystąpiły problemy z drukowaniem arkuszy. System nie uwzględniał też remisów wyborczych, a takie sytuacje się w wyborach samorządowych zdarzają. Odpowiednią poprawkę wprowadzono już w trakcie wyborów.

Ten obraz z KBW to tylko skutek bajzlu?

Na pewno w KBW zastaliśmy absolutny brak kultury organizacyjnej, która byłaby adekwatna do wyjątkowości tego miejsca. Mówimy przecież o organie odpowiedzialnym za sprawne przeprowadzenie wyborów. A tymczasem system informatyczny, za który KBW odpowiadało, nie zadziałał i wyniki liczono ręcznie.

I w najbliższych wyborach prezydenckich też będą liczone ręcznie, bo KBW wciąż nie uporało się z tym systemem.

Do wyborów prezydenckich jest za mało czasu i stąd rekomendujemy, żeby liczyć głosy bez wsparcia informatycznego. Jeśli chodzi o wybory parlamentarne, to doświadczenia związane z kulturą organizacyjną KBW rodzą ryzyko niepowodzenia. To duży system, wymagający testów. Na jego wytworzenie i sprawdzenie trzeba czasu, a zostało go już relatywnie niewiele.

Kiedy NIK wchodził do KBW w czasie wyborów, to pana dawni partyjni koledzy uznawali, że to nadgorliwość.

NIK to jedyny organ państwa, który ma prawo skontrolować KBW. Mieliśmy uchylić się od tej odpowiedzialności? Kontrolę rozpoczęliśmy między I i II turą wyborów, ale nie prowadziliśmy jej wtedy w siedzibie KBW, żeby nie utrudniać pracy urzędnikom. Pobraliśmy jedynie dokumenty, nad którymi zaczęli pracować biegli. Dzięki temu, że zareagowaliśmy szybko, wnioski możemy przedstawić przed wyborami prezydenckimi i parlamentarnymi. Jest czas, aby wykorzystać nasze rekomendacje. I uniknąć kolejnej kompromitacji. Widzimy już pozytywne zmiany w KBW.

Dlaczego informatyzacja w polskich instytucjach rodzi tyle patologii? Co kontrola i raport, to gorzej.

Nie wszędzie. Jako minister sprawiedliwości wdrożyłem np. system umożliwiający obywatelom dostęp przez internet do ksiąg wieczystych. Rocznie korzystają z niego miliony osób. Informatyzacja nie musi być skazana na niepowodzenie. Pokazują to wyniki kontroli w samorządach – są gminy, których działalność w internecie sprowadza się do strony i elektronicznej skrzynki podawczej. Są też takie, które mają ponad 100 aplikacji umożliwiających załatwianie spraw w urzędzie i spółkach komunalnych.

Problemem jest nie tylko brak umiejętności. Choćby infoafera pokazuje skalę przekrętów przy informatyzacji.

Najpierw trzeba wiedzieć, czemu ma służyć informatyzacja. Firmom, które biorą udział w przetargach, należy postawić wysokie wymagania jakościowe. Ta sama firma, która nie udźwignęła zadania w KBW, wygrywała też przetargi w innych instytucjach. Często niską ceną. Chciała być także partnerem NIK. Wymagaliśmy jednak, aby oferenci pokazali nam wykonane przez nich podobne produkty. System wskazany przez firmę, która zaoferowała najniższą cenę, nie spełniał naszych wymagań. Ta firma odwołała się do UZP, ale urząd przyznał rację NIK. Rozstrzyganie jedynie na podstawie najniższej ceny jest świetne, ale gdy się zamawia papier do ksero. Obywatel ma prawo oczekiwać nie tylko taniego, ale przede wszystkim mądrego państwa.

SŁUŻBY

Znowu podsłuchy!

Ktoś chciał podsłuchać szefa MON. Jak bronić się przed inwigilacją?

GRZEGORZ LEWICKI

Mało brakowało, a polski minister obrony Tomasz Siemoniak wpadłby jak śliwka w kompot. Jego spotkanie z holenderską minister obrony Jeanine Hennis-Plasschaert w warszawskiej restauracji Różana o mały włos nie zostało podsłuchane. Służba Kontrwywiadu Wojskowego znalazła tam profesjonalny podsłuch. Dzięki temu Siemoniak nie dołączył do niejawnej i długiej listy wpływowych Polaków, którzy zostali podsłuchani w różnych restauracjach. – Afera podsłuchowa opisana przez „Wprost” wyczuliła służby na zagrożenie podsłuchami – ocenia Beniamin Krasicki, prezes firmy City Security. – Biorąc pod uwagę obecne możliwości technologiczne, jedyny w miarę pewny sposób, by nie dać się podsłuchać, jest następujący – mówi Krasicki. – Zostawić telefony komórkowe w domu, spotkać się w jakimś miejscu, a dopiero wtedy wybrać miejsce, do którego chcemy się udać – wyjaśnia. Ta metoda jest skuteczna tylko, gdy nikt nas nie śledzi. Wielu polityków z tygodniowym wyprzedzeniem umawia się przez telefon na spotkania do restauracji, dając szpiegom czas na organizację podsłuchów. – Wbrew pozorom, zmiana karty SIM w telefonie, aby zmylić śledzących telefon, na niewiele się zda, bo taka osoba bez problemu zgadnie, że gdy w jakimś miejscu nasz numer znika z sieci, a w pobliżu pojawia się nowy, to w dalszym ciągu jesteśmy my – twierdzi Krasicki. – Poza tym wystarczy kilkusekundowa próbka naszego głosu, by program komputerowy mógł wyszukać go wśród innych – dodaje. Nawet zwykły Kowalski może próbować się przed podsłuchami bronić. Urządzenia antypodsłuchowe są legalne, w odróżnieniu od podsłuchowych. W drugim przypadku legalnie można sprzedawać tylko ich komponenty.

Jeśli ktoś podsłuchuje nas za pomocą urządzeń GSM, to można udaremnić ten proceder dzięki urządzeniu do zakłócania takich fal (koszt ok. 1500 zł). Jednak w przypadku podsłuchów opartych o radio konwencjonalne, sygnał zakłócić jest trudno. Ale można próbować się bronić inaczej: korzystając z urządzeń wykrywających podsłuchy, które próbują przechwycić sygnał podsłuchu i zidentyfikować jego źródło. – Wykrywacze za kilkaset złotych wykrywają podsłuchy z ok. 70-procentową skutecznością – mówi Krasicki. Za wyższą skuteczność trzeba słono zapłacić. Najbardziej zaawansowane wykrywacze kosztują kilkadziesiąt tysięcy dolarów, ich skuteczność sięga 90-92 proc. Takie systemy są często wykorzystywane przez agencje detektywistyczne i do kontroli antypodsłuchowych w firmach.

Niestety, 92 proc. pewności na wykrycie podsłuchu to wciąż nie pewność. Zresztą podsłuchiwać da się, rejestrując nawet drgania szyb wywoływane przez fale głosowe. Aby tego uniknąć, jeden z najbogatszych biznesmenów podobno zamontował pod powierzchnią basenu miniaturową kapsułę do rozmów, gdzie jako izolator drgań występuje m.in. woda. Obłęd? Niekoniecznie. W zeszłym roku badacze z MIT pokazali, że filmując paczkę po czipsach przez dźwiękoszczelną szybę, można odtworzyć treść rozmów. Kamera wyłapywała mikrodrgania paczki wywoływane przez fale głosowe. Podobnym „wyłapywaczem” fal głosowych mogą być rośliny, folia aluminiowa czy powierzchnia wody.

KOMENTARZ

Frankowy pat

SZYMON KRAWIEC

Nie może być tak, żeby ludzi, którzy wzięli kredyty we frankach, obciążać skutkiem wzrostu kursu franka – to ostatni komentarz premier Ewy Kopacz o sytuacji frankowiczów. Dodaje, że Komisja Nadzoru Finansowego (KNF) i Związek Banków Polskich (ZBP) mają czytelną wskazówkę ze strony rządu i Ministerstwa Finansów, by ryzyko dotyczące kredytów we frankach szwajcarskich rozłożyć między klientów i banki. Tyle słowa. Problem w tym, że ani pani premier, ani minister finansów Mateusz Szczurek jak na razie nie opowiedzieli się za żadnym z pomysłów przedstawionych przez KNF i ZBP. A przypomnijmy, że nadzór chce rozłożenia takiego ryzyka zgodnie z wolą rządu, propozycje ZBP sprowadzają się właściwie do ratowania tonących. KNF i jej szef Andrzej Jakubiak chcą zamienić kredyty frankowe na złote po obecnym kursie i podzielić je na dwie części: jedna zabezpieczona hipotecznie, druga w połowie spłacana z jednoprocentowym oprocentowaniem, a w połowie umorzona. Roczny koszt dla banków wyniósłby 1-1,2 mld zł.

Z kolei ZBP proponuje utworzenie dwóch funduszy. Jednego dla wszystkich kredytobiorców, którzy z niezależnych przyczyn mają problemy ze spłatą. Drugiego adresowanego do posiadaczy kredytów we frankach w celu stabilizacji wysokości rat. Związek domaga się tu także udziału państwa w ich tworzeniu. Propozycje są już na stole od tygodni, jednak MF i rząd dalej się zastanawiają, co z nimi począć. – Zaznaczę ponownie, że jest o wiele za wcześnie, aby deklarować poparcie bądź sympatię do tej czy innej propozycji – mówił przed miesiącem minister Szczurek. Kilka dni temu spytaliśmy więc ponownie, czy może minister finansów obdarzył sympatią którąś z nich. – Rolą rządu jest ocena tych projektów pod kątem bardzo jasnych kryteriów uwzgledniających między innymi uczciwy podział ryzyka, sprawiedliwe potraktowanie tych, którzy mają kredyty frankowe, ale też tych, którzy nie mają takich kredytów – odpowiedziało wymijająco Ministerstwo Finansów.

Domyślamy się więc, że burza mózgów nadal trwa. Z jednej strony toczy się kampania wyborcza i trudno powiedzieć ok. 2 mln Polaków, że rząd nic nie może dla nich zrobić. Z drugiej – na rząd naciska potężne bankowe lobby, które nie chce przyznać się do choćby częściowej współodpowiedzialności za frankową pułapkę. W ubiegłym tygodniu dedykowaliśmy materiał okładkowy właśnie bezsilności państwa wobec różnych bankowych grzechów. Rząd i organy państwowe albo na samowolę bankowców nie reagują w ogóle, albo robią to za późno. A problem jest poważny. We franku zadłużonych jest 562 tys. osób. Jeszcze przed słynnym styczniowym skokiem szwajcarskiej waluty aż 200 tys. frankowiczów miało do spłaty sumy przewyższające wartość nieruchomości, które są zabezpieczeniem ich kredytu. 35 tys. frankowych zobowiązań nie było spłacanych w terminie. Wydłużające się milczenie rządu nie wróży, by w tej sprawie miało się cokolwiek zmienić.

Więcej możesz przeczytać w 15/2015 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.