Rosyjskie władze złożyły w tej sprawie oficjalny protest, tym samym przyznając po raz pierwszy, że cała trójka to pracownicy rosyjskich służb specjalnych. Według wcześniejszego komunikatu rosyjskiego MSZ, podpisanego przez ministra Igora Iwanowa, w ubiegłym tygodniu w Katarze aresztowano "trzech obywateli rosyjskich przebywających w delegacji w rosyjskiej ambasadzie". Tuż po zamachu służby te stanowczo zaprzeczały jakoby to one dokonały zamachu.
"Wspomniani obywatele rosyjscy, z których jeden ma paszport dyplomatyczny, to pracownicy rosyjskich służb specjalnych" - przyznał obecnie Igor Iwanow w dokumencie, którego treść przekazał w środę wezwanemu do ministerstwa ambasadorowi Kataru.
Rosja twierdzi, że działania katarskiej policji były bezprawne, a aresztowani członkowie służb specjalnych działali w Katarze legalnie i zajmowali się "poszukiwaniem źródeł i kanałów finansowania" organizacji terrorystycznych. Tymczasem, jak twierdzi MSZ, katarskie władze "próbują zarzucić obywatelom Rosji niedawny zamach na Zelimchana Jandarbijewa".
"Nasz kraj nie ma żadnego związku z danym incydentem (...) Insynuacje katarskich władz nie mogą być oceniane inaczej niż jako prowokacja" - ocenił Igor Iwanow, dodając, że zwrócił się do katarskiego rządu o "natychmiastowe uwolnienie przetrzymywanych bezprawnie obywateli Rosji".
52-letni Jandarbijew żył od ponad trzech lat na emigracji w Katarze. Był pierwszym czeczeńskim separatystą, którego Rosja umieściła na ONZ-owskiej liście ugrupowań i osób podejrzanych o związki terrorystyczną siatką Osamy bin Ladena, Al-Kaidą. Moskwa wielokrotnie domagała się jego ekstradycji z Kataru.
Jandarbijew był prezydentem Czeczenii od kwietnia 1996 roku, po śmierci Dżochara Dudajewa, do stycznia 1997 roku. Jego następcą został Asłan Maschadow, którego partyzanci do dziś uważają za prezydenta.
em, pap