Szef kancelarii Wałęsy współpracownikiem SB

Szef kancelarii Wałęsy współpracownikiem SB

Dodano:   /  Zmieniono: 
Były szef Kancelarii Prezydenta Lecha Wałęsy mec. Tomasz Kwiatkowski został ostatecznie uznany za "kłamcę lustracyjnego".
W czwartek Sąd Najwyższy oddalił kasację Kwiatkowskiego, który teraz na 10 lat musi odejść z palestry; nie  będzie też mógł pełnić niektórych funkcji publicznych.

Wcześniej Sąd Lustracyjny obu instancji uznał, że Kwiatkowski zataił w swym oświadczeniu lustracyjnym, iż w latach 1974-75 był agentem SB. Lustrowany twierdził, że zawartość jego "teczek" to  wynik "pracy Urzędu Ochrony Państwa z 1994 r. nad stworzeniem takiego jego wizerunku". Mówił też, że w gronie jego znajomych był oficer SB, który sporządzał na niego materiały.

Odwołał się on od wyroków Sądu Lustracyjnego do SN, który jednak oddalił jego kasację. Szczegółów nie ujawniono - proces był tajny.

Kwiatkowskiego, który był szefem Kancelarii Prezydenta od maja do  sierpnia 1995 r., lustrowano na wniosek Rzecznika Interesu Publicznego jako czynnego adwokata. Proces toczył się od 2000 r.; na wniosek Kwiatkowskiego - za zamkniętymi drzwiami. Argumentował on to tym, że proces dotyczy "moich spraw bardzo osobistych, mojej rodziny oraz innych osób".

Gdy latem 2002 r. Sąd Lustracyjny I instancji uznał "kłamstwo lustracyjne" Kwiatkowskiego, ujawnił, że podstawą wyroku były dwie zachowane teczki SB. Wynikało z nich, że w latach 1974-75 Kwiatkowski był formalnie agentem SB, natomiast w latach 1969-70, gdy był studentem, także udzielał SB informacji, ale bez formalnego zarejestrowania go jako agenta (był wtedy kandydatem na  tajnego współpracownika). Jak się wtedy dowiedziała nieoficjalnie PAP, z lat 1969-70 zachowały się informacje pisane własnoręcznie dla SB przez Kwiatkowskiego oraz pokwitowania odbioru przez niego pieniędzy, czego brak za okres 1974-1975.

Sąd uznał wówczas za niewiarygodne twierdzenia lustrowanego, iż  zawartość teczek "to wynik pracy Urzędu Ochrony Państwa z 1994 r.". Odrzucił też twierdzenia Kwiatkowskiego, że w gronie jego znajomych był oficer SB, który sporządzał na niego materiały. Sąd nie dał także wiary sądowym zeznaniom oficerów SB (autorom "teczek"), którzy na rozprawie potwierdzili tę wersję Kwiatkowskiego, co - jak uznał sąd - zrobili "bez uzasadnienia". Tymczasem zeznając wcześniej przed Rzecznikiem obciążali oni lustrowanego - właśnie te zeznania sąd uznał za wiarygodne.

Oceniając wyrok SN, Lech Wałęsa powiedział, że "z faktami się nie  dyskutuje". "Żyliśmy w takich czasach, gdzie pieniądze i nasze podatki wydawano na pilnowanie nas wszystkich za pysk. Z ocenami ostrożnie, bo jeden wchodził tam z bohaterstwa, inny z  tchórzostwa. Jeden robił robotę dywersyjną, a drugi robił nieprzyjemności sąsiadom i znajomym" - powiedział PAP Wałęsa.

Wałęsę i kilku jego współpracowników wielokrotnie oskarżano o  związki z SB. On sam oraz jego ministrowie Lech Falandysz, Jerzy Milewski i Janusz Ziółkowski znaleźli się w 1992 r. na tzw. liście Macierewicza. W 2000 r. Sąd Lustracyjny orzekł, że Wałęsa nie był agentem. Do związków z kontrwywiadem PRL sam przyznał się zaś w  2001 r. nieżyjący już Falandysz. O związki z SB posądzany też był -  m.in. przez braci Jarosława i Lecha Kaczyńskich - szef gabinetu Wałęsy Mieczysław Wachowski; ta sprawa nigdy nie została wyjaśniona.

56-letni Kwiatkowski był na początku lat 90. dyrektorem generalnym w Komitecie ds. Radia i Telewizji oraz pierwszym likwidatorem "Radiokomitetu". We wrześniu 1994 r. został powołany przez prezydenta Wałęsę na członka Krajowej Rady Radiofonii i  Telewizji, którym był do kwietnia 1995 r. W 1995 r. był szefem Kancelarii Prezydenta. Był też mianowanym przez ministra skarbu Emila Wąsacza członkiem rady nadzorczej Polskiego Radia.

Osoba uznana przez Sąd Lustracyjny obu instancji oraz przez Sąd Najwyższy za "kłamcę lustracyjnego" nie może przez 10 lat pełnić niektórych funkcji publicznych.

PAP nie udało się w czwartek skontaktować z Kwiatkowskim.

ss, pap