Jakkolwiek prezydent Warszawy - jak powiedział - uważa lustrację, tj. ujawnienie agentów specsłużb PRL, za "konieczną, szczególnie wobec osób, które działają dziś lub chcą działać publicznie", obawia się jednak, by nie została ona "w bardzo zręczny sposób utopiona pod hasłem szerszego udostępnienia wiedzy o politykach społeczeństwu".
W teczkach przechowywanych przez IPN "są efekty niepełnej wiedzy" Służby Bezpieczeństwa na temat tego, co robili ludzie inwigilowani - ocenił Kaczyński. Jeżeli opinia publiczna na podstawie materiałów z IPN ma oceniać "kto kim był", to może to prowadzić do "nieporozumień i niezadowolenia" ze strony niektórych działaczy opozycyjnych.
Podanie do publicznej wiadomości całości materiałów przechowywanych przez IPN, w których "jest dużo bzdur łatwych do udowodnienia" mogłoby, zdaniem Kaczyńskiego, stworzyć mylne wrażenie, że "cała idea lustracji jest zła".
"Czym innym jest napisanie notatki, w której są bzdury, a czym innym - zarejestrowanie kogoś jako agenta" - ocenił prezydent Warszawy.
em, pap