Łabędzi śpiew Ivana

Łabędzi śpiew Ivana

Dodano:   /  Zmieniono: 
I popłynęli! Co za start, jakie tempo! (porównywalne do ostatnich wyników Otylii J., która opuszcza treningi, bo uwielbia żółty kolor i marzy o tym, by zostać pracownicą telefonii).
W blasku tęczowych fal, w rytm muzyczki z syntezatora, sunęli mężnie - przodem Delfin za nim Ivan, który podśpiewywał pod nosem wakacyjne wspomnienie kaszankowego pikniku: "Złe kilometry dzielą nas / Lato umiera jesieni czas /W blaszany daszek tłucze deszcz". I wtem zobaczyli czarne oczy, których nie można było przeoczyć. Nie był to dobry znak. "Złe kilometry dzielą nas" brzmiało złowieszcze echo, gdy Ivan, a z nim Delfin, zrozumieli, że pomimo swej romantycznej natury, sympatycznego usposobienia i braku nałogów, zostali brutalnie wyeliminowani z rozgrywek.

No i zabraknie ich wśród przedstawicieli 10 krajów, którzy w sobotę wystąpią na jubileuszowym koncercie finałowym Eurowizji. Jak głoszą plotki powodem decyzji była niemożność identyfikacji narodowościowej zawodników. Nikt nie wiedział kogo reprezentuje rosyjski model znad Bajkału, który śpiewa cygańskie ballady mając w kieszeni dyplom Domu Kultury Ochota w Warszawie. Tym bardziej nieznana była narodowość Delfina. Popłynęli więc strapieni, przodem Ivan, za nim Delfin by dalej afirmować polską muzykę rozrywkową i zacumować w którymś z polonijnych klubów. Bo jedynie Chicago (gdzie od 2 lat są niekwestionowaną gwiazdą) poznało się na ich brzmieniu. Jedynie tamtejsza Polonia doceniła smaczki ich cyganodisco, oryginalnych układów choreograficznych i falbaniastych rękawów z czarno-czerwonych tiuli.

By osłodzić smutny los naszych gwiazd postulujemy zgłoszenie opisanego powyżej incydentu do Księgi Rekordów Guinnessa, pod hasłem "najbardziej tandetny reprezentant świata".

Marta Sawicka