Absolutna Argentyna

Absolutna Argentyna

Dodano:   /  Zmieniono: 
Najsłabszym meczem dzisiejszego dnia było spotkanie Angola – Meksyk (0:0). Była to, jeśli nie sensacja, to niespodzianka. Angola w opinii większości ekspertów uchodziła za absolutnego outsidera, ale sprawiła niespodziankę już po raz drugi.
Postawiła bardzo wysokie wymagania faworyzowanej Portugalii, a tym razem nawet silny Meksyk nie był w stanie jej sprostać. Zdumiewała bezradność piłkarzy Meksyku, w gronie których znajduje się iluś znakomitych zawodników grających w ważnych klubach europejskich. Właściwie Meksyk nie był w stanie ani przez chwile sobie z tą, zdawałoby się średnią, Angolą poradzić. Angola paradoksalnie zdobywając jeden punkt, zachowała szansę awansu i to, co będzie się w tej grupie działo, stanowi kompletną niewiadomą.

Co jest ważne: zwycięzca tej grupy i drużyna, która zajmie drugie miejsce wpadnie na zwycięzców grupy śmierci, czyli na Argentynę i Holandię. Nie będzie to najprawdopodobniej trudny egzamin dla najsilniejszej grupy na tych mistrzostwach świata. Tak czy owak, powiedzmy krótko: zdecydowane wyrazy uznania dla bardzo dzielnej, niesłychanie ambitnej i walecznej Angoli i ogromne rozczarowanie Meksyku, który po raz któryś pokazał, że stanowi bardzo silną konkurencję, ale w bardzo przeciętnej dziedzinie.

Przejdźmy do meczów poważniejszych. Spotkaniem numer jeden tego wieczoru był niewątpliwie mecz Argentyna – Serbia i Czarnogóra. Argentyna pokazała klasę absolutnie najwyższą. To było w tej fazie zupełne mistrzostwo świata. Argentyna nie miała słabych punktów. Pokazała się jako zespól bez mała idealny. 0:6 to była najniższa cena jaką zapłaciła kompletnie skołowana, kompletnie pozbawiona jakichkolwiek szans drużyna Serbii i Czarnogóry. Mogło być równie dobrze 0:7, 0:8, bo bramka, którą zdobył Crespo była najzupełniej prawidłowa.

Trener Argentyny Jose Pekerman wykazał się nie tylko ogromną kompetencją i znajomością rzeczy, ale też wielką dyplomacją i znajomością tego, co nazywamy PR. Wpuścił dwóch znakomitych piłkarzy, dwa wielkie talenty, które wskutek różnych perypetii zdrowotnych grać do tej pory nie mogły, Teveza i Messiego. Cała Argentyna tak naprawdę na to czekała. Wpuścił ich i osiągnął absolutny sukces, bo i Tevez, i Messi zdobyli po bramce, a jeszcze wcześniej Messi zagrał znakomitą piłkę do Crespo. Ten debiut na mistrzostwach świata dwóch największych talentów argentyńskich zakończył się absolutnym powodzeniem. Ale Argentyna właściwie nie miała punktu słabego. Dyrygentem drużyny był jak zawsze znakomity Riquelme, najlepszym zawodnikiem środka pola, tą osią drużyny, był Mascherano. Kontuzja Gonzaleza nie wprawiła w żadną konfuzję trenera Pekermana, ponieważ na jego miejscu pojawił się zdolny defensywny pomocnik Cambiasso, który strzelił bramkę po akcji jako żywo przypominającej wspaniałą kombinację Buncola z Bońkiem z 1982 roku w meczu przeciwko Peru (5:1). Argentyna pokazała niezwykły zupełnie potencjał, odsłoniła być może tylko część swoich możliwości, zaprezentowała się jako zespół bez mała idealny. Jeżeli taką formę utrzyma, jeżeli w takiej dyspozycji pozostanie, nadal będzie głównym faworytem do mistrzowskiego tytułu.

I wreszcie mecz bardzo dramatyczny, trzymający do ostatnich chwil w napięciu: Holandia - Wybrzeże Kości Słoniowej. „Słonie z Afryki” pokazały piękny, błyskotliwy, efektowny futbol. Ale ten futbol musiał uznać wyższość tradycyjnej, solidnej szkoły europejskiej. Holandia nie pokazała wielkich zrywów, nie wzniosła się na wyżyny, nie miała wielkich gwiazd, może poza Robbenem, który zagrał tylko niewiele gorzej niż w pierwszym meczu z Serbią. Ale to Holandia była zespołem.

Natomiast Wybrzeże Kości Słoniowej zaprezentowało wiele wspaniałych zagrań. Pokazało, że ma wiele cudownych szczerozłotych talentów. Ale to był właśnie układ, polegający na tym, że gra zespól cudownych piłkarzy nie tworzących wszakże drużyny z prawdziwego zdarzenia. Na tym polegała przewaga Holandii. Na tym tak naprawdę wciąż polega wyższość szkoły europejskiej nad szkołą afrykańską. Ta pierwsza potrafi grać zespołowo, ma świadomość celu do jakiego dąży i konsekwentnie to próbuje uzyskać. To było zderzenie dwóch piłkarskich kultur, dwóch piłkarskich cywilizacji. „Stara Europa”, chociaż może nie zaimponowała zbytnio, chociaż nie wzniosła się na wyżyny, wykazała w tej konfrontacji swoją wyższość.

Czytaj też:
Angola przetrzymała Meksyk
Argentyna rozbiła Serbię
Holendrzy pokonali "Słonie"