29 czerwca 2007

29 czerwca 2007

Dodano:   /  Zmieniono: 

W "Lecie z radiem" grzecznie zapytali o telewizję na weekend, więc grzecznie odpowiedziałem.



Traktujemy telewizor jak nasi przodkowie płonący kominek w salonie. Siedzimy i gapimy się – nie żeby doznać wzruszeń czy szczególnego oświecenia. Gapimy się, żeby zając czymś oczy. I by nasze myśli mogły w tym czasie snuć się swobodnie wokół plaży, romansu, sposobów na kleszcze. I podobnych tematów, którymi każdy uczciwy Polak trudnić się powinien w wakacje .

Telewizja doskonale to wyczuwa - wszystkimi kanałami.
I Telewizja podsuwa nam okazję za okazją, by gapiąc się na ekran, bujać nieskrępowaną myślą, gdzie woda czysta i trawa zielona.

Teraz wyszczególnijmy, co nam w tym bujaniu nie przeszkadza zwłaszcza.
Otóż zwłaszcza nie przeszkadzają nam seriale – bo wszystkie znamy na pamięć.

Proszę – jeżeli dziś piątek, to za piętnaście pierwsza w jedynce „Polskie drogi” – serial, któremu akurat stuknęła trzydziestka. No, ale widzowie młodsi od serialu, mają szanse dowiedzieć się, co to znaczy, jeżeli tata mówi do kolegi, Ty, stary, nie bądź taki Kuraś.

Jak komu z kolei nie daje spać pytanie, kto zabił Laurę Palmer, to się akurat świetnie składa. Dwójka poinformuje o tym naród za pięć druga w nocy, w sobotę. Serial „Miasteczko Twin Peaks” jest tam serwowany w całej – nomen omen – rozciągłości.

Tu konieczna uwaga techniczna. W wakacje spada ilość reklam, więc przerwy na siusiu w stacjach komercyjnych robią się niebezpiecznie krótkie. Do łazienki truchtamy w podskokach –chyba, ze cały film jest reklamą. Jak serial 07 zgłoś się, - maraton reklamowy milicji Obywatelskiej – w sobotę o 14 w jedynce. Ale też wracamy szybko, żeby podciągnąć się w języku polskim. Bo jak kto zapytał porucznika Borewicza powiedzmy, która godzina, to ten ludowy oficer śledczy odpowiadał takimi piętrowymi zdaniami, że Kochanowskiego z Mickiewiczem by formalnie zatkało.

No, ale głód fabuły nas nęka i musi być zaspokojony. Więc telewizja wydziela nam po dzienniku towar fabularny. Oczywiście z odrzutów. Skąd wiem, że z odrzutów? To proste. Powiedzmy – mamy niedzielę, jest 20 z kwadransem w jedynce. I na ekrany wkracza dziełko pod wciągającym tytułem „sztuka rozstania”. Tytuł piękny, ale my – spryciarze – już biegniemy wzrokiem na listę płac. Żeby się przekonać, kto nam to dziełko do obejrzenia podaje. I tu mamy wstrząsający tandem reżysera Tommy’ego O Havera i aktorów: Kirsten Dunst i Bena Fostera. Czy Państwo słyszeli o artystach nazwiskiem O’Haver, Dunst czy Foster? Nie, to poczekajmy aż usłyszymy.

A tymczasem patrzymy na nich jak na ruchomą fototapetę. Ale nie ma przymusu. Można przecież usiąść na łące. Za placami parę wiejskich chat. Można wziąć w rękę wałówkę, podnieść oczy ku niebu. A tam górą -  lecą bociany. A dziewczyna może się przecież położyć na pastwisku. Za plecami pasą się krowy, a ona unosi rękę, sprawdza, czy powietrzem nie płynie babie lato. Zaraz zaraz, ja to już gdzieś widziałem. Ale to chyba nie było w telewizji.