Władcy Krupówek

Władcy Krupówek

Dodano:   /  Zmieniono: 
Adam Bachleda-Curuś ma w Zakopanem blisko sto nieruchomości
Roczny koszt wynajmu sklepu na Krupówkach wynosi około 400 dolarów za metr kwadratowy. Gdyby międzynarodowa firma doradcza Cushman & Wakefield Healey & Baker uwzględniła zakopiański deptak na swojej liście najdroższych ulic świata, uplasowałby się on blisko 45. miejsca, tuż za pasażem Krasta w Rydze.
Ceny atrakcyjnych nieruchomości liczone są w milionach dolarów, a grunt pod wyciąg narciarski kosztuje tyle co działka budowlana w Warszawie. Z mody na Zakopane żyje ponad pięć tysięcy zakopiańskich przedsiębiorców, wśród których prym wiodą najwięksi i najzamożniejsi: Adam Bachleda-Curuś, Waldemar Sobański, Małgorzata Chechlińska, Andrzej Stoch i Andrzej Gut-Mostowy.
- W Zakopanem prawie każda rodzina prowadzi działalność gospodarczą - ma firmę przewozową, hotelik, restaurację, produkuje pantofle. Na 28 tys. mieszkańców przypada 5,2 tys. podmiotów gospodarczych - mówi Piotr Bąk, burmistrz Zakopanego.
Prosperity nie przeżywa jednak miejski budżet. Zaplanowano, że w 2005 r. znajdzie się w nim 57 mln zł. Jak na Zakopane to dużo, ale i tak dwukrotnie mniej, niż wynosi budżet sześciokrotnie mniejszego Aspen, najbardziej znanego amerykańskiego kurortu narciarskiego. Burmistrz Bąk z dumą wylicza dokonania władz miejskich, zwłaszcza największe inwestycje: dwie oczyszczalnie ścieków i będący jeszcze w budowie system wykorzystania wód geotermalnych. - Niektóre projekty może idą opornie, ale to wina górali, którzy protestują przeciwko wszystkim inicjatywom, zarówno tym dobrym, jak i złym. Kiedy chcieliśmy wprowadzić porządek w kursowaniu po mieście busów, ich właściciele zastrajkowali. Bez sensu - opowiada burmistrz.
Andrzeja Stocha, największego zakopiańskiego restauratora, nie przekonuje to tłumaczenie. Nie zostawia na burmistrzu i jego poprzednikach suchej nitki. - Nie ma czegoś takiego jak miejskie inwestycje. W Zakopanem nic nie zmieniło się od 1900 roku. Tylko naszym politykom finansowo się polepszyło - podkreśla Stoch, waląc pięścią w sosnowy stół swojej restauracji Kolorowa.
Nie przekonuje go nawet budowa parku wodnego przez gminną spółkę, która - zdaniem Piotra Bąka - da impuls do rozwoju całego miasta. Inwestorem jest firma Polskie Tatry (28 proc. należy do gminy, reszta do skarbu państwa). Ale budowa ciągnie się już trzy lata i potrwa jeszcze minimum rok, koszty rosną, a na dokończenie projektu właściciel zaciąga właśnie kredyt w wysokości 42 mln zł. To dużo, biorąc pod uwagę, że Polskie Tatry - właściciel kilku hoteli, pensjonatów i restauracji wniesionych do spółki aportem przez rząd - ma tylko 12,5 mln zł przychodów (dane z 2003 roku) i 330 tys. zł zysku. Czy to wystarczy na utrzymanie nierentownych zwykle basenów?
- Spokojnie. Wszystko jest wyliczone w biznesplanie - zapewnia Edward Nadarkiewicz, prezes Polskich Tatr.


ABC obrotu nieruchomościami
Do gminy Zakopane należy też spółka wodociągowa Sewik, firma zajmująca się oczyszczaniem miasta i utylizacją śmieci Tesko i Towarzystwo Budownictwa Społecznego. Ale publiczne spółki (oprócz Polskich Tatr w Zakopanem liczą się jeszcze Polskie Koleje Linowe) to tylko uzupełnienie kwitnących, prywatnych interesów górali.
Jednym z liderów tego sektora jest Adam Bachleda-Curuś, były burmistrz nazywany przez górali ABC. Zaraz po studiach w połowie lat 90. produkował oprawy do okularów i inwestował w nieruchomości. Tuż po transformacji upomniał się o rodzinne ziemie zawłaszczone przez PRL. Mimo że w okresie sprawowania funkcji burmistrza nie prowadził działalności gospodarczej, jego majątek systematycznie rósł. Jego dziadowie mieli, pochodzące z nadań królewskich z XVII wieku, grunty w obecnym centrum Zakopanego. Tak się po prostu złożyło. 150 lat temu Zakopane było małą wioską. Za to w Kuźnicach działała największa w Galicji huta zatrudniająca 600 osób. Droga z huty do wioski wiodła między innymi przez rolę Bachledów, szeroki na 120 m pas ziemi. Ta droga to dzisiejsze Krupówki, a Adam Bachleda-Curuś między innymi dzięki temu jest zaliczany do grona najbogatszych zakopiańczyków. Sam zainteresowany zaprzecza jednak temu, że fortuna, którą zgromadziła jego rodzina, jest dziełem przypadku. - Równie dobrze można by powiedzieć, że to my wykreowaliśmy tę ulicę - mówi Bachleda-Curuś.
Mocny uścisk dłoni na powitanie w barze trzygwiazdkowego hotelu Wersal daje jasno do zrozumienia, że jego właściciel to zdecydowany i dynamiczny przedsiębiorca. Pytanie o to, ilu zakopiańskich nieruchomości jest właścicielem, budzi duże rozbawienie. - Nie wiem - odpowiada. Prawdopodobnie około setki. Wspomina o 40 sklepach, które podnajmuje, pensjonacie Kryształ i o tym, że sama działka pod hotelem Wersal ma 8 tys. mkw. Łącznie były burmistrz dysponuje w Zakopanem i gminie Kościelisko 15 hektarami gruntów mających - jak twierdzi - dużą wartość komercyjną. W Zakopanem i Kościelisku za metr kwadratowy działki trzeba zapłacić 200-300 zł, w centrum miasta 1-1,2 tys. zł, a przy Krupówkach 2-3 tys. zł. Wartość ziemi Curusia (nie licząc budynków) można szacować na minimum 70 mln zł, a miesięczne wpływy z wynajmu na co najmniej 200 tys. zł.


Kto z kogo żyje
W nieruchomości Curuś inwestuje także poza Zakopanem. Koło Węgorzewa ma ośrodek wypoczynkowy Wiking. Na Mazurach jego wspólnikiem jest znajomy ze szkoły. Tym kolegą jest Waldemar Sobański, który wrócił do Polski po dwudziestu latach pracy w USA w budującej wyciągi firmie Jana Kuczyńskiego. Firma chciała wejść na polski rynek, a Sobański zamierzał znaleźć pod Tatrami odpowiednie miejsce dla nowoczesnego wyciągu. Już na starcie przekonał się, że sam wśród górali nic nie zdziała, więc do spółki zaprosił wpływowego Adama Bachledę-Curusia. Ten pomógł mu załatwić pozwolenie, a potem przy budowie drugiego, dłuższego wyciągu doprowadził - mimo protestu ekologów - do wycinki kilku arów lasu. Szymoszkowa to jedna z największych prywatnych inwestycji pod Giewontem.
- Sam grunt pod wyciągi kosztował milion dolarów - mówi Waldemar Sobański. Kiedy razem z Bachledą-Curusiem rozpoczynali skup ziemi, płacili 4 USD za metr. W końcu ceny doszły do 100 USD. Łączny koszt budowy dwóch wyciągów wraz z infrastrukturą do naśnieżania (Sobański jest specjalistą w tym zakresie), dwupoziomową drewnianą karczmą i wypożyczalnią sprzętu wyniósł 10 mln USD. Aby uruchomić firmę, Waldemar Sobański sprzedał grunty w Aspen. Przyznaje, że gdyby został w Stanach, zarobiłby na samym wzroście cen nieruchomości 200 proc., ale powrotu do Polski nie żałuje. Inwestycja była finansowana kredytem i spółka musi spłacić jeszcze blisko 8 mln zł, ale roczne przychody rzędu 10 mln zł wystarczają na regularną spłatę należności i tworzenie kapitału zapasowego.
Sobański jest jednym z nielicznych zakopiańskich przedsiębiorców, który swobodnie opowiada o finansowej stronie swojej działalności. Mówi cicho i spokojnie, dopóki nie przypomni sobie, z jaką niechęcią pod Giewontem potraktowano i nadal traktuje się jego inwestycję. - W Val d’Isere hotelarze solidarnie współfinansują dośnieżanie stoków, bo żyją z narciarzy. Tu, w Zakopanem, wszyscy chcą na nas zarobić - mówi Sobański i puszcza oko w stronę położonego sto metrów dalej hotelu Mercure Kasprowy.
Sobański i szefowa hotelu Zofia Cybulska żyją w zgodzie, ale mają odmienne zdania na temat tego, kto na kim więcej zarabia - czy wyciąg, z którego korzystają hotelowi goście, czy Kasprowy, któremu dzięki Szymoszkowej przybyło klientów, a który chce pobierać opłaty za użytkowany przez wyciąg kawałek ziemi. Cybulska nie traktuje tej licytacji pryncypialnie i przyznaje, że po uruchomieniu Polany przychody hotelu wzrosły o mniej więcej 10 proc. Szefowa Kasprowego jest warszawianką, ale dobrze wkomponowała się w zakopiańskie środowisko. Na organizowanych w Kasprowym balach dobroczynnych bawi się cała zakopiańska śmietanka. Między innymi Małgorzata Chechlińska, inna warszawianka, która w Zakopanem dorobiła się fortuny.


Problemy z urzędnikami
Chechlińska zaczynała dwadzieścia lat temu od prowadzenia biura podróży Trip, które sprowadzało do Polski bogatych turystów z Zachodu, głównie z Anglii. Mieszkali w rządowym ośrodku Dolina Białego, należącym obecnie do Polskich Tatr. Kiedy 7-procentowa prowizja przestała jej wystarczać, wybudowała z mężem Grzegorzem Krzanikiem, architektem, za pożyczone od banku pieniądze własny pensjonat Czarny Potok. - Kredyt udało się spłacić - wspomina Małgorzata Chechlińska. Teraz obydwoje są udziałowcami najwytworniejszych i najdroższych zakopiańskich hoteli: Belvedere i Litwora. Batalia o wybudowanie tego ostatniego trwała kilka lat. - Mieliśmy ogromne problemy z uzyskaniem wszystkich pozwoleń - mówi Chechlińska i daje do zrozumienia, że odpowiedzialne za wydłużanie procedur administracyjnych są władze miejskie, w tym ówczesny burmistrz ABC. - Mieszkam w Zakopanem od lat, ale jako przyjezdna wciąż mam większe problemy z urzędnikami
- skarży się, popijając sok pomidorowy. Ale w lśniącym marmurami Belvedere jej narzekania brzmią mało przekonująco.
Odmienną opinię na temat stosunku urzędników do inwestorów ceprów ma Andrzej Stoch. - 14 lat czekałem na pozwolenie na przebudowę kompleksu Morskie Oko. Czternaście lat! Przyjezdnych miasto traktuje lepiej niż swoich. Od razu dostaliby wszystkie potrzebne zezwolenia - denerwuje się Stoch. Ale to właśnie jego zakopiańczycy, zwłaszcza konkurencja, podejrzewają o dobre układy z miastem. Stoch zrobił bowiem w Zakopanem zawrotną karierę, a dziś jest nazywany właścicielem połowy Krupówek (patrz mapka). Andrzej Stoch zaczynał od hodowania świń w podzakopiańskiej wsi Ząb. Stąd złośliwi nazywają go świniarzem. - W latach 70. dostałem nawet wyróżnienie od wojewody - chwali się restaurator. Pod koniec lat 80. przerzucił się na bardziej intratny interes
- handel sprzętem RTV, ale kiedy jego hurtownia spłonęła (dowodów nie ma, ale podejrzewa podpalenie), postanowił zostać restauratorem. W 1989 roku za pieniądze z odszkodowania za spaloną hurtownię kupił kompleks Morskie Oko i restaurację Kolorowa przy Krupówkach. Jak twierdzi, tylko Morskie Oko kosztowało go wtedy milion dolarów. Dziś jest właścicielem i dzierżawcą kilkunastu lokali na Podhalu. W ubiegłym roku przy drodze do Kościeliska kupił, a teraz chce remontować, ogromny wojskowy kompleks wczasowy Salamander. Inwestycja, której wartość ma sięgnąć 90 mln zł, to najdroższy interes w jego życiu. Czy się powiedzie? Można się spodziewać, że tak.


To były czasy...
Jednym z największych rywali Stocha jest Andrzej Gut- -Mostowy, właściciel trzech lokali. Najczęściej można go spotkać w hotelu Sabała, po którym krząta się w dżinsach i polarze. Andrzej Gut-Mostowy jest radnym sejmiku wojewódzkiego, a przy okazji kończy studia doktoranckie na krakowskiej Akademii Ekonomicznej. Jak sam mówi, jako jedyny przedsiębiorca w Zakopanem ma wykształcenie (dyplom ukończenia akademii) odpowiednie do prowadzenia biznesu.
Zaczął dziesięć lat temu od kupienia na kredyt wraz ze wspólnikiem Markiem Furmanem ruiny z przeciekającym dachem, którą wtedy była Sabała. Po remoncie kompleks składa się z hotelu, w którym jest 100 miejsc, restauracji i kilku podnajmowanych sklepów na poziomie deptaka. Gut-Mostowy dorobił się w tym czasie jeszcze dwóch karczm przy Krupówkach, a teraz kończy budowę czwartej, przy drodze na Bystre.
- Lata 90. to były dobre czasy. Można było wziąć kredyt na hotel albo restaurację i zwykle nie było problemów z jego spłatą. Tak rozkręcali biznesy prawie wszyscy tutejsi przedsiębiorcy - wspomina Małgorzata Chechlińska.
Dziś już nie jest tak łatwo, chociaż wszyscy restauratorzy przyznają, że ciągle opłaca się inwestować w zakopiańską turystykę. Efektowny hotel Nosalowy Dwór, vis-`a-vis zakopiańskiej góry, wybudował Mirosław Gączorek. W ostatnich latach furorę zrobiły restauracje Bąkowo Zohylina, należące do eks-Polonusa Włodzimierza Gąsienicy-Gładczana. Głośno było zwłaszcza o tej położonej u podnóża Wielkiej Krokwi, w której gościły głowy państw, a o której wiadomo, że jest samowolą budowlaną.


...ale teraz też są nie najgorsze
Nie zmieniło się to, że górale jak narzekali, tak narzekają: zwykle na pogodę, a jeśli ta dopisuje, to na wysokie opłaty za wodociągi, drogie wody geotermalne i rosnące koszty utrzymania. Adamowi Bachledzie-Curusiowi krytykanctwo bratanków wyraźnie już zbrzydło. - Jeśli zakopiańczycy narzekają na trudną sytuację, to najzwyczajniej grzeszą! - mówi. - Bezrobocie w gminie jest minimalne. W moim hotelu od miesięcy jest dziesięć wakatów. Nie ma chętnych do pracy - rozkłada ręce Adam Bachleda-Curuś. Kontrowersje może budzić powszechny wśród górali, nastawiony na eksploatację bez względu na konsekwencje stosunek do zasobów naturalnych. Zdecydowanie prorynkowy sposób myślenia sprzyja zresztą naginaniu prawa. Jak twierdzą restauratorzy, co druga firma w mieście ma mniejsze lub większe problemy z urzędnikami. - Przedsiębiorczość przybiera tu często formę anarchii - przyznaje burmistrz Bąk. To, niestety, widać w mieście, gdzie kilkadziesiąt metrów od głównego deptaka latem rosną dwumetrowe pokrzywy, a zimą walają się śmieci. Nie ma wątpliwości, że gmina mogłaby się szybciej rozwijać, gdyby zarządzał nią silny gospodarz z wizją rozwoju, ale to samo można powiedzieć o wszystkich polskich miastach.
Z drugiej strony, Zakopane do spółki z Sopotem to jedyne miasta turystyczne, które nie mają problemów ze zjawiskiem wymuszania haraczy. - "Chłopcy" próbowali, ale dostali
po głowie - mówi Stoch. Także dzięki temu w Zakopanem od kilku lat pojawiają się zupełnie nowi inwestorzy. W ostatnim czasie na tutejszy rynek weszła kontrolowana przez kilku krakowskich biznesmenów spółka Gastropol. Hotel Skalny kupił dla żony Wiesław Wojas, znany producent obuwia z Nowego Targu. Interes na tyle mu się spodobał, że kupił drugi hotel - Podhale. Jego remont trwa. Właścicielem 50 proc. udziałów hotelu Belvedere jest Dariusz Bobiński, właściciel firmy rybnej Wilbo z Gdyni.
Pieniądze można zarobić nie tylko w turystyce. Andrzej Karpiel i Stanisław Palider od kilkunastu lat prowadzą pod Giewontem firmy developerskie. Budują i sprzedają mieszkania po cenach obowiązujących w niezłych lokalizacjach w Warszawie.
Nieruchomości wakacyjne w Zakopanem kupują także prywatni inwestorzy. Jerzy Starak, właściciel Polpharmy, kupił willę Witkiewiczówka. W dom zainwestował Zbigniew Niemczycki, w mieszkanie Gromosław Czempiński a po mieście krąży plotka, że willi szuka dla siebie Jan Kulczyk.
Ton zakopiańskiemu życiu gospodarczemu nadają najwięksi i najbardziej znani restauratorzy. Oni najwięcej inwestują i najwięcej zarabiają - w sezonie dzienne przychody wszystkich restauracji Stocha wynoszą 100 tys. zł. Ale jak zgodnie twierdzą restauratorzy, o gospodarczej sile Zakopanego decydują mali i średni przedsiębiorcy, posiadacze pojedynczych restauracji i pensjonatów.
- Takich przedsiębiorców jest w Zakopanem zdecydowanie najwięcej - mówi Adam Bachleda-Curuś. Zaznacza jednak, że wartość zakopiańskiej gospodarki nawet w porównaniu z dużymi spółkami giełdowymi jest niewielka.


Droga do szczęścia
Zakopiańskiemu biznesowi brakuje jedynie dobrej drogi dojazdowej do miasta, czyli dwupasmowej Zakopianki. Wąskie gardła na tej trasie to największa zmora turystów. Tylko Stochowi niespecjalnie to przeszkadza. - Po co nam szersza droga? Jakby do Zakopanego przyjechało w szczycie sezonu jeszcze 20 proc. więcej turystów, to przy obecnej liczbie dróg miasto najpierw się zakorkuje, a potem udusi - prorokuje Andrzej Stoch.
Mimo to liczba turystów rośnie o kilka procent rocznie, a na podstawie liczby sprzedanych biletów do Tatrzańskiego Parku Narodowego można szacować, że stolicę Tatr odwiedza rocznie co dwunasty Polak. Już w 2007 roku Polskę i Słowację może objąć układ z Schengen, a wtedy dla turystów z Zakopanego będą dostępne także znacznie bardziej rozległe Tatry słowackie. Burmistrz Piotr Bąk liczy poza tym na to, że uda się uruchomić szybkie połączenie komunikacyjne między Zakopanem a Popradem. Dzięki tamtejszemu lotnisku pod Giewont miałoby przyjeżdżać jeszcze więcej amatorów górskiego folkloru. Z pożytkiem dla wszystkich, dla pięciu tysięcy miejskich przedsiębiorców. Kto wie, które miejsce na liście najdroższych ulic zajmą Krupówki za pięć lat?

Statystyka
Poziom bezrobocia - 3,2 proc.
Liczba podmiotów gospodarczych według systemu Regon - 5,2 tys.
w tym: hotele i restauracje - 1,2 tys.
Sklepy - 0,9 tys.

Co będzie z Zakopanem?

Mimo wysokich cen w Zakopanem ciągle warto inwestować w nieruchomości, zwłaszcza duże, nieodremontowane jeszcze ośrodki wypoczynkowe. Miastu i gminie ciągle brakuje infrastruktury sportowej, zwłaszcza wyciągów krzesełkowych, a popyt na tego typu usługi rośnie. Inwestycje te wymagają jednak nakładów minimum 10 mln zł.