Przegląd prasy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jakie zmiany w TVP szykuje Wildstein, jak b. wiceminister infrastruktury dał zarobić Kulczykowi, ile będą zarabiać szefowie państwowych firm, jak się bawią posłowie sejmowej komisji - o tym piszą dzisiejsze gazety.
Bronisław Wildstein odwoła dziś dyrektora "Jedynki" Macieja Grzywaczewskiego, a w ciągu najbliższych dni szefa "Wiadomości" Roberta Kozaka - zapowiada "Dziennik" w artykule "Wildstein wyrzuci dziś szefa Jedynki". Wildsteinowi się śpieszy. Chce zdążyć z nominacjami, póki ma prawo sam podejmować decyzje. Członek zarządu TVP Anna Milewska, chce tak zmienić regulamin, by dyrektorów anten wybierał cały zarząd, a nie sam prezes. Wildstein wykona więc ruch uprzedzający. Jak dowiedziała się gazeta, dziś nowy prezes TVP powoła Małgorzatę Raczyńską na stanowisko dyrektora TVP1. Zastąpi ona Macieja Grzywaczewskiego, który ma kierować Agencją Produkcji Audycji Telewizyjnych. "Nic nie wiem o moim odwołaniu" - mówi Grzywaczewski. "Otrzymałam propozycję objęcia funkcji szefa +Jedynki+ i jestem nią zaszczycona" - mówi dziennikowi Raczyńska. Przesądzony jest los szefa "Wiadomości" Roberta Kozaka. Na pewno jednak nie zastąpią go dziennikarka "Newsweeka" Amelia Łukasiak (odmówiła z przyczyn osobistych) i były szef działu krajowego "Rzeczpospolitej", a dziś dziennikarz tygodnika "Wprost" Igor Janke (mówi, że nie dostał propozycji). "Osoba, która zastąpi Kozaka, nie jest znana na rynku medialnym" - mówi anonimowo pracownik TVP. Jak dowiedział się "Dziennik", stanowiska stracą też wicedyrektorzy TVP1: Dorota Warakomska, Leszek Zaborowski i Piotr Dejmek.

Minister infrastruktury Jerzy Polaczek złożył do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez wiceministra infrastruktury w rządzie Marka Belki Jana Ryszarda Kurylczyka. Jak ustalił "Dziennik", Kurylczyk zawarł ze spółką Autostrada Wielkopolska kontrolowaną przez Jana Kulczyka niekorzystne dla Skarbu Państwa umowy. Latem ubiegłego roku tuż przed wyborami parlamentarnymi Sejm zagwarantował tej spółce gigantyczne rekompensaty za zniesienie opłat dla ciężarówek. Najbogatszy Polak dostałby mniej, ale prezent zrobił mu Waldemar Pawlak wraz z 18 posłami PSL. Nieoczekiwanie wraz z posłami SLD zagłosowali oni za znacznym zwiększeniem odszkodowania wbrew stanowisku Sejmowej Komisji Infrastruktury i własnej partii. Dziś Pawlak tłumaczy, że w głosowaniu nad ustawą o płatnych autostradach po prostu się pomylił. Jak to się przekłada na pieniądze? Kulczyk ma dostać przez najbliższy rok co najmniej 300 mln zł. Gdyby nie Pawlak i grupa jego kolegów, budżet państwa zaoszczędziłby min. 60 mln zł. Dwa miesiące po głosowaniu w Sejmie równie hojny dla Kulczyka był sekretarz stanu w ministerstwie infrastruktury w rządzie Marka Belki Jan Ryszard Kurylczyk. "Dziennik" ustalił, że w ostatnich dniach swojego urzędowania Kurylczyk podpisał z budowniczymi autostrad aneks do umowy gwarantujący im wypłaty rekompensat przez 35 lat. Najwięcej skorzysta na tym kontrolowana przez Kulczyka Autostrada Wielkopolska - czytamy w artykule "Pawlak hojny dla Kulczyka".

Tomasz Prus dziesięć lat temu z pończochą na twarzy chciał okraść pocztę w Bieszczadach. Dziś jest wysokim urzędnikiem: doradza szefowi Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego - pisze "Rzeczpospolita" w artykule "Swoisty żart nietrzeźwych osób". Tomasz Prus jest wieloletnim działaczem Niezależnego Zrzeszenia Studentów i - również wieloletnim - byłym studentem historii na UW. W latach 90. w NZS należał do studenckich radykałów. W 1993 roku ramię w ramię z Zygmuntem Wrzodakiem organizował demonstracje pod Sejmem, Urzędem Rady Ministrów i Belwederem. "Lech Wałęsa uosabia zło, które dokonuje się w Polsce. +Solidarność+ i NZS, filary polskiej rewolucji, muszą odmówić Wałęsie jego mandatu do reprezentowania społeczeństwa" - przemawiał wtedy Prus. Od kilku tygodni Tomasz Prus jest cywilnym doradcą szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Jak ustaliła "Rz", Prus dziesięć lat temu był podejrzany o napad na pocztę. 25 października 1996 r. student historii Tomasz Prus i Jan Ciećwierz (świeżo upieczony absolwent prawa) pojechali na wycieczkę w Bieszczady. W pociągu do Zagórza sporo pili. Byli bez grosza - za ostatnie pieniądze kupili w kiosku kilka gadżetów, wśród nich damskie pończochy. W maleńkiej miejscowości Lutowiska pończochy założyli na twarze i wpadli do urzędu pocztowego. "To jest napad! - krzyknął jeden z mężczyzn. - Oddać pieniądze!" - relacjonowała zdarzenie "Gazeta Bieszczadzka". Napastnicy byli na tyle pijani, że szefowej poczty Małgorzacie M., pod błahym pretekstem udało się wymknąć na zaplecze. Chwyciła za telefon i wezwała policję.

Rząd kończy wymianę zarządów w państwowych firmach. Nadeszła pora, by zapewnić im znacznie lepsze zarobki, niż mieli menedżerowie państwowych firm za czasów SLD. Przewiduje to projekt nowelizacji tzw. ustawy kominowej, do którego dotarła "Gazeta Wyborcza". Rząd chce podnieść płace przede wszystkim członkom zarządów dużych i średnich firm, które są kontrolowane przez skarb państwa. Obecnie podstawowe wynagrodzenie tych menedżerów nie może przekraczać sześciokrotności płacy w sektorze przedsiębiorstw, czyli 16 tys. zł miesięcznie. Wysokość proponowanych podwyżek jest uzależniona od wielkości firm. W stosunkowo niedużych firmach, które przez ostatnie dwa lata zatrudniały na pełnych etatach co najmniej 100 osób lub miały roczne przychody stanowiące równowartość co najmniej 20 mln euro, płace członków zarządu będą mogły wzrosnąć do wysokości ośmiu przeciętnych płac w sektorze przedsiębiorstw, czyli do niemal 21,4 tys. zł miesięcznie. W firmach nieco większych i bardzo dużych, zatrudniających co najmniej 500 osób lub o rocznych przychodach co najmniej 100 mln euro, limit wynagrodzenia członków zarządu ma zostać podniesiony do równowartości 10 przeciętnych płac, czyli 26,7 tys. zł miesięcznie. Projekt Ministerstwa Skarbu przypomina zeszłoroczne propozycje Platformy Obywatelskiej, ale je spłaszcza. Platforma proponowała większe niż obecny rząd zarobki w największych firmach (12-krotność płacy miesięcznej w firmach o obrotach ponad 1 mld euro), mniejsze w mniejszych firmach (9-krotność w firmach o obrotach od 125 mln do 1 mld euro) i pozostawienie bez zmian zasad wynagradzania w firmach o obrotach do 125 mln euro - czytamy w artykule "Rosną pensje szefów państwowych firm".

Zbigniew Goszczyński, Janusz Regulski i Ryszard Stefański - prokuratorzy, którzy storpedowali aferę moskiewskiej pożyczki, za rządów lewicy zostali hojnie nagrodzeni - pisze "Życie Warszawy" w artykule "Afera, która stworzyła układ w prokuraturze". Wspomniani prokuratorzy, po dojściu lewicy do władzy zrobili błyskawiczne kariery. ­Zainicjowali swoisty układ towarzyski, który pozwalał im być bezkarnymi. Mogli liczyć na poparcie usłużnych lewicy prokuratorów krajowych, mieli też dobre wejścia w sądach dyscyplinarnych - mówi wysoki urzędnik Ministerstwa Sprawiedliwości. Goszczyński awansował od stanowiska wiceszefa warszawskiej prokuratury do zastępcy szefa ABW. Kiedy lewica zorientowała się, że straci władzę, lojalny prokurator odszedł ze specsłużb i dostał tytuł prokuratora krajowego. Zgodnie z prawem, nie można pozbawić ani tego tytułu, ani comiesięcznej pensji w wysokości ok. 10 tys. zł. Chyba że popełniłby przestępstwo. Ministerstwo Sprawiedliwości rozważa ponowne zbadanie okoliczności, w jakich Goszczyński pozwolił na zwolnienie z aresztu syna bossa pruszkowskiej mafii. Prok. Janusz Regulski za rządów Leszka Millera został wiceszefem biura prawnego PZU. Teraz podejrzewany jest o wzięcie łapówki od pruszkowskich gangsterów. Nieciekawie potoczyły się losy prok. Ryszarda Stefańskiego. W październiku 2005 r. Ryszard Stefański podał się do dymisji po tym jak posłowie z komisji ds. Orlenu zarzucili mu, że skłamał w katowickiej prokuraturze na temat zatrzymania prezesa Orlenu Andrzeja Modrzejewskiego. Stefańskiego obciążyły też zeznania warszawskich prokuratorów Zygmunta Kapusty i Jerzego Łabudy. Trwa śledztwo w tej sprawie. Stefański jest na emeryturze.

Tym powinien się zająć prokurator. Libacja posłów pijaków z Komisji Kultury Fizycznej i Sportu omal nie skończyła się tragedią. Gdyby nie nasi reporterzy, spity przez wybrańców narodu do nieprzytomności protokolant komisji po prostu by się utopił - relacjonuje "Fakt" w artykule "Tak się bawi sejmowa komisja". Środa, godz. 23, luksusowy hotel Warszawianka w Augustowie. Przy stoliku w barze siedzi kilku posłów z Wójcikiem na czele. Popijają zmrożoną wódkę, piwo i wino. Jest z nimi protokolant z Kancelarii Sejmu Igor Bieliński. Bawi się z posłami jak równy z równym, ale coś go od nich odróżnia: słaba głowa! Rychło się o tym przekonuje, gdyż wstaje i wychodzi na zewnątrz. Jednak już po kilku krokach pada na twarz przed wyjściem z baru i zasypia. Godz. 1. Bieliński budzi się. Chce wstać, ale wypite z posłami morze alkoholu ciągnie go ku ziemi. Pada. Wstaje z mozołem, robi kilka kroków... i znowu leży. Po godzinnej walce z grawitacją dociera do schodów prowadzących do jeziora. Nagle stacza się ze skarpy i ląduje nad samym brzegiem. W pijanym widzie zrywa się i próbuje wejść do wody. W tym momencie do akcji wkraczają reporterzy "Faktu". Łapią go w ostatniej chwili. "Gdyby nie my protokolant by utonął" - podkreśla gazeta. "To posłowie... mnie upili... To oni..." - powtarza bez przerwy. "Dawno nie pływałem..." - bełkocze Bieliński, gdy gazety reporterzy niosą go w kierunku hotelu.

Jak dowiedział się "Super Express", Władysław Stasiak, wiceminister spraw wewnętrznych i administracji, wkrótce zostanie szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Jego miejsce ma zająć Marek Bieńkowski, komendant główny policji. Zmiany na tych stanowiskach mają się dokonać kilka dni po pielgrzymce Benedykta XVI do Polski. Prezydent Lech Kaczyński od dłuższego już czasu poszukuje szefa BBN-u. Tymczasowo funkcję tę pełni szef prezydenckiej kancelarii Andrzej Urbański. - Prezydent doskonale zna Władysława Stasiaka. W końcu był wiceprezydentem Warszawy. Poza tym jako wiceminister nadzoruje służby mundurowe. Jest znakomitym kandydatem na to stanowisko. Decyzja o nominacji zdaje się już przesądzona - mówi nam jeden z pracowników Kancelarii Prezydenta RP. Po odejściu Stasiaka w MSWiA będzie wakat. Nieoficjalnie mówi się, że stanowisko wiceministra zajmie Marek Bieńkowski , komendant główny policji. Między nim a ministrem Ludwikiem Dornem współpraca układa się wzorowo. Marek Bieńkowski na razie zaprzecza. Gdyby jednak obecny komendant został wiceministrem, trzeba będzie znaleźć nowego szefa policji. Dobrze poinformowani policjanci z Komendy Głównej wymieniają dwa nazwiska. Adama Rapackiego, twórcy Centralnego Biura Śledczego, obecnie komendanta wojewódzkiego policji w Krakowie, i obecnego pierwszego zastępcy szefa policji Ryszarda Siewierskiego - cztamy w tekście "Nieoczekiwana zmiana miejsc".

Przegląd prasy przygotował
Sergiusz Sachno

 

Przegląd prasy

Od poniedziałku, 13 lutego 2006, publikujemy codzienny przegląd prasy. Możesz go zamówić w formie newslettera, odwiedzając stronę: http://www.wprost.pl/newsletter/