Cieszyłem się, kiedy w piątek Adam Małysz po raz 39 wygrał konkurs pucharu świata w skokach narciarskich. Jednak pełną radość poczułem w niedzielę, kiedy majstersztyk wykonał Kamil Stoch.
Od dawna czekałem na taki występ Stocha. Co najmniej kilka razy pokazał już swój potencjał, ale zawsze czegoś brakowało. I trzymałem kciuki, by w niedzielę w Zakopanem nie zakończono konkursu po pierwszej serii. Mówiłoby się wtedy, że Kamil wszedł na najwyższy stopień podium kuchennymi drzwiami. A tego nie chciałem. I choć obawiałem się katastrofy w drugim skoku, to jednak oglądałem skok Polaka z większym napięciem niż piątkowy występ Małysza.
Oczywiście nie jest tak, że doczekaliśmy się następcy mistrza z Wisły. To nieprawda - Małysz jest tylko jeden. Ale Kamil naprawdę ma potencjał, by jeszcze nie raz wygrać z największymi. Warunki fizyczne doskonałe, talent też nie mniejszy i w głowie poukładane na tyle dobrze, by na stałe wejść do ścisłej czołówki.
Przez kilka lat Kamil Stoch był przytłoczony sławą Małysza. Zawsze to skoczkiem z Wisły bardziej interesowały się media. Pozostali byli tłem, nawet nie uzupełnieniem, tylko tłem. Teraz, kiedy pokonał swoistą granicę, powinno być już tylko lepiej. Nie mogę się doczekać kolejnych występów Kamila.
Oczywiście nie jest tak, że doczekaliśmy się następcy mistrza z Wisły. To nieprawda - Małysz jest tylko jeden. Ale Kamil naprawdę ma potencjał, by jeszcze nie raz wygrać z największymi. Warunki fizyczne doskonałe, talent też nie mniejszy i w głowie poukładane na tyle dobrze, by na stałe wejść do ścisłej czołówki.
Przez kilka lat Kamil Stoch był przytłoczony sławą Małysza. Zawsze to skoczkiem z Wisły bardziej interesowały się media. Pozostali byli tłem, nawet nie uzupełnieniem, tylko tłem. Teraz, kiedy pokonał swoistą granicę, powinno być już tylko lepiej. Nie mogę się doczekać kolejnych występów Kamila.