„Obozy śmierci zostały stworzone przez niemieckich nazistów” – przypominali ludziom na całym świecie organizatorzy akcji. Bezpośrednim bodźcem do akcji internetowej, która następnie przełożyła się na działania w postaci realnego billboardu, było unikanie wykonania wyroku sądowego przez niemiecką telewizję ZDF po przegranej z byłym więźniem Auschwitz procesu za użycie sformułowania „polskie obozy śmierci”. O działaniach w internecie, a także podróży billboardu pisaliśmy wielokrotnie we Wprost.pl.
Czytaj też:
Sukces akcji #GermanDeathCamps. Światowe media piszą o billboardzie
Jedną z inicjatyw, za którą stała Fundacja Tradycji Miast i Wsi, było ufundowanie mobilnego billboardu z napisem „Death Camps Were Nazi German”. Widnieje na nim charakterystyczna hitlerowska grzywka oraz wąsik, nałożone na bryłę obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Pojawia się też wezwanie do przeprosin ze strony ZDF. Samochód z billboardem stanął najpierw przed siedzibą ZDF w Moguncji w Niemczech. Ruchomy baner przewieziono następnie do Brukseli, gdzie został postawiony naprzeciwko budynku Komisji Europejskiej, stamtąd trafił do Wielkiej Brytanii i z powrotem do Polski.
Naruszono prawa?
Okazało się, że gdy organizatorzy akcji wrócili do kraju, czekały na nich dokumenty z niemieckiej kancelarii. – Jedno z niemieckich wydawnictw twierdzi, że naruszyliśmy ich dobra intelektualne w postaci praw autorskich. Grafika na naszym bilbordzie jest ponoć zbyt podobna do okładki wydanej przez nich książki – powiedział Wirtualnej Polsce Kamil Rybikowski, jeden z organizatorów akcji "German Death Camps".
Niemieckie wydawnictwo wezwało Polaków do zaprzestania wykorzystywania grafiki, jednak oni liczą na osiągnięcie kompromisu. W komunikacie na Facebooku poinformowano, że interwencja niemieckich prawników to nie pozew, a "jedynie lakoniczne pismo bez przywołania żadnych podstaw prawnych". Prawnicy fundacji opracowują odpowiedź.