W piątek Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej poinformowało, że w obwodzie charkowskim zginęło „30 polskich najemników” walczących po stronie Ukrainy. Szczegóły przekazał rzecznik resortu obrony Rosji, Igor Konaszenkow. Dodał, że siły rakietowe „wyeliminowały do 30 polskich najemników” podczas ataku na wioskę w okolicach Charkowa.
– Nie wiemy w ogóle o takim fakcie jak jakikolwiek „polski oddział ochotników” ani o śmierci Polaków na Ukrainie – powiedział Wprost Łukasz Jasina, rzecznik MSZ. Dodał, że resort spraw zagranicznych „nie ma wrażenia, by była to prawda”. – Podejrzewamy, że jest to fake news. Jeśli cokolwiek w tej sprawie się pojawi, będziemy o tym informować – dodał w rozmowie z nami.
Doniesienia rosyjskiego resortu obrony skomentował też ambasador RP na Ukrainie Bartosz Cichocki. „Rosjanie informowali też o sztormie na Morzu Czarnym” – napisał, odnosząc się do zatopienia przez siły zbrojne Ukrainy rosyjskiego krążownika rakietowego „Moskwa”.
Polacy na Ukrainie. Skala wyjazdów nieznana
W tym tygodniu biuro prasowe MON przekazało „Wprost", że do resortu obrony narodowej wpłynęło 19 zapytań obywatelskich oraz 5 wniosków (jeden przekazany, zgodnie z właściwościami, do MSWiA) od Polaków, którzy chcieli uzyskać zgody na walkę na Ukrainie.
To właśnie zagraniczni ochotnicy prawdopodobnie byli celem, gdy Rosjanie zaatakowali poligon w Jaworowie 13 marca. Lwowska Obwodowa Administracja Wojskowa podawała, że zginęło wtedy 35 osób, a 134 zostały ranne. Zdaniem wiceszefa polskiego MSZ Marcina Przydacza „wszystko wskazywało na to, że nie było tam obywateli RP”.
Polscy ochotnicy walczący w wojnie na Ukrainie wypowiadali się w mediach anonimowo. Skalę wyjazdów trudno ustalić, bo chętni do wyjazdu organizowali się oddolnie.
Czytaj też:
Białoruscy ochotnicy jadą na wojnę. „Nie da się usiedzieć, gdy Putin morduje dzieci”