Sebastian Majtczak 13 września 2023 roku prowadził sportowe BMW, które uderzyło w Kię na autostradzie A1. Auto doszczętnie spłonęło, w wypadku zginęła trzyosobowa rodzina z 5-letnim dzieckiem. Z ustaleń biegłego wynikało, że Majtczak mógł jechać ponad 300 kilometrów na godzinę. Nie został jednak zatrzymany po wypadku, list gończy prokuratura wystawiła dopiero 29 września, gdy 32-latka nie było już w kraju.
Mecenas Bartosz Tiutiunik, obrońca Majtczaka, stwierdził wówczas, że opuścił on terytorium Polski „po przeprowadzeniu czynności procesowych w charakterze świadka”.
Już jako podejrzany o spowodowanie tragicznego wypadku poszukiwany był czerwoną notą Interpolu, sprawa trafiła na najwyższe szczeble polskich i emirackich władz, ale formalności przeciągały się miesiącami. Finał nastąpił dopiero w maju 2025 roku, gdy zgodę na ekstradycję wyraził minister sprawiedliwości Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Dziesięć dni później samolot z Majtczakiem na pokładzie wylądował w Warszawie.
Następnie mężczyzna trafił do Katowic, gdzie w tamtejszej prokuraturze usłyszał zarzut spowodowania wypadku, w którym zginęły trzy osoby, za co może mu grozić osiem lat więzienia.
Nie przyznał się jednak do winy i złożył wyjaśnienia.
Majtczak publicznie przerwał milczenie
Swoją wersją wydarzeń Majtczak publicznie przedstawił już w rozmowie, którą dwa tygodnie przed ekstradycją opublikował Zbigniew Stonoga.