Odcinek dostępny jest w ramach promocji:
Szymon Hołownia odczuwa skutki słynnej kolacji z Jarosławem Kaczyńskim, Adamem Bielanem i Michałem Kamińskim. Donald Tusk dość obcesowo stwierdził, że nie przewiduje stanowiska wicepremiera dla jego partii po rekonstrukcji rządu, choć licząca o jedną trzecią mniejszy klub Lewica takie stanowisko posiada, tak samo jak klub PSL. Stanowisko wicepremiera miałoby przypaść w udziale Katarzynie Pełczyńskiej-Nałęcz, minister ds. funduszy i polityki regionalnej.
Politycy Lewicy poniekąd usprawiedliwiają premiera. Uważają, że skoro marszałek Sejmu nie zadbał o zapisanie w umowie koalicyjnej wicepremiera dla Polski 2050, to będzie to jego wina, jeżeli teraz tego stanowiska nie dostanie.
Rzeczywiście, Lewica potrafiła sobie wynegocjować i stanowisko wicepremiera i wicemarszałka, a Szymon Hołownia być może nie pomyślał o tym, co stanie się za dwa lata, gdy przestanie być marszałkiem Sejmu.
Pełczyńska-Nałęcz jest polityczką ambitną i – jak można usłyszeć w kuluarach sejmowych – walczy z Hołownią o kontrolę nad partią. A do obecnego lidera ma żal o tajne spotkanie z Jarosławem Kaczyńskim, o którym podobno posłowie nie byli poinformowani.
Pewien drobny problem w tej rywalizacji stanowi fakt, że za bardzo nie ma o co walczyć.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
