Odcinek dostępny jest w ramach promocji:
Adam Bodnar, były minister sprawiedliwości i Prokurator Generalny, nie kryje rozżalenia z powodu odwołania ze stanowiska. Ostatnio mówił, że premier delikatnie dorabia mu gębą delikatnego polityka, bo wcale taki łagodny nie był.
To pierwszy znany nam przypadek, że polityk poczuł się urażony z tego powodu, iż uznano go za delikatnego i przestrzegającego prawa.
Może rzeczywiście ocena dokonań Bodnara była niesprawiedliwa. My pamiętamy, jak dzielnie sekundował siłowemu przejęciu TVP realizowanemu przez ministra Bartłomieja Sienkiewicza i najazdowi policji na Pałac Prezydencki. Pamiętamy też, jak wymyślił tzw. sygnalizację świetlną, czyli podzielił sędziów na zielonych, żółtych i czerwonych, co nawet Komisja Wenecka uznała za mało praworządne. Jak sugerował, że 6 sierpnia nie powinno dojść do zaprzysiężenia Karola Nawrockiego, bo jego wybór stwierdziła Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego, nieuznawana przez rząd. Pamiętamy, jak milczał w sprawie kajdanek zespolonych, w które zakuwano urzędniczki z Ministerstwa Sprawiedliwości. Zatem senator Bodnar ma rację, upominając się o sprawiedliwą ocenę swojej pracy.
Nie ulega wątpliwości, że Adam Bodnar odwalił kawał brudnej roboty dla premiera Tuska, a teraz został z niczym.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
