Sawicka: to nie łapówka, to pożyczka na kampanię

Sawicka: to nie łapówka, to pożyczka na kampanię

Dodano:   /  Zmieniono: 
Oskarżona o korupcję była posłanka PO Beata Sawicka oświadczyła, że to udający biznesmena agent CBA działający pod pseudonimem Tomasz Piotrowski namawiał ją, by pomogła mu znaleźć grunt, na którym mógłby zainwestować. Obiecała pomóc - za pośrednictwem posłów PO Jarosława Wałęsy i Marka Biernackiego skontaktowała się z burmistrzem Helu - dziś drugim oskarżonym, Mirosławem Wądołowskim. Sawicka przekonuje, że pieniądze które otrzymała nie były łapówką lecz pożyczką na kampanię wyborczą.
Sawicka kontynuuje swe wyjaśnienia, przerwane po tym, jak rozpłakała się opowiadając o coraz bliższej zażyłości z agentem. Powiedziała sądowi, że po tym, jak ich relacje się zacieśniły, "Tomasz" powiedział jej, że chce zainwestować w Polsce duże pieniądze i wybudować luksusowy ośrodek wypoczynkowy. Namawiał ją, by pomogła mu wyszukać dobrą lokalizację - i tak zaczęto rozmawiać o Wybrzeżu.

Nie było mowy o pieniądzach

- Mówił, że interesują go duże aglomeracje nadmorskie - Sopot, czy Gdynia - powiedziała Sawicka, która przyznała, że postanowiła mu pomóc i zapytała swego znajomego - posła Wałęsę - czy zna gminy, w których władze "są nastawione na rozwój". Według niej Wałęsa nie wiedział, ale poradził, by zapytać posła Biernackiego, który miał powiedzieć, że każdy wójt czy burmistrz "z otwartymi rękami przyjmie inwestora". Wtedy podpowiedział, żeby zwrócić się do "starego, dobrego samorządowca", burmistrza Helu Wądołowskiego. Sawicka zapewniła, że w rozmowach z posłami nie było żadnej mowy o jakichkolwiek korzyściach osobistych. Dodała, że to agent namówił ją na wspólny wyjazd na Hel. - Miałam mu towarzyszyć, żebym mogła miło wypocząć nad morzem, nie było mowy o tym, bym miała z tego mieć jakąś korzyść - zapewniła.

To tylko pożyczka

Sawicka powiedziała, że 5 września 2007 r., po raz pierwszy spotkała drugiego agenta CBA przedstawiającego się jako Marek Przecławski. - Wtedy nie zwróciłam na to uwagi, ale ilekroć on coś mówił, nachylał się do kołnierza w swoim płaszczu, a gdy ja mówiłam - nie nachylał się tak. Dlatego w operacyjnym nagraniu naszej rozmowy tak dobrze słychać słowa agenta, a moich - już nie - powiedziała Sawicka, która twierdzi, że właśnie wtedy mówiła Markowi Przecławskiemu, że potrzebuje pożyczki na kampanię wyborczą, nie była to zaś - jak wynika z aktu oskarżenia - gratyfikacja za jej pomoc w znalezieniu działki na Helu.

Według Sawickiej, Tomasz Piotrowski wielokrotnie ją zapewniał, że w razie potrzeby może jej ze wspólnikiem pomóc finansowo. Twierdziła ona, że pożyczone pieniądze miała zwrócić w ciągu 7 miesięcy. Przecławski miał jej powiedzieć, że chwilowo ma problemy ze zdobyciem większej sumy. Agent spotkał się z nią 8 września 2007, gdy do parku przyniósł jej bukiet kwiatów i ciemną torbę z pieniędzmi - 50 tys. zł. - Zajrzałam do torby, ale nie widziałam w niej pieniędzy, bo były one owinięte w dodatkowy papier. Pieniądze wyjęłam dopiero w pokoju w domu poselskim - dodała. Film z przekazania tych pieniędzy upublicznił szef CBA Mariusz Kamiński na konferencji przed wyborami w 2007 r. Była posłanka - pytana przez sąd, jak chciała wylegitymizować tę kwotę wobec Państwowej Komisji Wyborczej - oświadczyła, że "nie miała planu jak te pieniądze rozdysponuje".

Wiem, co czuła Blida

To było coś strasznego; wiem, jak mogła się czuć moja starsza koleżanka, pani poseł Blida - wspominała 1 października 2007, dzień, w którym została zatrzymana przez CBA.

1 października 2007 r. Sawicka z udającymi biznesmenów agentami CBA była na Helu u burmistrza Mirosława Wądołowskiego. Posłanka miała przekazać burmistrzowi notatki z firmy "biznesmenów", w których zapisano warunki związane z przetargiem na nieruchomość na Helu. Według prokuratury, te notatki służyły przekazaniu burmistrzowi wiadomości, jak ma być opisany przetarg. Sawicka twierdzi, że były to zapiski biznesmenów, w których spisali "z czym mają trudności". Oskarżona powiedziała, że po spotkaniu z burmistrzem miała go namówić na kolejne spotkanie.

Do spotkania doszło tego samego dnia po południu. Według oskarżonej, Wądołowski miał na nim powiedzieć, że nie potrzebuje takich pism, bo warunki przetargu ustala urząd. Mimo to "biznesmeni" byli zadowoleni ze spotkania i po nim - w hotelu - chcieli "podziękować" Sawickiej za pomoc. "Marek Przecławski" wręczył jej torbę ze 100 tys. zł.

Twierdzi ona, że nie chciała przyjąć tych pieniędzy. "Ja nie pomagam wam dla pieniędzy, nie dlatego, że jesteście bogaci, tylko z przyjaźni" - tak miała im wtedy powiedzieć. Chwilę po tym, jak Przecławski opuścił jej pokój, Sawicka została zatrzymana przez CBA. "To był dla mnie szok, nie rozumiałam co się dzieje" - powiedziała.

Na koniec swoich zeznań Sawicka oświadczyła, że zdecydowała się mówić o sprawach, które "nie przynoszą jej chluby", ale robi to, aby "już żadnej kobiecie żaden +Tomasz+ ani nikt jemu podobny nie wyrządził krzywdy". Apelowała do sądu i obserwatorów procesu o refleksje, czy działania CBA były godziwe.

PAP, arb