Gorąca posłanka i Płonący Kot - czyli kto jest błaznem?

Gorąca posłanka i Płonący Kot - czyli kto jest błaznem?

Kiedy Joanna Senyszyn postanowiła po raz kolejny zaszokować swoim wizerunkiem prezentując się na okładce „Machiny” jako gorąca, kusząca wdziękami, choć z lekka podstarzała wampirzyca, Janusz Palikot po raz nie wiadomo który zaszokował oryginalnym wpisem na swoim blogu. Tym razem niedwuznacznie zasugerował, że „kuku na muniu” ma nie tylko prezydent Lech Kaczyński, ale również Rzecznik Praw Obywatelskich Janusz Kochanowski. Tylko czekać aż idąc tym tropem Palikot zacznie zaglądać Kochanowskiemu do kieliszka, albo interesować się życiem intymnym Rzecznika.
Pozornie mogłoby się wydawać, że Senyszyn i Palikot prezentują ten sam gatunek polityka-celebryty, u którego parcie na szkło jest ważniejsze niż poczucie dobrego smaku. Polityka ma przy tym znaczenie drugorzędne – bo to, że znana z ciętego języka posłanka zaproponuje wysłanie księży na Madagaskar, a poseł z Lublina oskarży Jarosława Kaczyńskiego o żywienie się krwią niemowląt, nie zmieni w żaden sposób politycznej rzeczywistości. Ot media będą miały ciekawego newsa z chwytliwym tytułem, który będzie żył do momentu zatrzymania przez CBA jakiegoś polityka, albo prezenterki telewizyjnej, co natychmiast stanie się tematem numer jeden. Jedyny skutek jest taki, że język debaty politycznej w Polsce osiąga nowe niziny, a my przekonujemy się, że to, co ukrywa się pod grubą warstwą mułu to jeszcze nie jest absolutne dno.

Czy jednak naprawdę Senyszyn i Palikot to ten sam typ politycznego błazna, gotowego dla zaspokojenia potrzeb współczesnych mediów wygłosić dowolną szokującą opinię? Nie dajmy się zwieść pozorom. Senyszyn jest po prostu ciekawostką na lewicy. Jej wpływ na to, co zrobi Napieralski jest mniej więcej taki sam jak wpływ przewodniczącego dzisiejszego SLD na losy kraju. Wydaje się zresztą, że ambicje polityczne ekstrawaganckiej europosłanki zostały zaspokojone ciepłą posadą w Parlamencie Europejskim, gdzie jest czas i na pisanie bloga, i na pozowanie dla „Machiny". Tymczasem Palikot, choć sam nie stroni od określania się mianem politycznego błazna, tak naprawdę realizuje chytry polityczny plan. Sam zresztą o tym mówi, choć politycy PO nie traktują go poważnie. Kto wie, czy nie ze zgubą dla siebie.

Palikot nie musi w polityce szukać pieniędzy, których ma aż nadto. Jego najwyraźniej zafascynowała władza sama w sobie. Prawdziwą władzę w PO ma jednak tylko Donald Tusk, a do niedawna miał ją również Grzegorz Schetyna. Dalej jest tylko dwór i karne wojsko. Dla nawróconego na politykę Palikota to trochę za mało.

Co więc robi Palikot? Pod płaszczykiem „budowania prawdziwej demokracji", którą mają budować niesmaczne żarty z Kaczyńskiego, pokazujące, że prezydent to też człowiek a nie pomazaniec Boży (tak Palikot uzasadniał swoje zachowania w niedawnej rozmowie z Igorem Janke w „Rzeczpospolitej"), sztukmistrz z Lublina buduje sobie elektorat. Czerpie szerokimi garściami z sierot po Samoobronie, zblazowanych inteligentów, którzy z nudów popierają PO, a także światopoglądowej lewicy, której rachityczne SLD z podkreślającym swoją religijność Napieralskim, wydaje się obskurnym Ciemnogrodem. Palikot dla każdego ma coś miłego. Dawni wyborcy Leppera mogą widzieć w nim „swojaka”, który wprawdzie ukończył szkoły, ale jak trzeba to wychyli flaszkę na ulicy, zelży głowę państwa, a wreszcie, będzie umiał walnąć pięścią w stół i zrobić porządek, bo nikogo się nie boi. Dla zblazowanych inteligentów Palikot ma aurę filozofa-amatora, rzucającym swobodnie cytatami z różnych uczonych pism, którego mierzi konserwatywna nuda. Światopoglądowa lewica widzi w nim z kolei obrońcę libertyńskich wolności i swobody obyczajowej, która pozwala każdemu chwalić się wibratorem, czy nosić zawadiacką koszulkę z napisem „jestem gejem”. Palikot jest wymarzonym politykiem dla nich wszystkich.

PiS uważa, że rozmaite wyskoki Palikota to inspirowana przez Tuska przykrywka dla niepowodzeń rządu. Błąd, ale co zabawniejsze, uważa tak chyba również sam Donald Tusk. Tymczasem Palikot zbiera sondażowe punkciki i czeka. Co będzie, jeśli uzbiera ich odpowiednio dużo? Polityk w pojedynkę władzy nie przejmie. Ale Palikot ma jeszcze jeden atut. Ma pieniądze. A jeśli są pieniądze to znajdą się i struktury terenowe, pełne rządnych władzy działaczy gotowych skoczyć w ogień za nowym liderem. Leszkowi Millerowi też do pewnego momentu wydawało się, że to on kieruje Lepperem. Tymczasem okazało się, że to ogon rządził psem. Tusk może przeżyć podobne rozczarowanie, choć może w tym przypadku zgrabniej zabrzmiałaby sentencja, że ogon rządzi kotem.