Zaklinacze rzeczywistości

Zaklinacze rzeczywistości

Dodano:   /  Zmieniono: 
Gdyby wierzył sondażom, nie zostałby prezydentem... Gdyby zaufał sondażom, nie startowałby w wyborach... Z jednej strony zdjęcie Tomasza Nałęcza. Z drugiej… Baracka Obamy! Taki plakat wyborczy zauważyłem dziś jadąc tramwajem. Profesorowi Nałęczowi gratuluję poczucia humoru. To piękny przykład zaklinania rzeczywistości. Ale nie jedyny.
Gdy Andrzej Olechowski ogłosił swój start w wyborach prezydenckich, natychmiast chór publicystów przy akompaniamencie polityków PO stwierdził, że to egzotyczna kandydatura bez większych szans na zwycięstwo.
Czy aby na pewno?
Po pierwsze widać, że polityka „nicnierobienia", stosowana przez Donalda Tuska z powodzeniem już od dwóch lat, więcej nie przejdzie. W obliczu zapaści finansów państwa premier musi zacząć działać. A to wiąże się z popełnianiem błędów, narażaniem na krytykę i zrażaniem do siebie różnych grup społecznych. Straszne.
Po drugie: afery różnego rodzaju sypią się z lewa i z prawa (hazardowa, sprawa Piesiewicza), i jakkolwiek szef rządu by się nie zachował, to jednak przylepiają się także do niego.
Po trzecie: mówienie, że kryzys ominął Polskę szerokim łukiem, nijak się ma do rzeczywistości i do tego, co większość polskich rodzin doświadcza na własnej skórze.
A do wyborów prezydenckich jeszcze rok i Tuskowi będzie raczej pod górkę niż z górki…

Dlatego Olechowski, choć przylepia mu się etykietkę lwa salonowego, człowieka o niespecjalnym zapale do pracy, a w dodatku wytyka brak zaplecza politycznego, może być dla Tuska (i nie tylko) poważnym zagrożeniem. Bo niech ci, którzy określają go jako kandydata egzotycznego, przypomną sobie wybory prezydenckie z 2000 roku. Startując także bez poparcia żadnej partii, uzbierał 17 procent głosów. Zresztą na bazie tego wyniku wraz z Maciejem Płażyńskim i Donaldem Tuskiem stworzył rządzącą obecnie Platformę Obywatelską.

Pamiętajmy też o inicjatywie Aleksandra Kwaśniewskiego, który chce, by lewicowi kandydaci na prezydenta nie walczyli między sobą i scedowali swoje głosy na tego, który będzie miał realne szanse w boju z dwójką Kaczyński -  Tusk. Nie wiedzieć czemu, do tego grona Kwaśniewski zalicza Olechowskiego. I jeśli to on będzie zwycięzcą sondażowych prawyborów, a ma na to duże szanse, może liczyć na kolejne kilkanaście procent poparcia.

Czy więc Lech Kaczyński ma zacierać ręce z radości? Chyba nie. Bo choć coraz częściej pojawiają się głosy, że ma szansę zawalczyć o reelekcję, to zapomina się o jego żelaznych elektoratach – pozytywnym i negatywnym. I ten drugi, o wiele większy od pierwszego, nie da się nabrać na ocieplanie wizerunku dzięki żonie czy przygarniętemu kundelkowi. 

Dlatego ja nie zaklinam rzeczywistości i nie traktuję kandydatury Olechowskiego z przymrużeniem oka…