IPN powinien zostać podzielony

IPN powinien zostać podzielony

Dodano:   /  Zmieniono: 
Instytut Pamięci Narodowej to specyficzna instytucja na polskiej scenie. Właśnie nie w obszarze nauki i działalności historycznej, czy w obszarze wymiaru sprawiedliwości, ale na "scenie", ponieważ działania szefa tej instytucji, a także poszczególnych jej pracowników i doradców, odbierane są jako działania polityczne, medialne - rzadko kiedy jako naukowe.
W Sejmie odbyło się pierwsze czytanie projektu nowelizacji ustawy o IPN, autorstwa Platformy Obywatelskiej - partii, która w poprzedniej kadencji powołała tę instytucję i walnie przyczyniła się do nadania jej obecnego profilu, dalekiego od bezstronności jednostki naukowej. To PO przyłożyła rękę do powołania na jej szefa profesora Janusza Kurtyki, co odbyło się w atmosferze  skandalu, i to ona pozwoliła na taką formę organizacyjną, w której polityczny prymat ma obecnie jedna siła polityczna. I możemy wczytywać się w sprawozdanie IPN, które właśnie zostało przyjęte przez sejmową komisję Sprawiedliwości i Praw  Człowieka, nie zmieni to jednak oblicza tej instytucji, jako narzędzia politycznego przeciwko politycznym adwersarzom. Można się chwalić pracą pionów naukowego,edukacyjnego i archiwalnego, jednak IPN jest postrzegany przez swój pion śledczo-dochodzeniowy.

Platforma Obywatelska nie chce likwidacji IPN, do czego miała prowadzić propozycja Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Więcej - zmiany, jakie PO chce wprowadzić w ustawie o IPN, mają charakter kosmetyczny i mają za zadanie poddanie tej instytucji dalszej kontroli. Kontroli politycznej polityków. A najważniejsza wadliwość tej instytucji, czyli połączenie działalności śledczej i naukowej, w projekcie PO nie zostaje usunięta. Zamiana instytucji kolegium na radę instytutu to tylko tak naprawdę zabieg erystyczny, ponieważ sam tryb wyboru i akceptacji członków tej rady zostawiają politykom bardzo szeroką możliwość wpływu na nią.

Nowy projekt PO, przedstawiony w Sejmie nie podejmuje się problemu najważniejszego w działaniu tej instytucji, czyli określenia zadań, miejsca i roli IPN na polskiej scenie politycznej. Dzieje się to dlatego, że tak jak dla PiS, tak i dla PO ważne są nie zadania naukowe IPN, lecz rola polityczna tej instytucji. PiS wielokrotnie nas przekonywał o rzekomej bezstronności i apolityczności tej instytucji. Wystarczy jednak spojrzeć na strukturę i skład Kolegium IPN, gdzie na 11. jego członków możemy jedynie o profesorze Andrzeju Paczkowskim powiedzieć – niezależny naukowiec. Kurtyka, Radziejowska – Fedyszak, Ryba, Urbański – to najjaskrawsze przykłady uwiązania politycznego, jednoznacznie po stronie Prawa i Sprawiedliwości. I warto pamiętać o słynnej konferencji prasowej, z roku 2006, samego prezesa Janusza Kurtyki,  który siedząc obok Jarosława Kaczyńskiego, wówczas premiera, zadeklarował, że będzie mu służył, jak najlepiej będzie mógł.

Problem  IPN nie polega tylko na tym, że pod jego egidą wyszła książka o Lechu Wałęsie, autorstwa spółki Gontarczyk/Cenckiewicz, w której trudno doszukiwać się bezstronności i rzetelności historycznej, czy w ostatnich wydawnictwach, Biuletynie IPN, gdzie zamieszczono materiały o rzekomych prośbach generała Wojciecha Jaruzelskiego o radziecką interwencję zbrojną w roku 1981. Wielu krytyków tej instytucji zwraca uwagę nie tylko na sprawy, które są w polu zainteresowania mediów, ale pojawiają się zarzuty dużo poważniejsze.

Otóż historykom zatrudnionym w IPN zarzuca się nieetyczność i nietrzymanie się zasad bezstronności i bezinteresowności naukowej, oraz nierzetelność i brak sceptycyzmu przy analizie materiałów źródłowych – czyli głównie teczek, archiwów służb bezpieczeństwa PRL. Widać to było przy książce o Lechu Wałęsie, gdzie rzeczywiście jest ona tylko przyczynkiem do historii – materiały nie zostały skonfrontowane z poglądami, opiniami uczestników wydarzeń, na jakich się skupia książka. Jeszcze większego nadużycia dopuścił się wspomniany już dr Antoni Dudek, który w Biuletynie IPN umieścił jako "twarde dowody" materiały, które okazały się kserokopiami tak zwanych "zeszytów Anoszkina".

Sam prezes IPN, prof. Janusz Kurtyka jest obciążony grzechem politycznym, ponieważ przed wyborami szefa instytutu brał udział w niesmacznej prowokacji wobec swojego konkurenta, Andrzeja Przewoźnika, polegającej na ujawnieniu spreparowanej fałszywki – która wyszła z oddziału krakowskiego, w którym Kurtyka pracował. To również obciąża PO, które niezrażone tą prowokacją głosowało za nim jako prezesem.

Inną, zapomnianą już sprawą, świadczącą o politycznym uwikłaniu IPN, jest ujawnienie przez IPN materiałów o domniemanej współpracy Jacka Kuronia ze służbą bezpieczeństwa w latach 80., co miało sugerować, że środowisko KOR było uprzywilejowane, i co za tym idzie – Okrągły Stół był uzgodnionym porozumieniem tego środowiska i służb specjalnych PRL.

Warto także wspomnieć o mniej lub bardziej kontrolowanych przeciekach z samego instytutu, w tym o największej tego rodzaju sprawie, czyli o informacji o wieloletniej działalności konfidenta Stanisława Wielgusa.

Propozycja zmian w działalności IPN jest tylko półśrodkiem, zabiegiem kosmetycznym. Ta instytucja, zatrudniającą ponad 2 tysiące ludzi, o ogromnym budżecie, w dalszym ciągu będzie służyła celom politycznym. Instytut Pamięci Narodowej zaangażował się jednoznacznie w projekt tworzenia, pisania na nowo historii czasów najnowszych – zgodnie z kanonami tak zwanej polityki historycznej IV RP. I jeżeli nie zostanie radykalnie zreformowany - poprzez podział - będzie dalej pełnił tę rolę.

IPN powinien zostać podzielony, pion dochodzeniowy oddany pod kuratelę ministra sprawiedliwości – a zaoszczędzone pieniądze – oddane prawdziwym jednostkom naukowym. A rozbuchana administracja i pion archiwalny powinny zostać przekazane innym jednostkom zajmującym się takimi zagadnieniami, jak choćby Archiwum akt Nowych.