Zemke: Smoleńsk to efekt złej polityki kadrowej w MON

Zemke: Smoleńsk to efekt złej polityki kadrowej w MON

Dodano:   /  Zmieniono: 
Janusz Zemke, europoseł SLD i były wiceminister obrony narodowej ocenia, że do katastrofy prezydenckiego Tu-154M doszło w wyniku błędnej polityki kadrowej na najwyższych stanowiskach w wojsku polskim oraz w wyniku oszczędzania na armii. - W ostatnim czasie wszyscy piloci latali mało z bardzo różnych powodów, między innymi w związku z silnymi cięciami finansów na polskie wojsko - tłumaczył Zemke. - Prawdą jest też, że w ostatnim czasie dochodziło do bardzo szybkich zmian kadrowych w wojsku, a w lotnictwie szczególnie, gdzie kadrę, która miała większe doświadczenie, żegnano i to hurtowo - ocenia Zemke
- Na mnie silne wrażenie zrobiła rozmowa, którą przeprowadziłem dwa tygodnie temu z trzema pilotami pułku specjalnego - opowiadał Janusz Zemke. - Zadałem pytanie ilu ich teraz jest? W odpowiedzi usłyszałem, że nieco ponad sześćdziesięciu. Pamiętam jak w 2005 r. pilotów było ponad stu. To oznacza nie tylko, że odeszło czterdziestu pilotów, lecz znacznie więcej, bo do tego pułku doszli także nowi. Jak się w ciągu kilku lat zmienia 70% takiej jednostki, pilotów, których się szkoli latami, to potem są kłopoty - ocenia Zemke.

Janusz Zemke krytycznie ocenia również ostatnie zmiany kadrowe w wojsku. - Nazwisk nie wymienię, bo nie ma już niektórych wśród żywych - uważa Zemke, co sugeruje, że chodzi mu m.in. o nieoczekiwany awans gen. Andrzeja Błasika na dowódcę Sił Powietrznych (Błasik był najmłodszym w historii wojska polskiego dowódcą rodzaju sił zbrojnych). - Należy zacząć od uspokojenia sytuacji kadrowej na najwyższych stanowiskach, bo nie chciałbym żeby powtarzały się sytuacje z ostatnich lat, że ktoś z pułkownika w trzy lata dochodził do generała broni, to się często źle kończy - stwierdził eurodeputowany SLD.

Pytany o odpowiedzialność ministra obrony narodowej Bogdana Klicha za to, że na pokładzie Tu-154M znaleźli się wszyscy najważniejsi w polskiej armii generałowie Zemke podkreślił, że byłby ostrożny w obwinianiu kogokolwiek. - Natomiast na pewno nie ma procedur i na pewno nie było dobrego współdziałania między kancelarią prezydenta a MON - ocenił Zemke. - Wygląda na to, że minister Klich został poinformowany kogo prezydent zaprosił do swojej delegacji. Przy stanie stosunków między rządem a prezydentem minister nie może oczywiście powiedzieć "nie" i teraz mamy tego konsekwencje - tłumaczył eurodeputowany.

TOK FM, arb