Obyczaj demokratyczny

Obyczaj demokratyczny

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wielu krytyków Bronisława Komorowskiego zarzuca mu, że podejmując decyzje jako sprawujący urząd prezydenta, narusza coś, co jest zwane "obyczajem demokratycznym". Uważają oni, że takie decyzje, jak desygnowanie na urząd prezesa NBP profesora Marka Belki, czy zwołanie Rady Gabinetowej powinny być podejmowane przez prezydenta wybranego w wyborach powszechnych. Krytycy ci jednak nie biorą pod uwagę tego, że Marszałek Sejmu, po pierwsze, sprawuje urząd z mocy Konstytucji, a nie z mocy decyzji partyjnej, a w demokracji obyczaj musi ustąpić prawu. Działania Komorowskiego mają znamiona precedensu i dlatego to on właśnie tworzy obyczaj, a nie jego krytycy.
Innym trwałym obyczajem jest debata prezydencka, która miałaby pokazać, jakie wizje prezydentury mają poszczególni kandydaci, czym się różnią, i jak chcieliby sprawować swoją misję. Jak debata ma wyglądać, tego już zwolennicy tego obyczaju nie mówią, ponieważ każdy widzi go inaczej. Jedni uważają, że debata powinna być równoprawna dla wszystkich biorących udział w wyścigu do pałacu prezydenckiego, inni natomiast, że w debacie powinni brać udział ci, którzy mają realne szanse na zwycięstwo. Szef TVP1, Witold Gadowski uważa, natomiast, że prawdziwie demokratyczna debata ma miejsce wtedy, kiedy konkurują ze sobą przedstawiciele czterech najsilniejszych partii sejmowych. I tak redaktor Gadowski stworzył nowy kanon demokratycznej debaty, gdzie równość kandydatów jest wykładnią siły popierających ich partii politycznych. Debata w TVP czterech kandydatów dla pana Gadowskiego jest dla niego demokratyczna, ale już debata zorganizowana przez studentów na Uniwersytecie Warszawskim dla wszystkich kandydatów (Jarosław Kaczyński i Grzegorza Napieralski nie skorzystali z zaproszenia) już nie była na tyle ważną, aby ją transmitować w jego telewizji.

Czego moglibyśmy się dowiedzieć dzięki debacie? Zapewne wielu rzeczy. Starcie kandydatów powinno być sporem, z poszanowaniem przeciwnika. Czy jednak konieczne jest pytanie kandydatów o wszystkie sprawy światopoglądowe, o ich stosunek do in vitro, aborcji, małżeństw gejowskich, parad równości? Rola prezydenta jest w polskiej ustawie zasadniczej jasno określona, w związku z tym mnie interesują pytania z zakresu jego prerogatyw. Kandydatów powinno się pytać o ich stosunek do spraw obronności, wizję polityki zagranicznej i współpracę z rządem. Dziennikarzy tabloidów, czy silnie zideologizowanych gazet będą interesowały sprawy "fundamentalne", ale dla sprawowania urzędy mają one znacznie marginalne. Owszem, poruszenie spraw związanych ze społeczeństwem, takich jak ochrona zdrowia, szkolnictwo, sprawy systemu emerytalnego byłoby wskazane, ale prezydent w tych dziedzinach powinien pełnić jedynie doradcze funkcje. Czas negatywnego weta chyba już minął.

Na tydzień przed wyborami jest jasne, że liczy się tylko dwóch kandydatów - Jarosław Kaczyński  i Bronisław Komorowski. Tak się składa, że obaj kandydaci reprezentują formacje, które mają różny stosunek do Konstytucji RP i obie partie chciałyby zmienić ustawę zasadniczą, szczególnie w punktach dotyczących roli i zadań urzędu prezydenckiego. I tu warto by przepytać oby kandydatów, jak oni zapatrują się na te kwestie. Czy Bronisław Komorowski zgodziłby się na ograniczenie swojej roli jako prezydenta, czy Jarosław Kaczyński uznałby, że powinien bronić zapisów Konstytucji i postępować zgodnie z jej literą? To zresztą dyskusja szersza, ponieważ dotyczy szeroko rozumianego ustroju państwa, zmian jego instytucji i być może porządku politycznego. Nie ma chyba komentatora, który by nie twierdził, że w polskiej polityce konieczne jest głębokie przewartościowanie i zmiany. Mogą się one dokonać tylko przy założeniu jednoczesnych zmian w Konstytucji, ordynacji wyborczej do parlamentu i zasad finansowania partii politycznych.

Nie wiem, czy ostatni tydzień przyniesie jakieś poważne starcia. Sztaby były do tej pory dość powściągliwe w atakowaniu przeciwników. Ale atmosfera się zagęszcza, ponieważ ostatnie sondaże pokazują, że dystans pomiędzy prowadzącym Komorowskim a Jarosławem Kaczyńskim się zmniejsza. Dodatkowo coraz częściej pojawiają się informacje, że frekwencja w pierwszej rundzie, oceniana na 60%, może być dużo mniejsza. Liczba nieprzekonanych, a co za tym idzie niezdecydowanych wyborców jest w dalszym ciągu olbrzymia, a badania opinii mówią, że wielu wyborców decyduje się na wybór w ciągi kilku ostatnich dni.

Co może stać się osią dyskusji w tym ostatnim tygodniu? Tylko te sprawy, które uderzą w konkurenta. Nie sprawy ochrony zdrowia, szkolnictwa, czy bezpieczeństwa państwa. Czymś taki mogą stać się informacje o okolicznościach katastrofy pod Smoleńskiem. Z jednej strony sztab Jarosława Kaczyńskiego może oskarżyć stronę Komorowskiego o zaniedbania w sprawie prowadzenie dochodzenia i oddanie Rosjanom uprawnień do prowadzenia śledztwa. Druga strona może użyć argumentu o przemożnym wpływie brata Jarosława Kaczyńskiego, Lecha, na podjęcie przez pilotów decyzji o lądowaniu w warunkach ekstremalnych, jakie panowały 10 kwietnia na lotnisku.

Czy tego rodzaju temat będzie się mieścił w ramach kultury i obyczaju demokratycznego? Zdania będą pewnie podzielone.