Nobilitująca degradacja Schetyny

Nobilitująca degradacja Schetyny

Dodano:   /  Zmieniono: 
Grzegorz Schetyna, baron dolnego śląska, entuzjasta sportu i jedna z najważniejszych osób w Platformie Obywatelskiej, stopniowo zaczyna zamieniać realną władzę na żyrandole.
Kariera Schetyny układała się wręcz wzorcowo. Na studiach był prezesem NZS-u, potem kolejno posłem na sejm III, IV, V i VI kadencji, w 2007 roku został wicepremierem w rządzie Donalda Tuska, a teraz drugą, po prezydencie, osobą w państwie. Grzegorz Schetyna 8 lipca został wybrany Marszałkiem Sejmu.

Pozornie kariera Schetyny to ciąg awansów, a były wicepremier, który do czasu zaprzysiężenia Bronisława Komorowskiego będzie pełnił obowiązki prezydenta, święci największy triumf w swojej politycznej karierze. Jeśli jednak przyjrzymy się ostatniemu rokowi to można dojść do wniosku, że, paradoksalnie, ostatnie 12 miesięcy było dla członka Platformy pasmem niepowodzeń i degradacji.

Nie ulega wątpliwości, że Schetyna u szczytu władzy był wtedy, gdy zajmował stanowisko szefa MSWiA oraz wicepremiera. Był drugim, po Tusku, człowiekiem w rządzie, miał wpływ na realną władzę, kontrolował sytuację. Zjazd w dół rozpoczął się w momencie wybuchu afery hazardowej. Schetyna – chociaż żadne dowody nie obciążały go bezpośrednio – musiał odejść z rządu. Donald Tusk nie pozostawił go jednak na lodzie, i Schetyna został szefem klubu parlamentarnego PO. Schetyna pozostawał też sekretarzem generalnym Platformy. Może już nie rządził państwem, ale jego pozycja w partii wciąż była mocna, co na rok przed wyborami samorządowymi nie było wcale takim złym rozwiązaniem. Ale gdy nowy przewodniczący klubu w końcu odnalazł się w swojej roli, to Platforma, znów stwierdziła, że widzi go gdzie indziej. Tym razem miał zostać Marszałkiem. Propozycja będąca marzeniem niemal każdego polityka. Każdego oprócz Schetyny, który pokazał przez lata, że interesuje go prawdziwa władza. Nie bez żalu zamienia więc kierowanie klubem oraz sekretarzowanie partii na laskę marszałkowską. Najbardziej mu żal chyba układania list wyborczych jesienią.

Na pocieszenie Grzegorzowi Schetynie pozostaje fakt, że jeszcze nigdy w historii Marszałek Sejmu nie znaczył tak wiele jak w ostatnich miesiącach. Trudno jednak sobie nawet wyobrazić, że historia mogłaby się powtórzyć. Zresztą pewnie wtedy szybko znalazłoby się dla Schetyny nowe miejsce.