W kolejce do lekarza przez... 1824 dni

W kolejce do lekarza przez... 1824 dni

Dodano:   /  Zmieniono: 
Pacjenci nie mogą być pewni, czy zostaną przyjęci do szpitali w terminie, na który się zapisali. W skrajnych przypadkach oczekują na operację prawie pięć lat. W wielu lecznicach chorzy przyjmowani są poza kolejnością - to wnioski z raportu NIK.
Najwyższa Izba Kontroli oceniła dostępność usług medycznych. Izba skontrolowała sytuację na oddziałach ortopedycznych, urologicznych i neurochirurgicznych. Najwięcej pacjentów oczekiwało na zabieg na ortopedii w Szpitalu Klinicznym w Lublinie - 2758 osób, Szpitalu Klinicznym im. Dzieciątka Jezus w Warszawie - 2139. Najdłuższy czas oczekiwania to 1824 dni. Tyle czeka pacjent na wszczepienie endoprotezy w Szpitalu w Kościerzynie. W Specjalistycznym ZOZ w Inowrocławiu chorzy oczekują na ten zabieg 1258 dni. - Czas oczekiwania wydłuża się, bo przyjmowane są osoby spoza list lub poza kolejnością, bez wskazań medycznych. Opóźnieniom sprzyja także bałagan w prowadzeniu list oczekujących, awarie sprzętu, niedostateczne wyposażenie szpitali, braki personelu, a przede wszystkim brak pieniędzy - ocenia prezes NIK Jacek Jezierski.

Jak wynika z raportu NIK, listy oczekujących na zabiegi często były prowadzone nierzetelnie i nieprawidłowo. W 20 proc. skontrolowanych placówek przyjmowano pacjentów spoza listy, gdy nie było wskazań medycznych. A w 40 proc. kolejność wykonywanych świadczeń nie zawsze była zgodna z kolejnością zgłoszeń pacjentów. Np. w Szpitalu Klinicznym im. Dzieciątka Jezus w Warszawie w Poradni Urazowo-Ortopedycznej w sierpniu 2009 r. przyjęto 60 pacjentów bez kolejki - prawie 38 proc. pacjentów przyjętych w tym miesiącu - z czego tylko 9 to przypadki pilne. W Szpitalu Wojewódzkim we Włocławku na Oddziale Urologii w kwietniu 2009 r. bez kolejki przyjęto 40 osób (42 proc. ogółu przyjętych), w maju 44 osoby (53 proc. przyjętych), w czerwcu 39 osób (47 proc. ogółu przyjętych). W Szpitalu Powiatowym im. Edmunda Biernackiego w Mielcu w 33 przypadkach określanych jako "stabilne" (24 proc. badanych) ustalanie kolejności przyjęć nie następowało na podstawie kolejności zgłoszeń. Podobnie w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Lesznie kolejność udzielania świadczeń 98 pacjentom zakwalifikowanym jako "stabilni" (spośród 98 objętych kontrolą) ustalana była nie na podstawie kolejności zgłoszeń.

W raporcie Izba napisała, że wbrew obowiązkowi 17 proc. szpitali i 25 proc. poradni nie kwalifikowało pacjentów jako "przypadek stabilny", czy "przypadek pilny", co mogło stwarzać pole do nadużyć. Szpitale te nie weryfikowały także list, lub robiły to za rzadko - np. nie aktualizowano ich poprzez m.in. wykreślanie osób, które nie potrzebowały już zabiegu, na jaki się zapisały, bo wykonały go gdzie indziej lub np. zmarły. - Rzeczywiste zapotrzebowanie na zabiegi i operacje było i jest wyższe niż ich liczba zakontraktowana przez NFZ. Nawet jeśli szpitale wykonały 100 proc. zakontraktowanych przez NFZ operacji, to i tak tworzyła się kolejka pacjentów. Aż 62 proc. poradni wykonywało co roku świadczenia medyczne na poziomie 100 proc. i więcej zakontraktowanych usług. Podstawową przyczyną kolejek jest więc brak pieniędzy - podkreśla Jezierski. - Na liczbę przeprowadzonych operacji, a w konsekwencji na czas oczekiwania na zabieg, poza limitem określonym w umowie z NFZ, miało wpływ także wyposażenie szpitala. Tylko jedna trzecia skontrolowanych placówek miała tzw. sale wybudzeniowe. Szpitale, które je posiadały podczas wybudzania chorego z narkozy na sali operacyjnej przeprowadzały następny zabieg. W szpitalach, gdzie brakowało tych sal, wybudzanie odbywa się na sali operacyjnej - dodaje prezes NIK.

Kolejną przyczyną opóźnień w wykonywaniu zabiegów są awarie sprzętu medycznego. W siedmiu skontrolowanych placówkach awarie wymuszały przesuwanie planowych zabiegów. Najczęstszą przyczyną awarii było zużycie sprzętu i konieczność jego napraw przy jednoczesnym braku aparatury zastępczej. W 13 proc. kontrolowanych szpitali brakowało odpowiedniej liczby lekarzy i pielęgniarek. Dyrekcje szpitali podejmowały wprawdzie działania zmierzające do uzupełnienia niedoborów kadrowych, ale były one nieskuteczne. Powodem był przede wszystkim brak specjalistów na rynku pracy.

PAP, arb