Urzędniczka PKP odpowie za śmierć na kładce kolejowej

Urzędniczka PKP odpowie za śmierć na kładce kolejowej

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nieumyślne spowodowanie śmierci 25-latka z Dąbrowy Górniczej zarzuciła prokuratura urzędniczce odpowiadającą za stan kolejowej infrastruktury. Pod mężczyzną załamała się kolejowa kładka, zginął rażony prądem z sieci trakcyjnej.
W lipcu w Dąbrowie Górniczej pod 25-letnim Marcinem idącym z kolegami ogólnodostępną kolejową kładką zarwała się deska; mężczyzna wpadł w  dziurę dotykając sieci trakcyjnej pod napięciem. Ratownicy przez długi czas nie mogli dotrzeć do porażonego. Prąd przez ciało ofiary popłynął na kładkę. Prąd ostatecznie odłączono po blisko dwóch godzinach.

Jak poinformował szef dąbrowskiej prokuratury prok. Zbigniew Zięba, tamtejszy śledczy mają już projekt aktu oskarżenia w tej sprawie. Gotowy akt zostanie wysłany do  sądu w piątek. Śledztwo prowadzono pod kątem ustalenia, kto był odpowiedzialny za stan techniczny kładki -  remontowanej ostatnio ponad 10 lat wcześniej. W toku śledztwa prokuratorzy wskazali, że była to Anna S. pełniąca w spółce PKP SA funkcję zarządcy w Rejonie Administrowania i  Utrzymania Nieruchomości obejmującym m.in. Dąbrowę Górniczą. Jak powiedział prok. Zięba, podejrzana "wiedząc, że kładka jest uszkodzona, nie podjęła żadnych kroków, aby ją naprawić, czym doprowadziła nieumyślnie do śmierci pokrzywdzonego".

W opinii śledczych, Anna S. dopuściła się zaniechania, ponieważ wiedząc o stanie nieremontowanej od lat kładki, można było przewidzieć, że może tam dojść do tragedii. Urzędniczka podczas przesłuchań zaprzeczała, by znała stan kładki - z czym nie zgadzają się śledczy. Anna S. nie przyznała się też do zarzucanego przestępstwa. W procesie może jej grozić od 3 miesięcy do 5 lat więzienia.

To niejedyny wątek postępowania w sprawie. Dąbrowska prokuratura w trybie postępowania przygotowawczego sprawdza też niezwiązane już ściśle ze  śmiercią 25-latka ewentualne nieprawidłowości przy spisywaniu zasobów majątku PKP. Postępowanie jest następstwem m.in. faktu, że długo po wypadku do kładki nie przyznawało się ani miasto ani żadna z kolejowych spółek.

zew, PAP