Czy Jarosław Kaczyński wie skąd się biorą dzieci?

Czy Jarosław Kaczyński wie skąd się biorą dzieci?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zapłodnienie metodą in vitro to wielokrotna aborcja dlatego wierzący i praktykujący posłowie PiS żadnej ustawy regulującej kwestię in vitro w Polsce nie poprą – oświadczył z właściwą sobie pryncypialnością Jarosław Kaczyński. Tym samym prezes PiS dał dowód tego, że kiedy jego klasa przerabiała w szkole zagadnienie „skąd się biorą dzieci”, on sam albo kradł księżyc, albo dumał nad IV RP, którą miał w przyszłości stworzyć, albo nawet słuchał – ale nic nie zrozumiał.
Problem ze zrozumieniem meandrów związanych z rozmnażaniem się ludzi ma zresztą nie tylko Kaczyński i posłowie PiS powtarzający każde słowo swojego lidera jak mantrę. Również Jarosław Gowin zdaje się mieć pewne braki w wiedzy z tego zakresu, a i poseł Jacek Żalek mógłby jeszcze raz przerobić kurs biologii na poziomie podstawowym.
Skąd podejrzenia, że wszystkim wymienionym wyżej politykom brakuje wiedzy na temat pszczółek, kwiatków, motylków, mamuś i tatusiów? Ano stąd, że – gdyby przez chwilę potraktować poważnie słowa Kaczyńskiego (czy Gowina – który w gruncie rzeczy mówi to samo) i przyjąć, że in vitro jest wielokrotną aborcją – należałoby następnie odpowiedzieć sobie na pytanie: kiedy dokładnie do owej aborcji dochodzi. In vitro od zapłodnienia naturalnego różni się jedynie miejscem, w którym dochodzi do połączenia komórki jajowej z plemnikiem – w warunkach naturalnych proces ten ma miejsce w zaciszu kobiecego organizmu, w przypadku in vitro – w zaciszu laboratorium. Efekt jest jednak ten sam: komórka jajowa zostaje zapłodniona. A zapłodnienie to raczej przeciwieństwo aborcji. O co więc chodzi?

Otóż Kaczyńskiemu, Gowinowi i reszcie przeciwników in vitro chodzi o los zapłodnionych komórek jajowych – czyli zarodka, z którego następnie wykształca się płód. Takich zarodków podczas terapii poprzedzającej zapłodnienie może powstać nawet kilkanaście – w dzisiejszych czasach mało kogo stać jednak na wychowanie całej drużyny piłkarskiej, w związku z tym zarodki nadliczbowe zostają zamrożone. I tu właśnie zdają się wkraczać Kaczyński i Gowin z okrzykiem „aborcja!" na ustach.

Zarodek na etapie, na którym jest zamrażany, składa się z kilku komórek – ma w sobie oczywiście coś na kształt „potencjału człowieczeństwa", ale bliżej mu do jednokomórkowego plemnika i komórki jajowej niż Jarosławów – Gowina i Kaczyńskiego. Jeśli więc mrożenie zarodka, albo nawet jego zniszczenie (choć – jako żywo – żadna klinika zarodków nie niszczy, ponieważ po pierwsze – dojście do etapu zarodka jest bardzo kosztowne, a po drugie - wiele par, w których bezpłodność dotyka kobietę. jest żywo zainteresowanych „adopcją” zarodka) miało być traktowane jako aborcja, to automatycznie każdy mężczyzna stawałby się mordercą na miarę Stalina i Hitlera razem wziętych i podniesionych do potęgi n-tej, a każda kobieta (z wyjątkiem tych, które rodzą dzieci co dziewięć miesięcy) – zabijałaby wprawdzie na mniejszą skalę, za to bardzo konsekwentnie.

Tu kłania się wiedza na temat tego skąd się biorą dzieci. Otóż nawet jeśli wszystko zostanie wykonane z kalendarzykiem w ręku, poprzedzone modlitwą proszebną i zakończone modlitwą dziękczynną, to na 20 milionów plemników w 1 mililitrze męskiego nasienia szansę na sukces ma zazwyczaj tylko jeden – pozostałe 19 999 999 ludzi in spe kończy żywot na tym etapie. Mało tego – jeśli kobietę w danym miesiącu akurat zaboli głowa i małżeńskie pożycie okaże się niemożliwe, wówczas znajdujący się w niej człowiek in spe również zakończy żywot. A i to nie koniec – bo nawet jeśli głowa nikogo nie zaboli i wstępny etap procesu rozmnażania zakończy się sukcesem – jest duża szansa, że zarodek zakończy życie w ciągu kilkunastu dni (być może w dawnych czasach – gdy nie było lekcji biologii i nikt do końca nie rozumiał skąd się biorą dzieci, natura broniła w ten sposób Ziemi przed przeludnieniem).

Wróćmy do meritum. Skoro zamrożenie zarodka jest aborcją, mimo tego, że zamrożony zarodek ma jeszcze szansę na realizację swojego człowieczeństwa, to każdy męski orgazm jest hekatombą na miarę II wojny światowej – bo, jak zostało wykazane wyżej, wiąże się z ok. 20 milionami ofiar. Niewykluczone zresztą, że już wkrótce za seks będzie grozić mężczyznom dożywocie – przynajmniej w amerykańskim mieście Wilmington, gdzie na wniosek Loretty Walsh rada miejska uchwaliła rezolucję zgodnie z którym plemnikom i komórkom jajowym przysługują takie same prawa jak… dzieciom. A skoro tak – to wysyłanie plemnika/dziecka na pewną śmierć przez ojca, powinno być karane z całą surowością prawa n’est-ce pas?

No dobrze – powie ktoś – ale pozostaje jeszcze kwestia przekonań religijnych. Prezes PiS zresztą odwołuje się do nich przekonując iż „Kościół naucza, że dzieci powinny być poczynane w sposób naturalny". Pięknie, tylko że po pierwsze – w Księdze Rodzaju Bóg apeluje do ludzi, aby „rozmnażali się i czynili sobie ziemię poddaną” (Rdz 1, 28) nie czyniąc przy tym zastrzeżeń co do tego w jaki sposób ludzie mają się rozmnażać, a po drugie – trudno powiedzieć jakie stanowisko przyjąłby w kwestii in vitro Jezus, ponieważ w jego czasach znacznie łatwiej było uwierzyć w to, że dziewica została matką, niż w to, że człowiek powstaje z dwóch pojedynczych, niewidocznych dla oka komórek. Po trzecie wreszcie – co jest nienaturalnego w in vitro? Czy szaleni naukowcy łączą ze sobą dwa plemniki? Albo dwie komórki jajowe? Czy może robią dokładnie to, co dzieje się w warunkach naturalnych?

To jak panowie Jarosławowie? Zanotowaliście? A może trzeba powtórzyć?