Smoleńsk? "Sita Kopacz musiały mieć bardzo duże oczka"

Smoleńsk? "Sita Kopacz musiały mieć bardzo duże oczka"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ewa Kopacz, fot. Wprost 
- Badania w głównej mierze polegały na zabezpieczeniu przedmiotów znajdujących się na powierzchni miejsca katastrofy. Nie mogliśmy się wkopywać w ziemię w miejscu bezpośredniego upadku prezydenckiego TU-154M. W badaniach brali udział polscy archeolodzy i geodeci - mówi Marek Poznański, poseł Ruchu Palikota i archeolog o badaniach, w których uczestniczył w miejscu katastrofy smoleńskiej.
- Na czele zespołu stał prof. Andrzej Buko, dyrektor Instytutu Archeologii i Etnologii PAN. Prace przeprowadziliśmy w październiku 2010 roku i trwały dwa tygodnie. Pracowaliśmy od świtu do zmierzchu, czasem w deszczu i śniegu. W tym miejscu, wyprzedzając co niektóre komentarze, chciałbym zaznaczyć, iż był to wolontariat. Ja osobiście czułem, że jest to mój obowiązek - przyznaje. - Nie było łatwo - dodaje.

Poseł przyznaje, że doniesienia o nienależytym zabezpieczeniu miejsca katastrofy przez Rosjan się potwierdziły. - Zabezpieczyliśmy masę przedmiotów. Byłem zaskoczony, ile jeszcze tego zostało. Ba, ile tego jeszcze tam jest - zdradza. - W głowie miałem słowa ówczesnej minister Ewy Kopacz, iż wszystko zostało przesiane. Najwidoczniej sita, o których mówiła pani minister, miały bardzo duże oczka - dodaje.

Jego zdaniem, twierdzenie, że teren katastrofy był strzeżony, to za dużo powiedziane. - Stał tam wcześniej jakiś samochód z przysypiającymi milicjantami. Wielu naszym rodakom ciężko zrozumieć mentalność Rosjan. Na kwestię katastrof mają oni inne patrzenie - mówi.

mp, onet.pl