Migalski porównuje się do Armstronga

Migalski porównuje się do Armstronga

Dodano:   /  Zmieniono: 
Marek Migalski (fot.youtube)
Europoseł PJN, Marek Migalski na swoim blogu porównał swoje zeszłoroczne przyznanie się do fakt, że w większości wypadków w Parlamencie Europejskim nie wie nad czym głosuje do przyznania się przed Lance'a Armstronga do korzystania z niedozwolonych środków dopingowych.
Migalski dodał, że przyznanie się Lance'a Amrstronga nie zrobiło wrażeia na nikim kto "choć trochę interesuje się kolarstwem". "Wszyscy wiedzą, że nie da się jechać przez kilkanaście dni po kilkaset kilometrów, i to po górach. W tym sporcie biorą wszyscy i wszyscy o tym wiedzą. I tylko świętoszki lub głupcy sądzą, że można zwyciężyć w Tour de France czy Vuelta a Espana bez sztucznego wspomagania".

Eurodeputowany wyjaśnił, że sytuacja ma wiele wspólnego z polityką. "W polityce też ukrywa się kilka wstydliwych spraw, a ci, którzy je obnażają, są pokazywani jako czarne owce. Jedną z takich kwestii jest to, co ujawniłem przed rokiem, jako zasadę "Migala 90/90”. Pamiętacie? Dziś kolejne potwierdzenie mojej teorii, iż 90% posłów nie wie o 90% tego, nad czym głosuje". Jako potwierdzenie tezy podał listę zagadnień głosowanych przez dwa dni w PE. Oto niektóre spośród nich: ponowny rozwój obszarów miejskich jako wkład we wzrost gospodarczy, informowanie pracowników i konsultowanie się z nimi, przewidywania restrukturyzacji i zarządzania nimi, strategia UE na rzecz Rogu Afryki, klasyfikacja, pakowanie i etykietowanie preparatów niebezpiecznych, długoterminowy plan w zakresie zasobów dorsza w Morzu Bałtyckim i połowu tych zasobów, gwarancja dla młodzieży, przemoc wobec kobiet w Indiach, sytuacja w zakresie praw człowieka w Bahrajnie.

Migalski "gwarantuje, że żaden polski europoseł nie jest w stanie kompetentnie wypowiedzieć się na więcej, niż trzy, cztery z powyższych tematów". "Gdyby było tak, że polska ziemia wydała jednego kretyna, czyli mnie, który nie wie, nad czym głosuje, to to nie byłby żaden kłopot - ot, jeden bałwan więcej. Ale ja piszę o czymś, czego moi krytycy nie chcą zrozumieć - że każdy poseł (także ulubieńcy moich krytyków) jest w tej samej sytuacji, a jeśli twierdzi inaczej, to zwyczajnie kłamie (zachęcam media do poddania takiego śmiałka testowi)" - dowodził poseł.

Jego zdaniem sytuacja taka wyniki z braku kontroli ustawodawcy nad procesem. "Jak jeszcze dodacie do tego to, iż na przykład w Polsce 90% aktów prawnych jest przygotowywanych przez władzę wykonawczą i że rząd zabrania swoim posłom >grzebania< w projektach ustaw, to będziecie mieli w pełni smutny obraz współczesnej demokracji" - dodał polityk.

"Wszyscy w kolarstwie biorą. Wszyscy w polityce nie mają pojęcia nad czym głosują. Lance Armstrong został zmuszony do przyznania się do tego. Ja nie musiałem. Doceńcie to. I nie proszę o to moich politycznych oponentów – oni zapewne skorzystają z okazji i będą twierdzić, że to głupi Migalski jest leniem i kretynem nie wiedzącym nad czym głosuje (nota bene – miło byłoby zobaczyć takiego krytyka w czasie odpowiadania na pytania o wszystkie poprawki we wszystkich przegłosowanych w tym tygodniu rezolucji PE). Proszę o zrozumienie tego problemu liderów opinii (dziennikarzy, publicystów, komentatorów). To jedynie oni są w stanie docenić to, co mówię jako widz i jako uczestnik procesów politycznych. W środku peletonu widać właśnie takie rzeczy. Więc nie rzucajcie we mnie bidonami (to zrobią inni członkowie peletonu). Wy, obserwujący nas z zewnątrz, dostrzeżcie, że ten wyścig jedzie prosto w przepaść. Bezmyślnie i bezsensownie" - podsumował Migalski.

ml