Dramat w Łęczycy. "Od października wiedzieliśmy, że coś jest nie tak. Nie było dowodów"

Dramat w Łęczycy. "Od października wiedzieliśmy, że coś jest nie tak. Nie było dowodów"

Dodano:   /  Zmieniono: 
- W październiku zeszłego roku zorientowaliśmy się, że coś jest nie tak, ale nie mieliśmy na to dowodów. Dzieci nie chciały nic mówić, były wystraszone, bały się - powiedziała Iwona Zielińska z regionalnego centrum pomocy rodzinie.
Sąd aresztował w czwartek (29.05) na trzy miesiące 59-letniego mężczyznę, jego o pięć lat młodszą żonę i 20-letnią córkę. Małżeństwo pracowało jako rodzina zastępcza w Łęczycy. Śledczy ustalili, że para wraz z córką co najmniej od października 2012 roku znęcała się nad piątką swoich podopiecznych. Dzieci miały być bite, poniżane i wykorzystywane seksualnie. Okazuje się, że instytucja, która zajmowała się rodziną  już od dłuższego czasu miała sygnały, że dzieje się tam coś złego. Mimo to, kolejne dzieci trafiały tam pod opiekę. Jak tłumaczy Iwona Zielińska, nie było wystarczających dowodów, żeby można było tego zabronić, a wizyty koordynatora u rodziny zastępczej w ostatnim czasie były częstsze niż jest to wymagane. - Chcieliśmy zaobserwować co tak naprawdę się tam dzieje - dodaje Zielińska.
TVN24/x-news