Nie ma zagrożenia dla agentów WSI

Nie ma zagrożenia dla agentów WSI

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zdaniem szefa Wojskowych Służb Informacyjnych Marka Dukaczewskiego, nie ma zagrożenia dla obecnie działających oficerów WSI w związku z upublicznieniem tzw. "listy Wildsteina".
Jak powiedział w niedzielę w radiowej Zetce, wszystkie materiały, które są istotne dla funkcjonowania wojskowych służb, "są objęte najwyższymi klauzulami tajemnicy państwowej".

"Chcę powiedzieć, że wszelkie materiały, jakie Wojskowe Służby informacyjne przekazywały do archiwów Instytutu Pamięci Narodowej, przekazywane były w oparciu o ustawę o IPN-ie, jak również w  oparciu o podpisane w kwietniu 2001 roku porozumienie z prezesem IPN-u. Zachowane zostały wszelkie zasady związane z ochroną materiałów naszych, w tym również z wydzieleniem najbardziej cennych zasobów do tzw. zbioru zastrzeżonego" - powiedział Dukaczewski w "7 Dniu Tygodnia" Zetki.

Sobotnia "Trybuna" napisała, że na liście, którą Bronisław Wildstein wyniósł z IPN, znajdują się nazwiska oficerów polskiego wywiadu wojskowego. Premier Belka w trybie pilnym zwołał w piątek w tej sprawie Kolegium do spraw Służb Specjalnych.

Szef WSI wyjaśnił, że zbiór IPN składa się z dwóch istotnych elementów - tzw. zbioru wyodrębnionego, popularnie zwanego zbiorem zastrzeżonym oraz zbioru ogólnego. "W zbiorze zastrzeżonym są wyłącznie materiały objęte klauzulą tajemnicy państwowej - tajne i  ściśle tajne. Natomiast w zbiorze ogólnym - nie są tylko materiały jawne, są również materiały objęte klauzulami tajemnicy państwowej, a więc tajne i ściśle tajne i są przechowywane w tym zbiorze i podlegają wszelkiej kontroli ustaw, które tego typu materiały chronią" - dodał.

Dukaczewski odpierał zarzuty, że to nie Bronisław Wildstein odpowiada za ewentualne upublicznienie nazwisk oficerów WSI, lecz właśnie oficerowie WSI, przyznając publicznie, że na tej liście mogą być takie nazwiska, zaniepokoili opinię publiczną.

"Zaniepokoili, bo jeżeli pojawia się przynajmniej jedno nazwisko, a takie nazwisko się pojawiło, to jest to powód do tego, aby takie zaniepokojenie wyrazić" - powiedział.

Przyznał, że na "liście Wildsteina" widnieje jego nazwisko, choć nie wyjaśnił, dlaczego tam się znalazło. Ten fakt, jego zdaniem, wywołał zaniepokojenie służb, gdyż jak podkreślił, "przy kolejnych planach ujawniania list, a mówi się o liczbie około półtora miliona nazwisk, możemy stracić nad tym kontrolę, czy nie będą ujawniane czy upubliczniane aktywa operacyjne istotne dla polskich służb nie tylko wojskowych".

Bronisław Wildstein - były publicysta "Rzeczpospolitej" -  udostępnił znajomym dziennikarzom skopiowaną z komputera IPN listę około 240 tysięcy nazwisk tajnych współpracowników SB, funkcjonariuszy SB, osób pokrzywdzonych i tych, które SB wytypowała do ewentualnej współpracy. Redaktor naczelny "Rz" Grzegorz Gauden zwolnił dziennikarza z pracy argumentując, że  Wildstein rozpoczął akcję rozpowszechniania listy bez wiedzy kierownictwa gazety, na własną rękę, co Gauden uznał za nielojalne zachowanie.

ss, pap