W niedzielę po zebraniu Rady Krajowej PO kandydatka tej partii na prezydenta Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz zaapelowała do Marcinkiewicza, aby nie wydawał zgody na zorganizowanie manifestacji LPR. Jej zdaniem, organizowanie kontrmanifestacji przez wicepremiera i partię koalicyjną jest ograniczaniem uprawnień opozycji i obywateli do wyrażania opinii i "wskazuje na zwrot ku polityce autorytarnej".
Marcinkiewicz nie przyjął tych argumentów. "Jeśli w dokumentach wszystko będzie prawidłowo, jeśli to nie będzie zagrażało bezpieczeństwu Warszawy i warszawiaków, to oczywiście taka zgoda musi być wydana, bez względu na to, że pewnie oba te marsze będą agresywne" - powiedział w radiowej Trójce. "Ten marsz Platformy Obywatelskiej jest marszem agresji, ja bym powiedział: +paradą wyższości+, to zaczyna mi się kojarzyć z Unią Wolności, która zawsze uważała, że jest partią najmądrzejszą i wszechwiedzącą" - dodał.
Na pytanie, czy ta manifestacja może wstrząsnąć polską polityką, Marcinkiewicz odpowiedział, że tego rodzaju "agresja" nigdy nie doprowadzi do przesilenia. "Ja w ogóle się dziwię, bo agresji w Polsce jest coraz więcej, ona narasta z różnych powodów, nie mówię, że nie należy się uderzyć we własne piersi, ale ta atmosfera wojny jest podgrzewana zewsząd. Coraz więcej nie tylko polityków, ale także dziennikarzy i publicystów dosyć jawnie robi wszystko, by ta agresja narastała" - oznajmił kandydat na prezydenta stolicy.
pap, em