Test prawdy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Układ zaatakował. Taka była pierwsza reakcja polityków PiS-u łącznie z premierem i prezydentem po opublikowaniu przez TVN tzw. taśm prawdy, pokazujących brzydką twarz polityki. Jeśli był to atak układu, jak chcieliby go widzieć ci, których obnażył, to co nastąpiło tydzień potem wyglada na kontratak i to sklecony naprędce.
Od pewnego czasu mówiło się, że raport w sprawie likwidacji WSI będzie tym, co ma przesłonić tamten polityczny skandal. Premier mówił nawet o porażającej wiedzy, wyzierającej z tego dokumentu. Okazało się jednak, że utajniony raport politycznego trzęsienia ziemi równego opublikowaniu taśm z negocjacji z Renatą Beger nie spowoduje. I w tej sytuacji trudno nawet ocenić, czy zawartość archiwów WSI mogłaby je spowodować. Krążyły też pogłoski potwierdzone przez ministra Macierewicza o manipulowaniu przez WSI mediami, co w świetle wcześniejszych zarzutów o prowokacje polityczną pod adresem TVN, można było odczytać jako adresowane m.in. do tej stacji.

Publikacja "Gazety Polskiej", sympatyzującej z partią rządzącą, może więc wyglądać na inspirowaną przez środowiska PiS-u. Zwłaszcza, że - czego gazeta nie ukrywa - informacja opiera się na raporcie komisji Macierewicza, a więc musiał gdzieś nastąpić przeciek. Zaś wzajemne sympatie i związki gazety i środowiska zajmującego się likwidacją wojskowych służb (rzecznik Antoniego Macierewicza figuruje w stopce gazety) nawet przy najlepszej woli nasuwają podejrzenie, że dziennikarze dali się użyć jako narzędzie w walce politycznej. Jeśli więc przyjąć optykę PiS-u, wcześniej zarzucajacego to dziennikarzom TVN, trudno nie mówić o co najmniej tym samym grzechu w odniesieniu do dziennikarzy "GP".

Uderzenie w TVN, ujawniające agenta służb specjalnych na tak wysokim stanowisku w tej stacji z pewnością nie wzmacnia jej wiarygodności, ale to że stało się po tygodniu od ujawnienia taśm również nie wzmacnia naszej wiary w bezstronność "GP". Do tego wpadka ze zdjęciem, sugerująca nadzwyczajny pośpiech.

Trudno wyrokować o prawdziwości bądź nie zarzutów dziennikarzy "Gazety Polskiej". I choć pogłoski na temat związków sekretarza programowego TVN Milana Suboticia ze służbami specjalnymi krążyły w środowisku dziennikarskim od lat, na razie autorzy artykułu powołują się jedynie na tajny raport, czemu nota bene zaprzecza sam Antoni Macierewicz, zapewniając, że przecieku nie było. W tej sprawie pytań jest zresztą więcej, m.in.: czy rzeczywiście Milan Subotić jako sekretarz programowy nie wiedział o taśmach Beger? Zapewnienia TVN, że tak nie było nie wypadły zbyt przekonywująco, ale za bezstronnością Morozowskiego i Sekielskiego przemawiają z kolei ich wcześniejsze dokonania, choćby nagranie kompromitujące polityków Platformy. Niezależnie od tych wątpliwości, niepodważalne pozostanie to co zostało nagrane w pokoju pani Beger i co obejrzała cała Polska.

Wątpliwości mogłoby rozstrzygnąć odtajnienie raportu komisji likwidacyjnej WSI. Politycy PiS co prawda twierdzą, że w tej sprawie robią wszystko co możliwe, jednak niełatwo uwierzyć w te zapewnienia, jeśli pomyśli się o sprawie pułkownika Lesiaka i inwigilację prawicy w latach 90. dokumenty w tej sprawie dotąd nie ujrzały światła dziennego. W tej sytuacji jedynym testem na szczerość deklaracji rządzących i prawdziwość zarzutów "GP" będzie odtajnienie raportu.